Ludziom, którzy ze swojego kraju uciekali najczęściej tak jak stali, zostawiając za sobą swoje domy i ubrania, pomagają międzynarodowe organizacje humanitarne. Bez nich byliby skazani na śmierć, pomocy nie udziela im bowiem libańskie państwo.
Przeczytaj cały reportaż: Cieszą się, że żyją. Polska też pomaga syryjskim uchodźcom w Libanie
Jedną z najprężniej działających takich organizacji jest Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM). Jej pracownicy, zarówno Polacy, jak i Libańczycy, pomagają syryjskich uchodźcom w Libanie od 2012 r., wspiera ich w tym polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To największy program pomocy humanitarnej współfinansowany przez MSZ – do 2016 r. przeznaczono na niego 20 mln zł. Skorzystało z niego z kolei ponad 40 tys. Syryjczyków.
Sytuacja życiowa syryjskich uchodźców jest jednak dramatyczna, zwłaszcza, że Syryjczycy nie mogą legalnie pracować w Libanie. 150 tysięcy rodzin żyje tu poniżej granicy ubóstwa, a 40 procent wszystkich Syryjczyków nie otrzymuje żadnej pomocy humanitarnej. Pomaga im PCPM, które od pięciu lat prowadzi program Cash for rent. Najbiedniejsze rodziny na północy Libanu oraz w Bejrucie i okolicach znajdują dzięki niemu mieszkania, których właścicielami są Libańczycy. PCPM współfinansuje koszt czynszu i płaci bezpośrednio libańskim wynajemcom. Dzięki programowi większość Syryjczyków w Libanie mieszka więc w mieszkaniach (najczęściej garażach, budynkach gospodarczych czy barakach), a w obozowiskach (nie są to bowiem oficjalne obozy dla uchodźców, które mamy w Europie) pozostałe 17 procent.
Gdyby nie piece i koce od PCPM, wiele Syryjczyków nie przeżyłoby zimy, podczas której temperatura spada w górzystej prowincji Akkar, gdzie uchodźców jest najwięcej, nawet do zera stopi Celsjusza. Jednak opał, którego koszt miesięcznie wynosi około 130 dolarów, wciąż jest dużym problemem. – Osoby, które mieszkają w nieocieplonych, niezabezpieczonych przed mrozami pomieszczeniach – czyli praktycznie wszyscy, po prostu marzną. Uchodźcy dostali już od nas koce i piece, najważniejszą potrzebą w nadchodzących miesiącach zimowych, głównie właśnie w grudniu, styczniu i lutym, jest opał. Na niego staramy się zebrać jak najwięcej funduszy, również od prywatnych darczyńców, aby uratować tych ludzi od śmierci z wyziębienia, co oczywiście też się zdarza – mówi Anna Konieczna z PCPM.
CZYTAJ TAKŻE: Aleppo: do normalności nie wraca się szybko
Problem jest także z edukacją. Nie wszystkie bowiem mają do niej dostęp: albo z powodu znacznej różnicy programowej (większość przedmiotów w Libanie nauczanych jest po francusku i angielsku, co dla małych Syryjczyków jest przeszkodą), albo z powodu opłat, albo z powodu znacznej odległości domów od szkół i problemów z dojazdem. PCPM prowadzi więc Bire szkołę, do której syryjskie dzieci w wieku 9-15 lat chodzą na zajęcia wyrównawcze. Młodzież od 13 roku życia oraz dorośli mogą w szkole Bire chodzić także na 3-miesięczne, bezpłatne kursy zawodowe finansowane przez PCPM. Do wybory są szkolenia na asystenta pielęgniarki, asystenta farmaceuty, hydraulika i elektryka, a także kurs obsługi komputera. Dzięki nim mogą mieć szansę na pracę nie tylko na libańskim, ale w przyszłości również na syryjskim rynku pracy.
Problemy zdrowotne są wśród Syryjczyków mieszkających w wilgotnych i słabo ogrzewanych mieszkaniach częste. PCPM prowadzi więc w Bire klinikę (w tym samym miejscu co szkoła), w której od poniedziałku do soboty, od godziny 9 do 14, zarówno Syryjczycy, jak i Libańczycy, mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy lekarskiej: internisty, ginekologa czy kardiologa. – Do przełomu sierpnia i września mieliśmy 600-700 pacjentów miesięcznie. Potem, kiedy zmniejszyło się dofinansowanie z innych organizacji, ta liczba zwiększyła się do ponad tysiąca. Grudzień może być rekordowy, spodziewamy się nawet 1500 uchodźców – mówi Katarzyna Szalbot z oddziału PCPM w Qubayat w prowincji Akkar. W klinice Syryjczycy mogą otrzymać diagnozę i leki.
Na pomoc medyczną mogą liczyć także mieszkańcy obozowisk, których PCPM prowadzi około dwadzieścia. Do mieszkających w prowizorycznych namiotach rodzin przyjeżdża tzw. klinika mobilna z lekarzem i pielęgniarką. Każdy obóz odwiedzają oni raz w miesiącu, spędzają w nim średnio 2-3 godziny. To niewiele, ale to jedyna szansa na pomoc medyczną dla większości ludzi. 10 kilometrów, które oddziela jeden z takich obozów, El-Kawashra 016, od kliniki w Bire, to bowiem, jak zauważa Katarzyna Szalbot, „olbrzymi dystans”.
O tym, jak można wesprzeć PCPM, które pomaga syryjskim uchodźcom w Libanie, można dowiedzieć się na stronie internetowej fundacji: www.pcpm.org.pl w zakładce „Wspieraj”.