"Mówiłem znajomym, którzy życzyli mi zdrowia, by wreszcie wymyślili coś oryginalnego". Dziś pożegnanie trenera Franciszka Smudy

Rafał Musioł
22 sierpnia na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie spocznie Franciszek „Franz” Smuda.
22 sierpnia na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie spocznie Franciszek „Franz” Smuda. Reporterzy Polska Press
W czwartek na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie spocznie Franciszek „Franz” Smuda. Były selekcjoner i trener, który podróżował ze szczytów w otchłań i z powrotem.

Spis treści

Franciszek Smuda - nieco lekceważony przez krajową elitę

Listopad 1993. Górnik Zabrze wygrywa w Mielcu ze Stalą 1:0. Na pomeczowej konferencji Franciszek Smuda próbuje ocenić mecz. Mieszanka niemiecko-polska, z naciskiem na ten pierwszy język, śląski akcent, dziwny dobór słów i przerwy na namysł irytują Henryka Apostela. Szkoleniowiec gości spieszy się, by wyruszyć w podróż powrotną. - Może ja pomogę w tłumaczeniu - mówi w końcu nieco złośliwie.

Taki właśnie Smuda, nieco lekceważony przez krajową elitę, wchodzi do polskiej ligi, którą ma wkrótce podbić i stać się tym, który „czyni cuda”. Ojcem tej historii jest Edward Socha, jego kolega z czasów Odry Wodzisław. Postać nieco z cienia, ale przez dekady znacząca i mająca duże wpływy w polskiej piłce. Wtedy pracuje w Mielcu i wynajmuje Smudę do tapetowania mieszkania. Zachwycony wynikiem prac znienacka pyta wykonawcę, czy nie chciałby objąć mieleckiej drużyny. Przecież Franz jeszcze niedawno pracował w Turcji w Konyasporze.

To malowanie i tapetowanie w przyszłości stanie się dla Smudy problemem. Dokładniej rzecz biorąc fakt, że edukację zakończył na technikum budowlanym z murarki. Brak matury będzie stanowić dla wrogów amunicję dużego kalibru.

A tych zaczyna przybywać szybko. Pochodzący z Lubomi Franz do przeciwności jest jednak przyzwyczajony. Jako dziecko musiał pomagać rodzinie dorabiając w PGR-ze, w kolejnych klubach obrywał właśnie za język niemieckiego Ślązaka, w Stanach Zjednoczonych ciężko pracował fizycznie, a gdy już udało mu się odkuć, razem ze swoim przyjacielem Kazimierzem Deyną został oszukany przez Teda Miodońskiego. Stracił fortunę - 200 tys. dolarów.

W Mielcu też dostaje szkołę ówczesnego polskiego kapitalizmu. Wokół klubu krążą chmary kombinatorów, wypłaty są od czasu do czasu, krach wisi w powietrzu. Odchodzi i wraca do Niemiec.

"Ja jestem wasza nowa trenera"

Stamtąd Smudę ściąga słynny Andrzej Grajewski. Jeden z nielicznych, którzy za zachodnią granicą dorobili się prawdziwych dużych pieniędzy. Najpierw był rzeźnikiem, potem działał w branży kwiaciarskiej. Miał firmę dostarczającą produkty na grilla, wreszcie zaczął handlować samochodami i produktami znanej marki Mueller. Gdy Ludwik Sobolewski podjął próbę odbudowy Widzewa Grajewski pożyczył mu sporą kwotę. Do biznesu wszedł Andrzej Pawelec, a ponieważ pieniądze były już niemożliwe do odzyskania, w zamian za długi przejęli klub. W 1995 Grajewski „wymyślił” Smudę dając mu na przyjazd 24 godziny.

- Ja jestem wasza nowa trenera i was nauczę futbolu od A do O - mówi na powitanie.

Początki były drogą przez mękę, ale w 1996 roku łodzianie świętują mistrzostwo Polski. Powtarzają to rok później po bojach z Legią, które przechodzą do legend Ekstraklasy - w 87. minucie było 0:2 i wtedy Widzew strzela trzy gole. Mistrz Polski pisze też wielką historię wchodząc do Champions League, gdy wreszcie „Pan Turek kończy ten mecz” z Broendby. Smuda też wchodzi - do serc kibiców. Jego zespoły grają widowiskowo, z pressingiem i dużą intensywnością. Przeciwnicy zaczynają sugerować niedozwolone wspomaganie. Smuda ich wyśmiewa.

- Trener to musi być kawał sk..... Z sercem na dłoni, ale i z tęgim batem w ręku. Dlatego tak grają - twierdzi.

Swoją renomę podbija tytułem mistrzowskim w Wiśle Kraków. Tam jednak nie dogaduje się już dobrze z właścicielem Bogusławem Cupiałem.

- Ja nie jestem miękkim ch... robiony. Nie padam na kolana, nie lamentuję. Ja jestem Smuda. Mam swój charakter i dzięki temu dotrę do celu - wciąż trzyma się tego motta.

W Krakowie ma dwa podejścia. Cupiał żąda Ligi Mistrzów, jednocześnie sprzedając przed pucharami najlepszych zawodników. W końcu stawia na Henryka Kasperczaka.

- Spotkałem go w Wodzisławiu. Powiedział, że do mamy przyjechał! Ładna mi babcia, co się Cupiał nazywa! – opowiada później Smuda o kulisach zwolnienia.

"Mój nos jest jak laptop"

Do piłki wchodzą nowoczesne technologie. Franz nie zamierza z nich korzystać.

- W kompjutrze to ja mogę sobie gołe baby pooglądać, a nie piłkarzy. Mój nos jest jak laptop. Mnie prawdziwy laptop służy jako podstawka pod kawę - opowiada dziennikarzom i deklaruje, że piłkarza potrafi ocenić po tym jak ten wchodzi po schodach albo wiąże sznurowadła.

Jego gwiazda jednak blaknie. W dodatku wchodzi w konflikty. Dziennikarz „Sportu”, który pisze o przygotowaniach Odry Wodzisław do baraży o utrzymanie (z Widzewem zresztą) słyszy w telefonie: „Kut...! Ty nas zdradziłeś! Ch... j...!”.

Wtedy wraca sprawa braku wykształcenia, który uniemożliwia uzyskanie licencji UEFA Pro. Koledzy z branży chcą go dobić w białych rękawiczkach.

I nagle następuje zwrot akcji. Po Smudę sięga Zagłębie Lubin. W scenerii jak z jego ukochanych lat 90. znów wraca na ścieżkę sukcesów. Za chwilę przeskakuje do Lecha Poznań z fazą grupową Pucharu UEFA, a stamtąd do reprezentacji Polski. Tę nominację wymuszają kibice, mający dość Leo Beenhakkera. Mentalnie Smuda do ówczesnego PZPN-u pasuje zresztą idealnie, prezesem jest wszak Grzegorz Lato.

Sytuacja komfortowa. Mecze o stawkę czekają kadrę dopiero za trzy lata, na polsko-ukraińskich mistrzostwach Europy. Żaden poprzedni selekcjoner nie miał takiego luksusu. Smuda swoją rolą się upaja. W przaśnym dresie próbuje powtórzyć metody z ligi. Piłkarzy rozstawić po kątach, a treningi oprzeć na grze w dziada i meczach jedenastu na jedenastu. Tyle, że to już nie ta skala i nie ci zawodnicy.

W 2010 roku dochodzi do awantury w samolocie z Montrealu do Warszawy. Michał Żewłakow i Artur Boruc degustują na pokładzie wino. Smuda wyrzuca ich z kadry.

- Może taka postawa była kiedyś standardem, u mnie tak nie będzie. Wykarczowałem to toporem - mówi selekcjoner.

- On nie chce indywidualności, ludzi, którzy mają jakąkolwiek charyzmę, czy takich, którzy mają cokolwiek do powiedzenia. To on ma być największą gwiazdą tej drużyny, reszta ma siedzieć cicho - opowiada Żewłakow.

"Skąd mam brać tych piłkarzy? Z kibla ich nie wezmę"

Euro nadciągało nieubłaganie. Słaba na papierze grupa sprawiła, że wyjście z niej było obowiązkiem gospodarzy turnieju. Tyle, że wokół kadry atmosfera robi się gęsta. Alkoholowy incydent Sławomira Peszki w Kolonii, boiskowe 0:6 z Hiszpanią i eksperymenty Smudy z „Farbowanymi lisami” (określenie Jana Tomaszewskiego) budzą niepokój.

- Skąd mam brać tych piłkarzy? Z kibla ich nie wezmę - odpowiada krytykom.

I na Euro następuje katastrofa. Na tle mistrzostw widać całą siermiężność polskiego selekcjonera. Wizerunkową i myślową, jest człowiekiem sprzed dekad. Nie chodzi nawet o to, że Rosję określa Związkiem Radzieckim, ale o braki warsztatowe wynikające z odrzucenia metod analitycznych i technologicznych. Gwóźdź do trumny wbija Robert Lewandowski wywiadem ujawniającym kulisy mistrzostw.

- Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć? Widać było po nim zdenerwowanie - opowiadał przyszły piłkarz wszech czasów polskiej reprezentacji.
Smudy nic nie mogło już uratować.

W ligowych realiach jeszcze przez jakiś czas utrzymywał się na karuzeli, ale ta kręciła się coraz wolniej i niżej. Wisła, Górnik Łęczna, trzecioligowy już Widzew i łabędzi śpiew z trzecioligowym awansem Wieczystej Kraków.

Wkrótce potem zaczął się dla niego najważniejszy z meczów. Diagnoza: nowotwór krwi.

- A kiedyś mówiłem znajomym, którzy życzyli mi zdrowia, żeby wreszcie wymyślili coś oryginalnego... - mówił z zadumą.

Zmarł 18 sierpnia w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie w wieku 76 lat. W czwartek spocznie w tym mieście na Cmentarzu Rakowickim.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl