Awaria pojazdu to zawsze stresująca sytuacja. Jednak co innego gdy auto zepsuje się nam na miejskiej ulicy czy mało uczęszczanej drodze, a zupełnie inaczej wygląda sytuacja na ruchliwej autostradzie. W takiej sytuacji należy jak najszybciej przemieścić auto (najlepiej tam wjechać, o ile to jeszcze możliwe) na pas awaryjny lub zatoczkę awaryjną.
Jednak podwrocławski odcinek autostrady A4 to jeszcze gorsza historia... Tutaj mamy kilkukilometrowe odcinki, gdzie są wyłącznie dwa pasy na jednej jezdni. Nie ma mowy ani o pasie awaryjnym, ani o zatoczce.
O tych problemach przekonali się ludzie zarejestrowani przez innego kierowcę na tym filmiku:
Co powinni zrobić w tej sytuacji? Przede wszystkim wezwać profesjonalną pomoc drogową, która może holować zepsute auto w takiej sytuacji. Pracownik pomocy zadba też na początek o właściwe oznaczenie miejsca awarii i z pewnością użyje sygnałów świetlnych, które ostrzegą innych kierowców. Do czasu przyjazdu lawety powinniśmy sami zadbać o zabezpieczenie miejsca zdarzenia. Należy co najmniej 100 metrów za pojazdem ustawić trójkąt ostrzegawczy i włączyć światła awaryjne w aucie, pamiętając by wszystkie te czynności wykonywać szybko i w ubranej kamizelce odblaskowej. Samemu najlepiej opuścić teren autostrady i przejść za bariery energochłonne i tam czekać na przyjazd pomocy drogowej.
