Pasek artykułowy - wybory

Mistrzyni olimpijska Aleksandra Mirosław: Uwielbiam wygrywać, medali nigdy dość

Rozmawiala Olga Miriam Przybyłowic
Złota medalistka olimpijska z Paryża 2024 we wspinaczce sportowej na czas Aleksandra Mirosław
Złota medalistka olimpijska z Paryża 2024 we wspinaczce sportowej na czas Aleksandra Mirosław Adam Jankowski
Aleksandra Mirosław po sukcesie w Paryżu powróciła do treningów i rozpoczęła przygotowania do przyszłorocznego sezonu, w tym mistrzostw świata w Seulu. "Uwielbiam wygrywać, to mnie motywuje” – powiedziała mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata w wspinaczce sportowej na czas.

Jako jedyna z Biało-Czerwonych zdobyła pani złoty medal igrzysk w Paryżu. Czy do tej pory emocje olimpijskie towarzyszą pani w codziennym życiu?
Aleksandra Mirosław: Po zakończeniu igrzysk starałam się żyć "Paryżem" jak najdłużej. Lubię wracać myślami do tego miejsca, do tego dnia, gdy zdobyłam złoto, na nowo przeżywać emocje. Niedawna Gala Olimpijska, odsłonięcie podobizny w Galerii Mistrzów Centrum Olimpijskiego w Warszawie, a potem złotej plakiety w Muzeum Sportu i Turystyki było domknięciem tego wielkiego projektu "Paryż 2024". Teraz idę dalej. Mam cele na przyszłość, skupiam się na mistrzostwach świata w Seulu, które są zaplanowane na wrzesień przyszłego roku.

Osiągnęła już pani wszystko w swojej specjalności: złoto olimpijskie, wcześniej dwa razy mistrzostwo globu (2018, 2019), regularnie poprawia rekordy świata. Wielu sportowców miałoby kłopot z motywacją. A pani skąd ją czerpie?
Ja po prostu uwielbiam wygrywać i to mnie motywuje. Mam jeszcze wiele marzeń sportowych, a tytułów, sukcesów, medali nigdy dość. Można przejść do historii jako multimedalista i to jest mój cel na najbliższe lata.

I taka motywacja nie osłabnie do kolejnych igrzysk?
Aż tak daleko w przyszłość, do Los Angeles, nie wybiegam. Nie mam zielonego pojęcia, czy tam wystartuję. Nie mówię "nie", nie powiem "tak". Nie zastanawiałam się nad tym i na razie nawet nie chcę się zastanawiać.

Czym jest dla pani mistrzostwo olimpijskie?
Złoty medal w Paryżu fantastycznie domknął moją 10-letnią historię współpracy z Mateuszem, moim trenerem i mężem. Przez dekadę przeżyliśmy bardzo wiele. Wspinaczka stała się sportem olimpijskim, co bardzo dużo zmieniło. Najpierw start w Tokio w trzech konkurencjach, składających się na kombinację, potem ich rozdzielenie. To jest kawałek naszej pięknej historii.

W Tokio w debiucie olimpijskim zajęła pani czwarta lokatę. Czym były dla pani doświadczenia z Japonii?
Śmieję się, że japońskie igrzyska były wersją demonstracyjną, nie tylko dla wspinaczki sportowej, ale także dla mnie. Tokio to igrzyska w czasie Covidu. Doświadczyłam procedur związanych z podróżą, wszystkich formalności. Jednocześnie mogłam zobaczyć, jak wygląda wioska, poczuć olimpijską atmosferę, choć bez publiczności to było zupełnie coś innego i dopiero w Paryżu naprawdę było kibiców czuć i słychać. Fantastycznie, że tak wielu fanów z Polski zgromadziło się w arenie Le Bourget. To prawda, że "wyłączam się" podczas zawodów i nic nie słyszę, ale w czasie dekoracji odczuwałam obecność Polaków, ich emocje.

Do projektu "Paryż 2024" przygotowywała się pani przez wiele miesięcy w ciszy, nawet pewnej izolacji, bez fleszy fotoreporterów czy kamer i mikrofonów dziennikarzy...
Jestem typem zawodnczki, która woli bronić się czynami niż słowami. Igrzyska w Paryżu to był skrupulatnie przemyślany plan, poprzedzony istotnymi decyzjami trenera i moimi. Konsultowałam się z moją psycholog Darią Abramowicz i menedżerem Janem Peńsko. To oni działali, a ja, choć byłam w centrum tego wszystkiego, mogłam się skupić wyłącznie na starcie. Mogłam mieć kompletny spokój, a właśnie tego najbardziej potrzebowałam w stolicy Francji. Tuż przed igrzyskami i w momencie wejścia do wioski olimpijskiej wszystko było już ułożone, zaprogramowane i mogłam nie rozmawiać o zawodach. Nie musiałam niczego deklarować. Wszyscy wiedzieli po co przyjechałam na igrzyska. Na to złoto z Paryża pracowałam przez całą karierę, ale od powrotu z Tokio ten cel zaczął się ukonkretniać. Ostatni rok przed igrzyskami to był trudny czas, ale wszystko, co się wtedy wydarzyło, było potrzebne.

