W nyskim sądzie rozpoczął się proces trojga osób, oskarżonych o znęcanie się nad zwierzętami, co zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt jest przestępstwem, karanym nawet trzyletnim więzieniem.
Ustawa wprost wymienia, że transport zwierząt ma się odbywać w sposób nie powodujący zbędnego cierpienia i stresu.
Zdarzenie, które teraz ocenia sąd w Nysie, spowodowało śmierć 30 kurczaków, wysłanych w kartonowych paczkach pocztexem, czyli usługą Poczty Polskiej z gwarancją, że przesyłka dotrze do adresata w ciągu 24 godzin.
26-letni hodowca – hobbysta, mieszkaniec gminy Głuchołazy najpierw wystawił 14-tygodniowe kurczaki na sprzedaż na portalu internetowym.
Kiedy zgłosili się chętni spod Wrocławia, zapakował żywe kurczaki po 15 sztuk do pudeł o wymiarach 90 centymetrów długości, 50 szerokości i 50 wysokości i wezwał kuriera poczty.
- Spakowałem kurczaki jak zawsze. Od trzech lat sprzedaję tak żywe ptaki – wyjaśniał przed sądem Szymon Ł., który nie przyznaje się do zarzutu znęcania. – W kartonie wyciąłem dziury na bokach i górze, nakleiłem na nich kartki: „uwaga ptaki” i „nie zasłaniać” przy otworach. Wyłożyłem spód sianem. Ptaki miały wystarczająco dużo miejsca, żeby stać, miały co jeść, do środka włożyłem ogórki i jabłka. Wody nie dawałem, bo kartony by się rozmoczyły.
Przygotowaną przesyłkę kurier bez zastrzeżeń zawiózł do sortowni poczty w Głuchołazach, a potem do sortowni w Nysie. Tam dwie pracownice sortowni zauważyły, że w czterech paczkach rozmokły spody i mogą się rozlecieć.
Żeby je zabezpieczyć – okleiły kartony folią tzw. streczem. One też usłyszały od prokuratora zarzut znęcania się nad zwierzętami.
- Nie wolno nam zaglądać do przesyłek, ale kury wystawiały głowy przez otwory i widziałyśmy, że w środku są żywe ptaki – mówiły przed sądem obie oskarżone, wieloletnie pracownice poczty.
Obie zaręczały, że dwa boki kartonu zostawiły bez folii, a z dwóch pozostałych zrobiły w folii otwory, żeby umożliwić dostęp powietrza. Tak przesyłki pojechały do Wrocławia.
- Chciałyśmy je tylko lepiej zabezpieczyć. Nigdy bym nie skrzywdziła zwierzęcia – mówiła jedna z kobiet.
Następnego dnia rano do jednego z adresatów zadzwoniła obsługa kolejnej sortowni, z pytaniem czy odbiera przesyłkę, bo część ptaków padła po drodze.
Proces się nie zakończył, sąd planuje jeszcze między innymi odtworzyć nagranie z monitoringu w sortowni. Obie pracownice poczty przyznały, że żywe zwierzęta, to częsty towar w przesyłkach. One jednak nie były nigdy szkolone, jak postępować w takim przypadku.
