Wszystko działo się w noc sylwestrową niedaleko komisariatu Rakowiec na ul. Traugutta. Sprawców było więcej, ale nie udało się zatrzymać nikogo poza Markiem J. Wraz z innymi – nieustalonymi dotąd osobami – uwolnił z rąk funkcjonariuszy sprawcę uszkodzenia radiowozu. Ów sprawca też przepadł bez śladu.
Proces Marka J. zacznie się w maju. Mężczyzna nie przyznaje się do postawionego mu zarzutu i odmawia wyjaśnień. Ma 29 lat był już wcześniej notowany za nielegalne posiadanie broni lub amunicji, groźby, bójki i pobicia oraz przestępstwa narkotykowe. Do zdarzenia, za które teraz stanie przed sądem, doszło w nocy sylwestrową tuż po północy.
Z naszych ustaleń wynika, że wtedy to grupa chuliganów odpalała petardy m.in. z dachu radiowozu zaparkowanego pod komisariatem przy ulicy Traugutta. Uszkodzili samochód. Dwaj policjanci z komisariatu wybiegli i zaczęli gonić sprawców. Jednego złapali w pobliskiej bramie. Wtedy do akcji włączyła się grupa osób. Prowodyrem miał być właśnie uzbrojony w kij bejsbolowy Marek J. Jeden z funkcjonariuszy został uderzony w głowę miał nawet stracić przytomność. Drugi funkcjonariusz był bity po nogach.