Papież Franciszek, przed wyborem Jorge Mario Bergoglio, urodził się i wychował w Buenos Aires. Tam ukończył seminarium duchowne Villa Devoto i został mianowany arcybiskupem Buenos Aires oraz prymasem Argentyny. 13 marca 2013 roku został wybrany Jego Świątobliwością, stając się pierwszym papieżem spoza Europy od 12 wieków.

Podobnie jak większość jego rodaków Argentyńczyków, kochał piłkę nożną całym sercem. Aż do śmierci starał się uprawiać swój ulubiony sport.
Jorge Mario był zagorzałym fanem popularnego argentyńskiego klubu piłkarskiego San Lorenzo de Almagro Buenos Aires. Jako dziecko i nastolatek regularnie uczęszczał na mecze drużyny i był nawet członkiem jej klubu fanów.

Sam miał problemy z piłką nożną: jak mówił, „nie był zbyt dobry” – dlatego zawsze ustawiano go na bramce. Nie miało to jednak żadnego wpływu na pasję, jaką darzyli San Lorenzo. Co ciekawe, przydomek klubu brzmi „Święci”. To tak, jakby poparcie drużyny i zostanie papieżem było dla Franciszka z góry przesądzone przez los.

W 2014 roku San Lorenzo po raz pierwszy w 106-letniej historii wygrało Copa Libertadores. Rok po tym, jak Franciszek został mianowany głową Kościoła katolickiego! Oczywiście, cała drużyna przybyła z trofeum, żeby je zaprezentować w Watykanie. Franciszek zaznaczył, że bardzo się cieszył ze zwycięstwa, ale nie widział w tym żadnych cudów.
Od 1990 roku przyszły papież przestał oglądać mecze San Lorenzo, tak jak ogólnie zrezygnował z oglądania telewizji. Jednak o wynikach meczów zawsze dowiadywał się od swoich asystentów.
– Złożyłem obietnicę Matce Bożej z Góry Karmel 15 lipca 1990 roku. Powiedziałem sobie: „Nie potrzebuję tego”. Jest Gwardia Szwajcarska, która co tydzień informuje mnie o wynikach i pozycji w tabeli
– mówił.
W tym czasie klubowi udało się czterokrotnie zdobyć mistrzostwo Argentyny, Superpuchar Argentyny, Puchar Mercosuru, Puchar Ameryki Południowej i Puchar Libertadores.

Oczywiście pielgrzymi wiedzieli o miłości papieża do piłki nożnej. Dlatego często oferowali Franciszkowi koszulki z wizerunkiem San Lorenzo. Przedstawiciele różnych klubów i drużyn zadbali o to, aby na spotkanie z papieżem zabrać ze sobą stroje piłkarskie. Franciszek miał prawdopodobnie jedną z najwspanialszych kolekcji na całym świecie.

Znajdują się tam na przykład stroje Barcelony, Realu Madryt, Interu Mediolan, Milanu, Juventusu Turyn, Bayernu Monachium, brazylijskiego Chapecoense (podarowanego rok po katastrofie lotniczej klubu), Villarreal, Sunderlandu, a także reprezentacji narodowych Brazylii, Hiszpanii, Włoch, Argentyny i Chorwacji. A Ronaldinho podarował mu swój trykot.

Oczywiście jedną z głównych partii są koszulki od jego rodaka – Lionela Messiego. Leo i papież poznali się po raz pierwszy w 2013 roku. Wtedy to reprezentacje Włoch i Argentyny przybyły do Watykanu, aby rozegrać mecz towarzyski. Franciszkowi wręczono zestawy od obu drużyn. Argentyńczycy naturalnie stworzyli strój z numerem 10 i nazwiskiem Messiego.

Oprócz preferencji drużynowych papież miał także preferencje osobiste. Franciszek przyznał, że bardzo współczuje Diego Maradonie i nawet się za niego modlił.
– Poznałem Maradonę w 2014 roku. Na boisku był poetą, wielkim mistrzem, który przynosił radość milionom ludzi w Argentynie i Neapolu. Ale jednocześnie był osobą bardzo wrażliwą. Pamiętam, jak reprezentacja Argentyny wygrała mistrzostwa świata w 1986 roku dzięki Diego. Byłem wtedy we Frankfurcie. To był trudny czas – uczyłem się języka i zbierałem materiały do pracy magisterskiej. O zwycięstwie Argentyny dowiedziałem się dopiero następnego dnia. To było radosne, ale jednocześnie czułem się samotny, bo nie miałem z kim dzielić się emocjami związanymi ze zwycięstwem. Kiedy dowiedziałem się o śmierci Maradony, zacząłem się za niego modlić. Wysłałem jego rodzinie różaniec ze słowami pocieszenia
– powiedział Franciszek.

Czasami Franciszek odpowiadał na zabawne pytania. Na przykład kiedyś zapytano go, czy Messiego można nazwać „bogiem”?
– To świętokradztwo. Nie mów tak, nie wierzę w to. Kiedy ludzie nazywają Messiego bogiem, to tylko sposób na wyrażenie podziwu. Ale należy czcić tylko Pana. A więc to tylko frazes. Ktoś mówi: „Na boisku z piłką jest po prostu bogiem”. Messi jest dobry, ale nadal nie jest bogiem
– twierdził.

Co ciekawe, Argentyńczyk nie uważał Maradony ani nawet Messiego za najlepszego piłkarza świata.
– Kogo wybrałbym jako najlepszego, Messiego czy Maradonę? Ani jednego, ani drugiego. Wybiorę trzeciego – Pelego. Maradona był wielkim człowiekiem, ale poniósł porażkę. Biedak natknął się na grupę ludzi, którzy mu pochlebiali, ale nie chcieli mu pomóc. Przybył do mnie w pierwszym roku mojego pontyfikatu i wtedy biedak spotkał swój koniec. Messi ma rację, jest dżentelmenem, ale największy jest Pele. Spotkałem go w samolocie, kiedy byłem w Buenos Aires, wydawał się bardzo ludzki
– wspominał papież.

Szczerze mówiąc, był to bardzo nietypowy wybór jak na Argentyńczyka.
