Korespondencja z Zhangjiakou
Zaledwie 95 metrów - po takiej odległości w pierwszej serii Piotr Żyła nie był nawet pewny awansu do finałowej rundy. Słabsze próby rywali sprawiły, że drzwi do drugiej kolejki w końcu otworzyły się także przed Polakiem, jednak szans na jakiekolwiek dobre miejsce już nie było. Szkoda, bo wcześniej Żyła skakał ładnie i wydawało się, że naprawdę może powalczyć o pierwszą trójkę. Jak sam przyznał, on też był tego świadomy i... to był właśnie powód niepowodzenia.
- Po prostu przed konkursem o tym medalu pomyślałem. Dla mnie to jest zazwyczaj największy możliwy błąd. Nie powinienem go popełniać, ale taki już jestem. Wszystko było super do momentu, gdy znalazłem się na górze skoczni - tam było już "pozamiatane". Mnie myślenie niestety nie służy. Takie zawody, jak igrzyska olimpijskie, wygrywa się tylko i wyłącznie głową. Dawid Kubacki pokazał, że w tym momencie pod tym względem najmocniejszy i zdobył medal, choć tak naprawdę każdy z nas umie skakać. Decydował nie sprzęt, nie nowinki technologicznie, a po prostu skoki. Wygrali ci, którzy naprawdę skakali najlepiej.
W drugiej serii Żyła poprawił się i przesunął na dwudzieste pierwsze miejsce, ale jego zdaniem finałowy skok był już tak naprawdę bez znaczenia.
- Druga seria była w porządku, ale na pewno stać mnie było na więcej. Było mi już jednak wszystko jedno - z walki odpadłem w pierwszej serii. Na igrzyskach liczą się tylko medale i wielu zawodników, w tym ja, sobie z tym nie poradziło. Została mi jednak duża skocznia i myślę, że po tym, co się tu wydarzyło, nie będę już chciał o nic walczyć. Po prostu będę się cieszył, że tu jestem. Muszę się bawić skokami.
