Nakoulma: Nazywam się Nguimbe Préjuce Nakoulma, a nie "będę go zjadł"

- Czy przeszedłbym do Tereka Grozny? Musiałbym się zastanowić. Nie wierzę, że oni poszli tam dla pieniędzy. Przecież w Legii mało nie zarabiali. Chcieli się sprawdzić w mocniejszej lidze, rozumiem ich i życzę jak najlepiej - mówi Nguimbe Prejuce Nakoulmą, piłkarz Górnika Zabrze, w rozmowie z Tomaszem Bilińskim.

Jest Pan turbokozakiem?
Nie, nie jestem, ale myślę, że kiedyś będę. Chciałbym. Na razie dużo rzeczy mam do poprawy. Gdy robiliśmy ten właśnie program w Canal Plus, to kilka sztuczek mi nie wyszło.

Zdobył Pan do tej pory najwięcej punktów!
Tak, ale kiepsko mi poszło z żonglerką słabszą, lewą nogą, rzut karny z zawiązanymi oczami i strzały z rzutów rożnych.

Ale w Górniku nie ma chyba większej gwiazdy niż Pan?
Nie jestem gwiazdą. Jeśli już to wszyscy jesteśmy gwiazdami, bo to, że tak dobrze nam idzie, nie jest zasługą jednego zawodnika.

Jaki czas ma Pan w biegu na 100 metrów?
Kurczę, miałem sobie zrobić test po rundzie jesiennej, ale przez kontuzje mi się nie udało. Obiecuję, że zrobię go po tym sezonie.

Ale na treningach jest Pan najszybszy?
Tak, nikt mnie nie może wyprzedzić. Nawet Michał Zieliński, który powiedział kiedyś w Canal Plus, że biega setkę w sześć sekund. (śmiech) Cały czas żartujemy z tego w szatni.

Furorę zrobił wywiad, w którym po otrzymaniu koguta [nagroda dla najlepszego zawodnika Górnika w meczu - red.], na pytanie, co z nim zrobi, mówi Pan "będę go zjadł".
Słyszałem, słyszałem. Wszyscy znajomi mówią mi, że fajnie powiedziałem i zabawnie wyszło. Od tamtego czasu koledzy codziennie ze mnie żartują. Ale się na nich nie obrażam. Choć czasem może za bardzo się śmieją, ale wiem, że to są żarty. Dzięki temu mamy w drużynie świetną atmosferę. Jest wesoło! (śmiech)

Zdradzi Pan kilka żartów?
Ze mną żartujemy z Murzynów, z Michaelem Bembenem i Paulem Thomikiem z Niemców, no i oczywiście o… Polakach.

O! To jaki jest Pana ulubiony dowcip o nas?
To zostaje w szatni. Teraz numerem jeden są koguty. (śmiech)

Zjadł je Pan już?
Nie, są w kurniku u znajomej. Na razie tylko trzy. Nie gotuje ich, bo chce zebrać jeszcze kilka i po sezonie zrobić kurczaka po afrykańsku z grilla, na którego zaproszę całą drużynę.

Meczów może Panu nie starczyć.
Muszę się starać i tyle ich uzbierać, żeby dla każdego starczyło.

Czytaj także:
* Masiota: Kusi mnie fotel prezesa PZPN. Związek nie jest własnością Laty
* Wszystkie twarze PZPN. Oto ludzie, którzy rządzą polską piłką [GALERIA]
* Schetyna: Nie mamy krwiożerczych zamiarów wobec PZPN. Z nimi jest jak z PZPR w 1989 roku
* Drzewiecki: Tasowanie kart w PZPN nie wystarczy. Tam nie ma rycerzy bez skazy

Poda Pan przepis, jak przyrządzić kurczaka po afrykańsku?
Po prostu robi się go na grillu z odpowiednią przyprawą, której w Polsce nie ma. Jak będę w domu, w Burkina Faso, to muszę zrobić zapasy.

A Polską kuchnię Pan lubi?
Tak. Lubię gulasz, bigos, sałatki, naleśniki… Ale najbardziej nie lubię… pierogi! Nie ważne z czym są, nie cierpię ich. Alkoholu też nie piję, tylko karmi. Kawowe na przykład. Ale prawdziwej kawy też nie lubię. Raczej napoje kawowe, jak biała czekolada.

Jak Pan trafił do Polski?
Unikamy tego tematu.

Dlaczego?
Na razie nie chcę o tym opowiadać, ale obiecuję panu, że kiedyś to zrobię.

Większość zawodników sprowadzanych z Afryki przez przypadkowych menedżerów jest przez nich oszukiwanych, często kończą w niższych ligach i muszą szukać innego sposobu na zarobienie pieniędzy. Pan też ma przykre doświadczenia?
Początki zawsze są trudne. Na różnych ludzi można trafić. Ale skończmy już ten temat. Kiedyś o tym pogadamy.

To w jakim klubie w Burkina Faso Pan grał?
Tylko w szkółce piłkarskiej. Dopiero w Polsce miałem pierwszy profesjonalny klub, Granica Lubycza Królewska. W marcu mija sześć lat, kiedy tam trafiłem.

Wiedział Pan coś o Polsce, zanim tu przyjechał?
Tylko tyle, że stąd pochodził papież Jan Paweł II. O historii jednak nic nie wiem, filmów ani książek też o niej nie poznałem. Jedyne co czytam, to biografie piłkarzy i afrykańskich prezydentów.

W języku polskim?
Nie, przeważnie po francusku. Choć ostatnio nasz maser pożyczył mi książkę o Andresie Inieście po polsku i przeczytałem bez problemu.

A filmy?
Jedyny polski film, jaki oglądam, to o Kiepskich ["Świat według Kiepskich" - red.]. Najbardziej lubię Boczka i tego łysiejącego…

Paździocha?
Dokładnie. Zabawny film. Zawsze staram się szybciej wrócić z treningów, żeby go obejrzeć.

Długo uczył się Pan polskiego?
Po roku już mówiłem, ale o wiele więcej rozumiałem. Po dwóch, trzech latach dogadywałem się już z każdym. Wiedziałem, że muszę się go nauczyć, żeby wkomponować się w zespół.

Czytaj także:
* Masiota: Kusi mnie fotel prezesa PZPN. Związek nie jest własnością Laty
* Wszystkie twarze PZPN. Oto ludzie, którzy rządzą polską piłką [GALERIA]
* Schetyna: Nie mamy krwiożerczych zamiarów wobec PZPN. Z nimi jest jak z PZPR w 1989 roku
* Drzewiecki: Tasowanie kart w PZPN nie wystarczy. Tam nie ma rycerzy bez skazy

To prawda, że zna Pan w sumie pięć języków?
Nie do końca. Oprócz polskiego znam francuski, angielski i swój. Jeszcze trochę włoski, bo mam w Italii kuzyna, i niemiecki. Ale w tych dwóch ostatnich trudno by mi było się dogadać.

To w zachodnich ligach też nie miałby Pan problemów. Podobno Pana wymarzonym klubem jest Manchester United.
Kibicuję mu od 1999 r., kiedy wygrali finał Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium, 2:1, świetny mecz. Ale lubię też Barcelonę, bo dobrze gra w piłkę, i lubię patrzeć na grę Leo Messiego.

Ktoś jeszcze Panu imponuje?
Zawsze podziwiałem Ronaldo, ale nie Cristiano, tylko Brazylijczyka.

W Granicy podobno zarabiał Pan strasznie małe pieniądze. Ciężko było?
Trochę tak, ale na szczęście moim kolegą był biznesmen Leszek Kapka. To dobry człowiek, pomagał mi, do dziś mamy kontakt. Lubił, jak robiłem sztuczki techniczne na treningach i obiecywał, że jak w meczu strzelę gola, to coś mi kupi.

To on Pana sprowadził do Polski. Mówił też, że wysyłał Pan do niego SMS-y: "Prezes, kiedy kasa".
(śmiech) Pamiętam. Ale to dlatego, że bardzo lubię chodzić na zakupy i potrzebowałem tych pieniędzy jak każdy człowiek.

W Zabrzu nie musi Pan już wysyłać takich SMS-ów do prezesa klubu?
[Nakoulma uśmiecha się i milczy dłuższą chwilę - red.] Na razie nie jest to potrzebne.

Trenerzy w Granicy i w Hetmanie Zamość mówili, że trzeba było pilnować wejścia do Pana pokoju w hotelu, bo pielgrzymki kobiet się zjawiały.
(śmiech) Unikamy tematu, teraz mam narzeczoną... OK. Skoro tak mówili, to musiało tak być… (śmiech)

Kolejną tajemnicą okryty jest Pana pobyt w Widzewie Łódź. Władze klubu twierdzą, że nie chciało się Panu trenować i symulował Pan kontuzje.
Dokuczał mi uraz, ale nie było tak, że nie chciało mi się trenować. Wręcz przeciwnie, bardzo lubię. Zawsze wcześniej przychodzę na treningi, dużo ćwiczę w domu. Koledzy z Widzewa mogą to potwierdzić. Było nieporozumienie z zarządem i tyle. Dlatego teraz mam coś do udowodnienia, bo w Łodzi nie pokazałem maksimum umiejętności.

