Doroczna Gala PGE Ekstraligi odbyła się w warszawskim hotelu DoubleTree by Hilton. Żużlowe środowisko podsumowało miniony sezon. Najlepsi zawodnicy otrzymali wyróżnienia, tzw. „Szczakiele”.
Oprócz nagród przyznawanych za osiągnięcia w danym sezonie, przyznawane jest specjalne wyróżnienie. „Złoty Szczakiel” zawsze trafia do osób szczególnie zasłużonych dla żużla. W tym roku otrzymał go kapitan Stelmetu Falubuazu Zielona Góra Piotr Protasiewicz, który po ponad 30 latach spędzonych na torze, postanowił zakończyć karierę. „Protas” w najwyższej klasie rozgrywek zdobył aż 15 medali – osiem złotych, trzy srebrne i cztery brązowe. Wywalczył je w barwach klubów z Zielonej Góry, Bydgoszczy, Torunia i Wrocławia.
Rozmowa z Piotrem Protasiewiczem, dyrektorem sportowym Stelmetu Falubazu
Otrzymałeś „Złotego Szczakiela”. Jakie to uczucie?
- Cieszę się bardzo, bo niewiele osób mogło otrzymać tak zaszczytne wyróżnienie. To podsumowanie moich 31 lat startów. Mogę powiedzieć, że chyba sobie na to zasłużyłem i zapracowałem.
Pierwszy raz widziałem u ciebie takie wzruszenie. Łamał ci się głos na scenie…
- Tak, ale chyba nie ma się co dziwić. Kawał mojego życia właśnie się kończy. Sezon zaczął się dla mnie fatalnie. Zmarła moja mama, mój najwierniejszy kibic, było mi bardzo ciężko. Decyzja o zakończeniu kariery była podjęta dużo wcześniej, jeszcze przed sezonem, ale taka jest kolej rzeczy. Każdy z zawodników musi się z tym liczyć. Ciało już się buntowało, więc myślę, że to był dobry moment, by powiedzieć: dość. Przez lata dawałem serce, ale dzisiaj staję przed lustrem i mogę powiedzieć, że nigdy nie odpuściłem. Wspominałem o tym, że czuję się spełnionym sportowcem. Kończę karierę z w miarę dobrym zdrowiem, choć nie wszystkie sytuacje musiały się potoczyć tak, jak się ostatecznie potoczyły.
Z marszu wszedłeś w nową rolę. Po zakończeniu kariery przejąłeś obowiązki dyrektora sportowego w Stelmecie Falubazie. Eksperci twierdzą, że stałeś się „królem polowania”, bo ściągnąłeś do Zielonej Góry Przemysława Pawlickiego, Luke’a Beckera i Rasmusa Jesnena. Czujesz, że jesteś skuteczny, jak na torze?
- Od razu chciałbym powiedzieć, że to jest nie tylko moja praca, ale również prezesa Wojtka Domagały i dyrektora klubu Kamila Kawickiego. Bez nich tych wszystkich transferów na pewno by nie było. Podzieliliśmy się zadaniami i kierunkiem działania, wspólnie uzgadnialiśmy właściwie wszystko. Mogę powiedzieć, że w poniedziałek, po finale z Wilkami Krosno nie mieliśmy żadnego z tych zawodników, ale już kilka dni później, w czwartek o godzinie 17.30 mieliśmy dopięte trzy nazwiska. Uważam, że to najlepsze wybory na rynku. Pamiętajmy jednak, że nie wygraliśmy jeszcze żadnego meczu i wyścigu, a ściganie dopiero się zacznie. Nie będę wywierał presji, bo i tak ona jest. Mamy zawodników przeambitnych i tego nie musimy mówić. Chcemy fajnego ścigania i przede wszystkim sportowej rywalizacji, a co będzie później, zobaczymy.
Twoje nazwisko otwiera drzwi w negocjacjach z zawodnikami? W jaki sposób żużlowy rynek reaguje na nazwisko Protasiewicz?
- Moją rolą na pewno nie są finanse, bo przecież ktoś za wszystko musi zapłacić. Myślę, że potrafię zaoferować niektórym żużlowcom takie argumenty, które są dla nich ważne. Uważam, że przy tych zawodnikach, których udało się ściągnąć, trochę pomogłem.
Czy budowa składu już jest zakończona? Co z juniorami?
- Nie o wszystkim mogę i chcę mówić. Mamy trzon drużyny i pracujemy jeszcze, aby coś stworzyć. Mam dużo pracy, bo grunt jest trudny, a przede mną dużo wyzwań. Chciałbym zostawić po sobie coś, co będzie pamiętane.
Dziewczyny z Falubaz Girls trzymały wysoki poziom do końca s...
Polub nas na fb