Droga do złota, jak pani wspomniała, nie była usłana różami. W mistrzostwach świata 2023 zdobyła pani brąz, co nie dawało kwalifikacji olimpijskiej. Potrzebny był kolejny start w Rzymie. Musiała się pani odciąć od tego, co już było, wyciszyć, żeby ponownie triumfować?
Jestem ekstrawertyczką, ale bardzo cenię sobie spokój. Jestem też osobą, o czym dowiedziałam się tak naprawdę w ostatnim roku, która ma bardzo wysoko rozwiniętą cechę lęku. Od wspomnianych mistrzostw świata w Bernie zmagałam się ze stanami lękowymi. Przez ten rok naprawdę dużo się działo i dużo pracy zostało włożone, szczególnie mentalnej, bym w Paryżu mogła walczyć o złoto. Gdyby nie zawody w Bernie, po których bardzo dużo dowiedziałam się o sobie, to myślę, że triumfu w Paryżu mogłoby nie być. To wszystko musiało się "zadziać", było po coś...

Czy poprawiane dwukrotnie w eliminacjach olimpijskich rekordy świata pomogły pani w końcowym zwycięstwie? To było na dwa dni przed walką o medale...
O rekordach nie myślałam ani w eliminacjach, ani w finale. Miałam po prostu wygrywać. Dzień eliminacji został zamknięty po wyjściu z areny. Chciałam skupić się jak najszybciej na regeneracji, by na finały wrócić pełna energii, ze świeżą głową. Te dwa biegi bardzo dużo mnie kosztowały psychicznie i fizycznie.

Jak zmieniło się pani podejście do rywalizacji po roku przepracowanym mentalnie pod okiem fachowca?
W finałowej rywalizacji w Paryżu każdy zakończony bieg traktowałam jak przeszłość. Wyłączając przycisk na górze ścianki zamykałam rozdział. Nie myślałam o tym, co jest za mną i co przede mną, co zrobię jak zdobędę złoto. W każdym biegu żyłam tylko daną chwilą. I to była ta ogromna praca mentalna, która została wykonana.

Czy zatem pani przemiana psychologiczna i budowana na nowo forma fizyczna oznacza, że może pani przebiec ściankę poniżej sześciu sekund, skoro na igrzyskach uzyskała pani 6,06?
Rekordy to wypadkowa świetnego przygotowania fizycznego i psychicznego. Wychodząc do biegu nigdy nie skupiam się na pobiciu rekordu. I tak już pozostanie.

Czy skala zainteresowania pani wyczynem, popularność po sukcesie olimpijskim zaskoczyły panią?
Sądzę, że niewielu zawodników myśli o tym, co będzie, gdy osiągnie życiowy sukces, jakim jest mistrzostwo olimpijskie, bo skupia się na tych małych kroczkach, by dojść do celu. Oczywiście, moje życie zmieniło się po 7 sierpnia, ale staram pozostać się tą samą Olą, która była przed igrzyskami. Popularność jest na pewno większa niż była, więc musiałam nauczyć się na nowo funkcjonowania w przestrzeni publicznej.

A może pani anonimowo zrobić zakupy anonimowo czy iść na spacer?
No nie, aż tak to nie. Ludzie mnie poznają, proszą o wspólne zdjęcie, autograf. Ale to jest miłe. Gdy ktoś podchodzi i gratuluje, mówi, że oglądał mój start, że się wzruszył, to jest to niesamowicie przyjemne. W takich momentach zdaję sobie sprawę, jak wiele serc Polaków zostało poruszonych tym startem. I to jest fantastyczne.

Było jednak coś co panią kompletnie zaskoczyło skalą popularności?
Tak, jednym z takich fantastycznych przeżyć był mecz żużlowy w Lublinie, na którym zostałam przywitana przez kibiców. Cały stadion skandował moje imię i to było bardzo wzruszające. Tym bardziej, że jestem fanką lubelskiej drużyny.

A jak zapamięta pani igrzyska w Paryżu?
Nie śledziłam ich na bieżąco, choć byłam w środku. Nie wiedziałam, co się dzieje w Paryżu, aż do dnia finału wspinaczki. Dopiero po starcie mogłam trochę poczuć atmosferę, choć wtedy igrzyska się już powoli kończyły i zbyt wiele się nie działo. Byłam na meczu siatkarzy. Super sprawa, bo bardzo im kibicuję. Zresztą w Rzymie, po wygranych kwalifikacjach kontynentalnych, także byłam na meczu chłopaków o mistrzostwo Europy. Nasze sukcesy jakoś się "parują". Od siatkarzy bije ogromny profesjonalizm, który podziwiam i szanuję. To jest fantastyczna drużyna.

Czy jako osoba zorganizowana i "zaplanowana" w każdym detalu ma już pani pomysł na to, co zrobić z nagrodami za złoto - z diamentem, obrazem, voucherem na podróż czy pieniędzmi?
Planu na zagospodarowanie nagród olimpijskich jeszcze nie mam. Żartowałam z mężem, że całe nasze planowanie skończyło się 7 sierpnia i teraz adoptujemy się do nowej sytuacji. Nawet nie wiem, kiedy nastąpi "podróż marzeń" z otrzymanym voucherem. Na pewno będzie miało to miejsce po mistrzostwach świata w Seulu... Jednego wyboru jednak już dokonałam - mieszkania w "Miasteczku Mistrzów" na warszawskim Ursynowie.

A jaki prezent za zdobycie złota olimpijskiego otrzymała pani o męża trenera?
Nie dostałam żadnego. Wiem, że mam jego miłość na całe życie i to jest najważniejsze. Tak naprawdę największym prezentem było dla mnie to, że czas olimpijski mogliśmy spędzić razem, dzielić się emocjami w trakcie i po zakończeniu zawodów, przeżywać to wszystko na swój sposób. Widzieć w swoich oczach radość, szczęcie, satysfakcję z tego, że osiągnęliśmy razem wyznaczony cel.(PAP)

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 Ekstra - Zaskakujący finisz Ekstraklasy

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jan
Jaka dumna pani idzie :)
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl