Franciszek Smuda - trener z wielką charyzmą, który miał w szatni respekt

Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
W wieku 76 lat zmarł Franciszek Smuda. Wyjątkowy trener, który odnosił sukcesy z wieloma klubami. Kilka razy pracował w Wiśle Kraków i właśnie byłych jej piłkarzy poprosiliśmy o wspomnienia dotyczące „Franza”.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

W Wiśle przez wiele lat asystentem Franciszka Smudy był Kazimierz Kmiecik. Były legendarny napastnik „Białej Gwiazdy” nie kryje, że dla niego odejście Smudy to sprawa osobista. Mówi nam: - Franek to nie był tylko mój szef, ale przede wszystkim przyjaciel. Współpracowaliśmy w Wiśle, ale nawet gdy on stąd odchodził, to cały czas pozostawaliśmy w kontakcie. Spotykaliśmy się, dzwoniliśmy do siebie. Dużo rozmawialiśmy o futbolu, życiu. Choć przede wszystkim o futbolu, bo to było tak naprawdę dla niego całe życie. Kochał piłkę nożną całym sercem. Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy się na kawie. Trudno mi nawet dzisiaj mówić o Franku jako o kimś, kto już od nas odszedł. Za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Mógł jeszcze tyle dać piłce, młodym piłkarzom…

Zawodnikiem wyjątkowym w karierze Franciszka Smudy był Tomasz Frankowski. To on stał za sprowadzeniem „Franka” do Wisły i to pod jego ręką Frankowski został pierwszy raz królem strzelców w ekstraklasie, a „Biała Gwiazda” w znakomitym stylu została w 1999 roku mistrzem Polski po 21 latach przerwy.

- Graliśmy znakomity futbol jak na tamte lata - wspomina Tomasz Frankowski. - Trener miał wielką charyzmę, w szatni trzymał porządek. Powtarzał zawodnikom, że trzeba dbać o detale. Jak masz porządek wokół siebie, to później łatwiej jest w treningu, na boisku. Dyscyplina w szatni u Smudy musiała być, ale to był trener, którego praca przynosiła efekty. Często to, czego się dotknął, zamieniało się później w złoto.

Frankowski miał wyjątkowe relacje ze Smudą. Na tyle dobre, że ten wziął go do swojego sztabu na mistrzostwa Europy w 2012 roku. - Nie będę mówił, że byliśmy z trenerem Smudą przyjaciółmi. Na pewno jednak lubiliśmy się i szanowaliśmy się. Stąd to zaproszenie do współpracy z kadrą. Koniec końców nie przyniosło to sukcesu, bo nie wyszliśmy na Euro z grupy, ale to było ciekawe doświadczenie - wspomina Frankowski.

Były napastnik wspomina też Smudę jako człowieka. Mówi o nim: - Myślę, że obraz Franciszka Smudy w mediach często był nie do końca prawdziwy. Robiono sobie z niego jakieś żarty, przejaskrawiano pewne jego cechy. A to był porządny człowiek i bardzo poukładany. Pedant! Potrafił auto myć co dwa dni. Zawsze był starannie ubrany. I miał jeszcze jedną pasję, swój ogród, o który bardzo dbał.

Z Euro 2012 i Franciszkiem Smudą wspomnienia ma również Paweł Brożek, bo to właśnie „Franz” zabrał tego napastnika na turniej i dał mu tam zagrać. Ale ze Smudą wiąże się dla Brożka jeszcze jedno istotne wydarzenie w karierze. - To trener Smuda dał mi zadebiutować w Wiśle Kraków - mówi „Brozio”. - To był trener, który wiedział czego chce. Operował prostymi, ale skutecznymi metodami. No i miał dużą charyzmę, posłuch w szatni. Zawodnicy go szanowali, bo Smudzie nie warto było podpadać. Miał jasne zasady i jeśli ktoś ich nie przestrzegał, miał problem. Choć miał też swoich ulubieńców i takim zawodnikom czasami pozwalał na więcej… Ale też to byli po prostu bardzo dobrzy zawodnicy i odwdzięczali się trenerowi na boisku dobrą grą.

Trener Franciszka Smudę wspomina też kolejny były świetny napastnik Wisły Maciej Żurawski. Mówi wprost: - To, że ja w ogóle do Wisły trafiłem, to bardzo duża zasługa trenera Franciszka Smudy, bo to on mnie bardzo chciał i mocno zabiegał, żeby przeprowadzić ten transfer - wspomina „Żuraw”. Dodaje: - Ale tak się później złożyło, że jak już do Wisły trafiłem, to nie było w niej już trenera i musiałem na niego poczekać do kolejnej jego kadencji.

Żurawski też potwierdza, że u Smudy dyscyplina to była podstawa. - Trener miał posłuch. Na treningach było krótko, ale bardzo intensywnie. Mnie to bardzo odpowiadało, lubiłem takie właśnie zajęcia - wspomina Żurawski. - To przekładało się później na boisko, bo dobrze przygotowani od strony fizycznej często potrafiliśmy zabiegać rywali. A piłkarzy mieliśmy w drużynie świetnych.

„Żuraw” też przyznaje, że Smuda miał swoich ulubieńców w szatni. - Jeśli kogoś lubił, to czasami przymykał oko, ale też miało to swoje granice, których przekroczyć nie mógł u niego nikt - mówi. - Działało to również w drugą stronę. Jak ktoś mu podpadł, to później mógł na rzęsach stawać, a trener zawsze znalazł coś, co potrafił takiemu zawodnikowi wytknąć.

Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że Franciszek Smuda miał duże poczucie humoru, lubił się śmiać, a był to często humor typowy dla piłkarskiej szatni, którą „Franz” po prostu czuł. - W szatni jak w to w szatni, czasami żartowaliśmy jak trener w swoim stylu przekręcał jakieś słowa, ale generalnie on był bardzo skuteczny w przekazywaniu informacji - tłumaczy Żurawski, a w sprawie poczucia humoru Smudy opowiada na koniec: - Wchodzę kiedyś do gabinetu trenera, w którym siedział z Kazimierzem Kmiecikiem. Błysk oka u trenera Smudy i już wiedziałem, że coś wymyślił. Wziął telefon, zadzwonił do Bogusława Cupiała i powiedział do niego, że jest duży problem, bo Żurawski ma poważną kontuzję kręgosłupa. Z właścicielem Wisły miał specjalne relacje, więc mógł sobie pozwolić na takie żarty. Myślę, że tylko on, bo Bogusław Cupiał miał do „Franza” wyjątkową słabość.

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl