Rok od tej tragedii prokurator umorzył właśnie śledztwo w sprawie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem Marty A. i udzielenia pomocy Błażejowi Ch. w targnięciu się na swoje życie.
Idealna para przyjechała z Białegostoku
Oboje byli utalentowani, atrakcyjni, z planami na przyszłość. Życie stało przed nimi otworem. Tylko brać je garściami.
26-letni Błażej, inżynier akustyk, pracował w jednej z korporacji w Krakowie i jego kariera zapowiadała się szczególnie interesująco.
Znał języki obce, pisał specjalistyczne programy komputerowe i zgłębiał techniki swojej specjalności.
Konkurencja z branży chętnie zatrudniłaby go u siebie i kusiła lepszymi zarobkami, ale on się wahał.
Jego 26-letnia dziewczyna Marta była instruktorką fitness, ale dbała nie tylko o ciało i wygląd zewnętrzny.
Pod Wawel przyjechali kilka lat temu z drugiego krańca Polski, bo z Białegostoku, na studia. Zamieszkali w kawalerce przy ulicy Estery 3.
Obojgu odpowiadała atmosfera krakowskiego Kazimierza, różnorodność kulturowa tego miejsca, mieszanka tradycji i nowoczesności. Nie przeszkadzał im tłum turystów, który przetaczał się po okolicznych wąskich uliczkach i Placu Nowym. Czuli, że tu jest ich miejsce na ziemi.
W ich kamienicy lokatorami byli głównie młodzi ludzie, studenci, którzy wynajmowali tam mieszkania.
- Mówiliśmy sobie na klatce tylko cześć. Rzadko ktoś ich odwiedzał. Raczej nie byli zbyt towarzyscy - opowiadała nam w ubiegłym roku jedna z mieszkanek budynku tuż po tragedii w kawalerce.
Inni nie kryli, że teraz będzie im ciężko zasnąć, bo wyobraźnia podpowiada im co się rozegrało tuż za ścianą w tej starej kamienicy.
Zakochani i szczęśliwi na zdjęciach
Ze licznych zdjęć na profilach internetowych pary nie wynika jednak, by byli odludkami.
Na fotografiach widać ich roześmiane twarze, nierzadko w towarzystwie znajomych. Marta i Błażej często razem pozowali do fotografii. Nie brakuje tam atrakcyjnych ujęć z wypadów w góry, wspólnych obiadów w restauracjach czy treningów na siłowni.
Wyglądali na zakochanych i szczęśliwych, ale z perspektywy czasu widać, że to tylko zdjęcia. Jak im się faktycznie układało w związku i czy mieli jakieś problemy - tej tajemnicy już nie da się rozwikłać.
Dziś już jednak więcej wiadomo na temat okoliczności makabrycznego zajścia.
Z opowieści znajomych i bliskich wynikało, że byli wzorową parą, ale cztery dni przed tragedią w kawalerce poważnie się pokłócili. O co poszło ? Nie wiadomo. I jak piszą krakowscy śledczy należy domniemywać, że pokłosiem tej awantury było zdarzenie z 10 września 2017 r. O jego przebiegu można tylko pośrednio wnioskować na podstawie szczegółowych oględzin mieszkania, opinii biegłych specjalistów i wyników sekcji zwłok pary.
Przyznał się bratu do dokonania zbrodni
Udało się ustalić, że tamtego dnia Błażej zadzwonił do brata i oświadczył mu że pozbawił życia Martę. Mężczyzna nie dowierzał i próbował wówczas zdobyć więcej informacji, ale w pewnym momencie roztrzęsiony Błażej przerwał szybko rozmowę, a później już nie odbierał telefonu komórkowego.
Jego zaniepokojony sprawą brat natychmiast przyjechał z Warszawy do Krakowa i próbował dostać się do kawalerki na Kazimierzu.
