Kibice na meczu Widzew Łódź - Legia Warszawa
Ultrasi Widzewa machali setkami flag na trzech trybunach. Trybuny od początku domagały się gola, ale to Legia stworzyła pierwszą dogodną sytuację zaraz po rozpoczęciu gry. Rafał Gikiewicz z najwyższym trudem przeniósł piłkę nad poprzeczką, gdy spróbował Ryoya Morishita. Później czyli w 9 minucie Japończyk nawet trafił do siatki, lecz sędzia Szymon Marciniak odgwizdał spalonego. Szansę przed upływem kwadransa miał też Marc Gual.
Widowisko na stadionie w Łodzi śledziło ponad 17 tys. widzów w tym niespełna tysiąc legionistów. Na więcej nie pozwoliła pojemność sektora gości, wynosząca nieco ponad 900 miejsc.
Goście z Warszawy mieli problem z wejściem na stadion. Wielu nie zdążyło na pierwszy gwizdek. - Wpuśćcie kibiców! - apelował młyn Widzewa w 15 minucie spotkania. Wtedy na boisku pierwszą okazję dla łodzian miał Antoni Klimek.
Widzew z Legią zagrał w koszulkach przypominających ostatnie najlepsze czasy klubu, czyli mistrzostwo i grę w Lidze Mistrzów.
W trakcie meczu oprawę zaprezentowali także sympatycy Legii. W drugiej połowie gra została przerwana z powodu zadymienia, które wywołały środki pirotechniczne odpalone w młynie Widzewa.
Decydująca bramka na 1:0 dla łodzian padła w doliczonym czasie, kiedy trafił Fran Alvarez.
Oprawy Widzewa na meczu z Legią
EKSTRAKLASA w GOL24
Piłkarze z Ekstraklasy do reprezentacji Polski. Lista kandyd...
