Około godziny 13 w Sądzie Rejonowym w Inowrocławiu zapadł wyrok w głośnej sprawie rodziców spod Gniewkowa, którzy nie chcieli zaszczepić swojego dziecka. Doniesienie do sądu skierował dyrektor gniewkowskiej przychodni. Zgłosił zawiadomienie o możliwości narażenia dziecka na utratę zdrowia lub życia.
Szczepionki? Chcą mieć wybór. Protest rodziców w Inowrocławi...
Sąd rodzinny zdecydował dziś, iż nie ograniczy praw rodzicielskich rodzicom.
- Sąd został przekonany, również zaświadczeniami lekarskimi, że rodzice odmówili wykonania szczepień z uwagi na usprawiedliwione obawy wynikające ze stanu zdrowia dziecka - stwierdziła po ogłoszeniu wyroku sędzia Wiesława Mikołajczak. - Dziecko od początku chorowało. Zostało przedstawione zaświadczenie od lekarza neurologa o odroczeniu wykonania szczepienia. Oznacza to, że obawy rodziców były usprawiedliwione. A to dla sądu oznacza, że państwo odmawiając, jako rodzice dbali o dobro własnego dziecka. W związku z tym sąd na ten moment nie widzi potrzeby ingerencji w jakikolwiek sposób w sprawowanie władzy rodzicielskiej przez uczestników uznając, że opieka rodzicielska sprawowana jest w sposób należyty - uzasadniała pani sędzia.
Zaznaczyła jednak, iż ten wyrok nie oznacza, iż wszystkie inne tego typu sprawy będą kończyły się w ten sam sposób. Podkreśliła, że szczepienie dzieci jest w Polsce obowiązkowe, a dzięki szczepieniom zarówno w Polsce, jak i w Europie od wielu lat nie mamy śmiertelnych chorób zakaźnych.
- Dzięki szczepieniom całych populacji ochronione mogą być również te osoby, które z różnych powodów szczepione być nie mogą. Jeśli rodzice nie będą szczepili swoich dzieci, te choroby będą mogły wrócić. Wówczas w pierwszej kolejności narażone będą te dzieci, które być zaszczepione nie mogły, tak jak w tym konkretnym przypadku - stwierdziła pani sędzia.
Innego zdania niż pani sędzia jest mecenas Arkadiusz Tetela, obrońca rodziców spod Gniewkowa. Po rozprawie w jednym zdaniu stwierdził, iż wyrok go ucieszył. Zaraz po tym wygłosił swój komentarz na temat obowiązkowego szczepienia.
- Uważam, że każdy rodzic, który odmawia szczepienia w szpitalu noworodkowi postępuje w sposób odpowiedzialny i roztropny. Tylko w Polsce i Bułgarii wykonywane są pierwsze szczepienia noworodkom. W innych krajach wykonywane są one po upływie trzech miesięcy. Te pierwsze szczepienia wśród przeciwwskazań przewidują wystąpienie obniżenie nabytej lub wrodzonej odporności. W Polskich szpitalach nie ma procedury badania odporności. Z tego wniosek jest prosty - każde podanie szczepienia w szpitalu w pierwszej dobie oznacza ryzyko wystąpienia poważnych powikłań - przekonywał mecenas.
Pełne uzasadnienie wyroku w materiale wideo:
Rodzice po zakończeniu rozprawy byli mocno wzruszeni, zmęczeni, ale i szczęśliwi z uzyskanego wyroku.
- Cieszę się, że dzisiaj usłyszałam, że jestem dobrą mamą. Cieszę się, że sąd to powiedział głośno, że cała Polska to usłyszy. Oficjalnie jestem dobrą mamą. Mam nadzieję, że moje dzieci kiedyś powiedzą mi to samo - wyznała pani Iwona i podkreśliła, że teraz myśli tylko o tym, by być ze swoimi dziećmi.
Gdy wraz z mężem wyszli z gmachu sądu, otrzymali ogromne oklaski od członków i sympatyków Stowarzyszenia Stop NOP, którzy protestowali dziś na ulicach miasta.
- Przyjechaliśmy tutaj, żeby bronić rodziny, która za to, że kocha i chroni swoje dziecko została postawiona przed sądem. To jest absurd, żeby za ochronę dziecka składać na kogoś donos do sądu rodzinnego - mówi Justyna Socha, wiceprezes "Stop NOP", a Rafik Ennaoui, członek stowarzyszenia spod Szczecina dodaje: - Jeżeli pozwolimy odebrać prawa obywatelskie jednej rodzinie, to jutro się może okazać, że państwo sięgnie po inne osoby, w tym mnie czy innych protestujących.