Po godz. 3 w nocy Oliwier jako pierwszy poczuł dym. Obudził ciocię, u której nocował, a Kamil zadzwonił po strażaków. Wszystko działo się błyskawicznie. Cała klatka schodowa kamienicy była już wypełniona dymem. Strażacy pojawili się błyskawicznie.
- Nie wiem, co by się stało, gdyby nie Oliwier - relacjonuje ciocia chłopca. Sam 12-latek wraz z kuzynem śmieją się, że gdy dorośli spali, to oni grali w gry na komórce, stąd pierwsi zareagowali.
Ale sąsiadom, choć od zdarzenia minęło kilka godzin, wcale do śmiechu nie jest. - Może pożar objąłby drewniane schody i byśmy już nie rozmawiali - usłyszeliśmy od jednej z lokatorek.
Zadymienie w budynku wzięło się od wypalanych w piwnicy kabli, tuż obok drewnianych drzwi i schodów. Tak twierdzą słupscy strażacy.
Mieszkańcy kamienicy mówią, że nikt z sąsiadów, by tego nie zrobił, ryzykując nocny pożar. To sprawdzi słupska policja. A chłopcy, którzy też są ministrantami w kościele Mariackim, nie czują się bohaterami - no, może trochę.
