Przyznam, że już dawno nie czytałam kryminału. Zwykle sięgam po książki innego gatunku, kryminalne perypetie śledzę raczej na szklanym okienku z bujnego strumienia Netfliksa czy innego giganta streamingu. W tym przypadku sięgnęłam i przeczytałam bardzo szybko, bo ten kryminał naprawdę mnie wciągnął.
I pewnie stało się tak nie tylko dlatego, że napisał go prawdziwy prokurator, bo Cyryl Sone - jak czytamy o autorze - to od przeszło ośmiu lat czynny zawodowo śledczy publikujący pod pseudonimem. I opisując kulisy prokuratorskiej pracy, miał czerpać garściami ze swoich doświadczeń zawodowych.
W tym kryminale intrygująca jest młodość. Bezwstydnie chcąca przejść życie tak krótko i tak mocno, jak tylko się da. Eksperymentująca, próbująca, za nic mająca zwyczaje, konwenanse i przepisy. Jest prawdziwe zło usprawiedliwiane chorą ciekawością. Obsesja śmierci ludzi pięknych, młodych, stojących u progu dorosłego życia. Przyznajcie – to nas pociąga. Czy chociaż raz w życiu nie pragnęliście życia na krawędzi? W końcu filmy czy książki z tym motywem z jakiegoś powodu się podobają.
Jest w tej historii też Konrad Kroon, błyskotliwy, cyniczny prokurator, który codziennie nurza się w tonach akt, beznamiętnie i sprawnie oddzielając sprawy rokujące od tych, na które zabraknie czasu i środków. Ale wszystko do czasu.
Nie będę Wam pisać o bohaterach książki, ich motywach i uczuciach, ale mogę zdradzić, co dla mnie było największym wabikiem tej historii. To jej tło, czyli Gdańsk. Autor „Krzycz, jeśli żyjesz” dobrze zna Gdańsk (Wrzeszczański Garnizon (…). Nowoczesna prawie dzielnica położona nie gdzieś-tam-hen-za-obwodnicą-koło-wysypiska-śmieci-całe-życie-w-korkach-ale-nie-jest-przecież-to-znowu-tak-daleko-od-centrum-tylko-dwadzieścia-minut-jak-nie-ma-korków-ale-one-k...-zawsze-są). Jego codzienność i jego historię. Można znaleźć wiele prawdziwych smaczków. To dlatego dobrze się to czyta.
Nie tylko miłośnikom kryminałów i nie tylko mieszkańcom Gdańska, ale jeśli jesteś jednym i drugim – nie czekaj za długo z lekturą.