Błażej zatelefonował do brata i przyznał mu się do zabójstwa Marty. Potem już nie odbierał komórki - podaje prokuratura
Drzwi były zamknięte od środka, więc na miejscu pojawiła się policja i strażacy, którzy siłą weszli do pomieszczeń.
Na podłodze leżały zwłoki Błażeja, a na łóżku obok zmasakrowana Marta. Miała obrażenia głowy, 15-centymetrową ranę na szyi, rozcięty brzuch i liczne rany na kończynach. Na sekcji zwłok okazało się, że dostała też cios nożem w serce.
Ona z raną na szyi i brzuchu, a on miał rany na rękach
Znaleziono narzędzie zbrodni, nóż kuchenny o długości 23 cm i 12,5-centymetrowym ostrzu. Także Błażej był ranny na rękach i biegły wypowiedział się, że mogło dojść do tych skaleczeń, gdy zadawał ciosy partnerce, a ona stawiała czynny opór.
Oprócz śladów krwi odkryto rozsypane leki i substancje psychotropowe. Ale ich dawki nie przekraczały norm ponad te, które przyjęte są na normalny użytek.
Prokurator umarzając tę sprawę stwierdził, że nie dały rezultatu ustalenia osób i miejsc, gdzie te substancje były nabywane.
Okoliczności zbrodni wskazywały na to, że w mieszkaniu na Kazimierzu doszło do tzw. samobójstwa rozszerzonego. Polega ono na tym, że sprawca morduje inną osobę (często bliską), a potem popełnia samobójstwo.
Prokuratura na początku sprawy nie wykluczała jednak, że za śmiercią pary 26-latków mogły stać osoby trzecie.
W tym celu sprawdzono monitoring z pobliskich kamer, analizowano dowody i wypytywano świadków.
Prokuratura rejonowa, a potem okręgowa prowadziła postępowanie w sprawie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem Marty A. i doprowadzenia namową lub przez udzielenie pomocy do targnięcia się na swoje życie Błażeja Ch.
Dwa wątki postępowania, oba są teraz umorzone
Śledztwo w pierwszym wątku umorzono z uwagi na śmierć podejrzanego Błażeja, a w drugim, po stwierdzenia, że czynu na szkodę 26-latka nie popełniono.
Niewątpliwym jest, że zabójstwa Marty dopuścił się Błażej Ch., a następnie zażył środki psychotropowe różnego pochodzenia i to należy rozpatrywać w kategoriach samobójstwa. Taką wersję przyjęto w toku śledztwa w oparciu o zgromadzony materiał.
- W praktyce kryminalnej takie przypadki się zdarzają dość często, gdy dochodzi do zabójstwa bliskiej osoby - konkluduje prokurator.
Ostatecznie śledczy zamknął sprawę po otrzymaniu, po kilku miesiącach oczekiwania, opinii toksykologicznej biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, którzy wypowiedzieli się na temat substancji psychotropowych odkrytych w mieszkaniu.
Psycholog sądowy komentuje wyniki śledztwa
- Z liczby zadanych ran wynika, że chłopak był w stanie silnych emocji. Nie działał z premedytacją, bo wówczas przestałby atakować pokrzywdzoną, gdy miał już pewność, że zabił. Mamy tu zapewne do czynienia z tzw. nadzabijaniem, gdy sprawca w emocjach zadaje ciosy ofierze ponad miarę - komentuje ekspert i psycholog sądowy Jerzy Pobocha.
Jego zdaniem reakcja 26-latka mogła być sprowokowana np. chęcią rozstania ze strony dziewczyny, wiadomością o zdradzie itd.
- Para wśród znajomych mogła uchodzić za wzorcową, a swoje problemy skutecznie taiła - nie kryje Jerzy Pobocha.
To wszystko to teraz tylko domysły, przypuszczenia i hipotezy, których już się nie da zweryfikować, bo dwóch głównych bohaterów tej opowieści już od roku nie ma wśród żywych.