
Burza po tekście "Wyborczej". "Mała Eileen nie istniała"
W grudniu 2021 roku znaczna część aktywistów i mediów rozpisywała się o rzekomym dramacie, jaki miał spotkać 4-letnią Eillen. Rodzice dziewczynki mieli zostać deportowani na Białoruś, a dziewczynka miała w kilkunastostopniowym mrozie sama błąkać się po lesie.
Małgorzata Tomczak w artykule, który ukazał się na łamach "Gazety Wyborczej" przekazała, że dziewczynka była postacią fikcyjną.
"Dziś wiemy, że Eileen nie istniała. Była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej. Odbiła się szerokim echem i stanowiła ważną część narracji o „dzieciach umierających na granicy", którą utrwala teraz „Zielona Granica"; na przykład podczas wyborczej debaty o dzieciach umierających na granicy mówiła Joanna Scheuring-Wielgus. Wydaje mi się, że nie wiemy o żadnym udokumentowanym przypadku śmierci dziecka na polskiej granicy. Nie oznacza to oczywiście, że takich nie było, chociażby po drugiej stronie granicy i że nie powinniśmy mówić o takim ryzyku – ale póki co dyskutowaliśmy z wielkim oburzeniem o dziecku, które nie istniało" - możemy przeczytać w tekście Małgorzaty Tomczak.
Autorka przyznaje również, że "po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy. Jej elementami są zwykłe fake newsy, jak historia Eileen".
Jak manipuluje się opinię publiczną?
W dalszej części artykułu Małgorzata Tomczak wyjaśnia, że kobiety z dziećmi stanowią niewielki odsetek migrantów na granicy, a większość stanowią młodzi mężczyźni. Przekazuje również, że "obiektyw przesuwany jest w kierunku bezbronnej matki", aby w ten sposób pokazywać migrantów.
"Taką narrację o kryzysie migracyjnym budujemy w Polsce od ponad dwóch lat (a w Europie od prawie dekady) w opozycji do dyskursu prawicy. Obrazy grup mężczyzn na łodzi i młodych chłopców przecinających płot graniczny przerażają; przesuwamy więc obiektyw w poszukiwaniu bezbronnej matki z dzieckiem" - możemy przeczytać w tekście Małgorzaty Tomczak.
Tekst, który "powinien wstrząsnąć polskim dziennikarstwem"
Tekst Małgorzaty Tomczak został skomentowany przez Jana Rokitę na łamach "Dziennika Polskiego".
"Małgorzata Tomczak dokonuje tym tekstem czegoś unikalnego i niezwykłego. Ze spokojem i chirurgiczną precyzją faktów opowiada o historii jakiegoś niewyobrażalnego, wielowarstwowego kłamstwa, jakie na użytek politycznej propagandy wytworzono wokół granicznego dramatu. Opowiada o wymyśleniu (łącznie z nadaniem imienia) nieistniejącego dziecka, które umarło z wycieńczenia na granicy" - przyznaje konserwatywny publicysta, który kiedyś był politykiem Platformy Obywatelskiej.
Rokita dodaje również, że "tym tekstem Małgorzata Tomczak daje świadectwo, że jest przyzwoitym człowiekiem, ale zarazem raz na zawsze kasuje się jako dziennikarka".
"Dziennikarz, który otwarcie mówi: kłamałem, żeby zaszkodzić PiS-owi i żeby płynęły pieniądze na zaprzyjaźnione fundacje, powinien w następnym zdaniu powiedzieć: i dlatego wycofuję się z dziennikarstwa" - przekazuje publicysta.
Jan Rokita podkreśla również, że "ten tekst powinien wstrząsnąć polskim dziennikarstwem, które żywi się propagandowym kłamstwem, na skalę jakiej jeszcze parę lat temu nawet nie mogliśmy przypuścić".
Źródło: salon24.pl