Tyle tych tajemnic, że może i Pan napisze autobiografię?
Wiele rzeczy miałbym do opisania i same ciekawe. Zwłaszcza, jak zrobię dużą karierę.

Później trafił Pan do Górnika Zabrze. Podobno duża w tym zasługa Pana narzeczonej.
Działacze z Łęcznej i Zabrza nie mogli się dogadać. Byłem tym zmęczony, chciałem zrezygnować. Renata zaproponowała, że pójdzie ze mną na negocjacje. I tak zostałem w Zabrzu.

Czytaj także:
* Masiota: Kusi mnie fotel prezesa PZPN. Związek nie jest własnością Laty
* Wszystkie twarze PZPN. Oto ludzie, którzy rządzą polską piłką [GALERIA]
* Schetyna: Nie mamy krwiożerczych zamiarów wobec PZPN. Z nimi jest jak z PZPR w 1989 roku
* Drzewiecki: Tasowanie kart w PZPN nie wystarczy. Tam nie ma rycerzy bez skazy

Narzeczona ma na Pana duży wpływ?
Oj tak, odkąd jesteśmy razem, nie pozwala mi samemu chodzić na zakupy, bo mówi, że wydaje za dużo pieniędzy. I ma rację.

Pana gra w Pucharze Narodów Afryki sprawiła polskim komentatorom problemy. Używał Pan innego imienia?
Słyszałem, śmiesznie z tym wyszło. Bo ja nazywam się Nguimbe Nakoulma, a Préjuce to drugie imię. Tyle że ono jest trochę łatwiejsze dla ludzi nie w Afryce, więc postanowiłem go używać. Ale we wszystkich dokumentach jestem Nguimbe.

Jak Pan wspomina PNA?

Duże wyróżnienie i trochę zamieszania. Najpierw byłem w szerokiej kadrze, później usłyszałem, że jednak nie jadę, ale ostatecznie zostałem powołany. Choć nam nie poszło, to i tak byłem szczęśliwy, bo to mój pierwszy PNA. Spotkałem się z kilkoma gwiazdami naszej piłki. Rozmawiałem m.in. z Drogbą. Opowiadali mi, jak im na początku było ciężko, a w kolejnych latach trafili do najlepszych klubów w Europie. A PNA jeszcze kiedyś go wygram.

Kolejka chętnych po Pana jest ponoć coraz dłuższa, a Górnik chce Pana wykupić i sprzedać z wielokrotnym przebiciem.
Gdy tak się stanie, wtedy będziemy rozmawiać, co dalej. Na razie muszę grać jak najlepiej.

A Pan chciałby opuścić już naszą ligę czy może zagrać rok w zespole walczącym o tytuł?
Fajnie byłoby być w takim klubie, ale Górnik też ma szanse. Dobrze czuję się w Zabrzu.

Kontrowersje wywołały transfery Rybusa i Komorowskiego do Tereka Grozny. Pan skorzystałby z takiej oferty?
Musiałbym się zastanowić. Nie wierzę, że oni poszli tam dla pieniędzy. Przecież w Legii mało nie zarabiali. Chcieli się sprawdzić w mocniejszej lidze, rozumiem ich i życzę jak najlepiej.

Skąd Pan zna Danijela Ljuboję? Przed meczem z Legią serdecznie się przywitaliście.
Poznałem go kiedyś we Francji, gdy byłem u kolegi, a on tam wtedy grał. Ostatnio mnie nawet zapraszał do siebie, ale akurat spadło tyle śniegu, że nie miałem jak przyjechać do Warszawy. Może teraz, jak się cieplej zrobi, to się do niego wybiorę.

Kto będzie mistrzem Polski?
Śląsk Wrocław. Grają najrówniej.

A który piłkarz z polskiej ligi robi na Panu największe wrażenie?
Wcześniej to Robert Lewandowski, jest świetny. Teraz to Danijel Ljuboja, ale nie dlatego, że to mój kolega. (śmiech) I jeszcze Łukasz Garguła i Sebastian Mila.

Czytaj także:
* Masiota: Kusi mnie fotel prezesa PZPN. Związek nie jest własnością Laty
* Wszystkie twarze PZPN. Oto ludzie, którzy rządzą polską piłką [GALERIA]
* Schetyna: Nie mamy krwiożerczych zamiarów wobec PZPN. Z nimi jest jak z PZPR w 1989 roku
* Drzewiecki: Tasowanie kart w PZPN nie wystarczy. Tam nie ma rycerzy bez skazy

Wróć na i.pl Portal i.pl