- Różnica klas pomiędzy oboma drużynami była zbyt duża. Po drugim golu kompletnie przestaliśmy grać. Mimo to uważam, że dzisiaj z mundialem pożegnała się jedna z najlepszych reprezentacji na świecie. Zdaję sobie sprawę, że mogliśmy i powinniśmy zagrać lepiej, lecz jedno niepowodzenie nie może przekreślić całej naszej postawy w Rosji. Ta była w mojej ocenie bardzo dobra. W szatni powiedziałem piłkarzom, że mogą opuścić stadion z podniesionymi głowami - mówił na gorąco Tabarez.
Jego podopieczni niezbyt wzięli sobie do serca te słowa, ponieważ do strefy mieszanej wparowali całą grupą i bardzo niechętnie rozmawiali z dziennikarzami. Zatrzymali się tylko liderzy - Diego Godin, José Giménez, Lucas Torreira i Luis Suarez.
- Pewnie, że odczuliśmy brak Edinsona Cavaniego. Takiego piłkarza nie da się z marszu zastąpić, ale prawda jest też taka, że nie prezentowaliśmy się dobrze jako drużyna. Francuzi nas zdominowali i zasłużenie awansowali do ćwierćfinału - przyznał po ostatnim gwizdku napastnik FC Barcelony.
Tabarez został także zapytany o swoją przyszłość. W ostatnich miesiącach 71-letni szkoleniowiec mocno podupadł na zdrowiu. Przez cały okres mistrzostw świata porusza się o kuli.
- Zawsze byłem szczery w rozmowach z dziennikarzami na ten temat i teraz nie będzie inaczej. Nie wiem czy będę kontynuował pracę z kadrą. To nie zależy tylko ode mnie - tajemniczo zakończył Tabarez.
Co zrozumiałe w dużo lepszym nastroju byli trener i zawodnicy reprezentacji Francji. Didier Deschamps pochwalił zespół za strzelenie aż dwóch goli, bo jak słusznie zaważył, Urugwaj niezwykle rzadko traci więcej niż jedną bramkę na mecz. Dodał także, że w grze jego drużyny wciąż jest wiele niedociągnięć i będzie miał co analizować ze swoim sztabem.
- Najbardziej cieszy nas to, że zrealizowaliśmy swój cel. Zameldowaliśmy się w czwórce najlepszych drużyn na świecie i nie zamierzamy na tym poprzestać. Nie obchodzi mnie, czy w półfinale zagramy z Belgią czy z Brazylią, bo obaj rywale będą niezwykle wymagający - to z kolei słowa kapitana „Tricolores” Hugo Llorisa.
On także miał swój spory wkład w sukces Francuzów, ponieważ w 43 min zatrzymał bardzo groźny strzał głową Martina Cacerasa. Gdyby Urugwajczyk umieścił wtedy piłkę w siatce, oba zespoły schodziłby na przerwę z wynikiem remisowym i drugie 45 min mogłoby wyglądać inaczej.
- Ja tylko robiłem to, co do mnie należało. W tamtej sytuacji miałem też trochę szczęścia, bo nie byłem najlepiej ustawiony i wybiłem futbolówkę końcówkami palców - skromie ocenił swoją postawę bramkarz angielskiego Tottenhamu.