Ułatwiony dostęp do tzw. terapii ostatniej szansy miała zagwarantować pacjentom nowelizacja ustawy o świadczeniach zdrowotnych, która weszła w życie w lipcu ubiegłego roku. Dzięki jej wprowadzeniu minister zdrowia dostał możliwość podjęcia decyzji o indywidualnym sfinansowaniu leczenia (najczęściej bardzo kosztownego) dla konkretnego chorego, w przypadku którego medycy wyczerpali już wszystkie opcje standardowej pomocy. Po dziesięciu miesiącach od uruchomienia takiej ścieżki okazuje się jednak, że niestandardowe leki trafiły tylko do garstki osób, a większość nadal musi szukać pieniędzy na pokrycie kosztów terapii na własną rękę.
CZYTAJ KOMENTARZ: Złudne nadzieje na ratunkowy lek
Do tej pory do resortu wpłynęły 452 wnioski o sfinansowanie preparatu w ramach ratunkowego dostępu do technologii lekowych (RDTL). Minister zaakceptował jedynie co trzeci z nich, zgadzając się na terapie warte od 500 zł do 1,5 mln zł. Odmówił 155 chorym, 70 podań nie rozpatrzono ze względu na braki w dokumentach, 13 zostało anulowanych albo umorzonych, reszta nadal czeka na decyzje.
Dla małopolskich pacjentów szpitale do tej pory wnioskowały o medykamenty ratujące życie zaledwie 17 razy. Udało się w 9 przypadkach.
Okazuje się, że nawet pozytywne rozpatrzenie wniosku skierowanego do resortu zdrowia nie gwarantuje jeszcze pacjentowi, że lek rzeczywiście do niego trafi. Do końca marca placówki w całym kraju rozliczyły bowiem z Narodowym Funduszem Zdrowia podanie preparatów ostatniej szansy zaledwie... 37 ciężko chorym.
– W czasie prac nad ustawą mydlono nam oczy, składając wielkie obietnice i mamiąc poprawą sytuacji pacjentów onkologicznych, których tysiące każdego dnia nie może liczyć na pomoc państwa w walce z rakiem. Tymczasem okazuje się, że ratunkowy dostęp do technologii lekowych to fikcja – komentuje Bartosz Poliński, prezes Fundacji Onkologicznej Osób Młodych Alivia.
Dlaczego nowa ścieżka, która miała być szansą na życie głównie właśnie dla chorych z nowotworami, w praktyce się nie sprawdza? Niewielka liczba złożonych wniosków i wyrażonych zgód to m.in. efekt skomplikowanych procedur. Zgodnie z obowiązującymi przepisami o pozwolenie na niestandardową pomoc do resortu zdrowia nie może zwrócić się sam pacjent. Musi to zrobić placówka, odpowiadająca za jego leczenie. A chorzy skarżą się, że medycy często w ogóle nie wiedzą o takiej możliwości albo gubią się w dopełnianiu formalności.
– Nasze zmagania o pozyskanie wniosku były koszmarne. Trwały tygodnie. Najpierw wypełnianie wniosku, poprawki, potem decyzja komisji lekarskiej– opóźniona przez braki dokumentów – opowiada Ewa Łotocka-Murawa, matka Agnieszki, cierpiącej na raka płuc. Prośbę o zgodę na niestandardowe leczenie dla jej córki w końcu udało się złożyć, ale kobieta zmarła zanim z niego skorzystała.
Do starań o pozyskanie niezbędnych leków ośrodki zniechęca także to, że w przypadku zgody ministerstwa koszty zakupu preparatów muszą one pokryć z własnej puli na leczenie szpitalne. Wbrew zapowiedziom resort nie przewidział bowiem na to żadnych dodatkowych pieniędzy. – Narodowy Fundusz Zdrowia nie dysponuje oddzielnym budżetem na pokrywanie kosztów terapii w ramach RDTL – przyznaje Krzysztof Jakubiak, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.
Zdaniem ekspertów zasady korzystania z ratunkowego dostępu do terapii ostatniej szansy wymagają licznych zmian. Fundacja Alivia przygotowała w tej sprawie petycję, która trafiła już do resortu zdrowia. Przedstawiciele pacjentów domagają się m.in. przyznania chorym prawa do samodzielnego złożenia wniosku w ramach RDTL oraz wprowadzenia obowiązku występowania przez lekarzy o zgodę na niestandardowe leczenie w przypadku wyczerpania refundowanej ścieżki leczenia.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
WIDEO: Poważny program - playlista 3 odcinków