– Było tak jak przedstawiliśmy to w naszym komunikacie. Agnieszka i Tomek to świetni i doświadczeni policjanci. Opieraliśmy się na faktach, a te były takie, że policjanci owinęli nieprzytomną dziewczynkę swoją kurtką, zaś Tomek prowadził sztuczne oddychanie. Z kolei Agnieszka dzwoniła do oficera dyżurnego z prośbą o szybszą pomoc – opowiada Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
I dodaje: – Tomek biegał po ulicy i przywoływał przypadkową karetkę pogotowia. Może nikt tego nie zauważył, bo policjanci byli po służbie, w cywilnych ubraniach. Jest to już zresztą nieważne. Po prostu pomogli. Zrobili to, co uważali za słuszne.
Andrzej Borowiak przyznawał również, że nie wie z czego wynikała taka reakcja rodziców. Jednocześnie informuje, że policjanci życzą rodzicom Basi wszystkiego dobrego, a jej samej szczęśliwego i szybkiego powrotu do zdrowia.
Przypomnijmy, że do groźnego zdarzenia doszło w czwartek na ul. Dąbrowskiego. Z relacji przedstawionej przez funkcjonariuszy policji, wynika, że dwoje policjantów, wracając po służbie do domu, zauważyło leżące na chodniku dziecko i kilka osób w pobliżu. Jak informowali przedstawiciele policji, funkcjonariusze udzielili dziewczynce pierwszej pomocy.
2,5-latka umierała na chodniku na Jeżycach. W pobliżu stało kilka osób
– Sierżant Tomasz Pankros podjął, na zmianę z matką, resuscytację krążeniowo-oddechową. Natomiast sierżant Agnieszka Dutkiewicz poinformowała dyspozytora Wydziału Ruchu Drogowego, który wezwał karetkę – opisywali policjanci.
Zupełnie inaczej całą sytuację przedstawił ojciec dziewczynki na portalu wykop.pl. – Żona zaczęła resuscytację krążeniowo-oddechową. Nikt inny nie wykonywał masażu serca ani nie dokonywał wdechów, tylko moja żona. Policjant próbował żonie pomóc odchylić córki głowę do tyłu. To była cała pomoc. A policjantka pomagała żonie rozpiąć kurtkę – opisywał przebieg wydarzeń ojciec dziewczynki.
ZOBACZ: Poznań: 2,5-latka umierała na chodniku na Jeżycach. Policjanci uratowali jej życie? Historia wyglądała trochę inaczej...
Jednocześnie dodawał, że w ocenie jego żony, najbardziej pomógł właściciel lub pracownik hurtowni motoryzacyjnej, który udostępnił sklep dla ratowników, by mogli się zająć dzieckiem.
– Po karetkę dzwoniła nie tylko pani policjantka. Żona kazała już wcześniej zadzwonić po pogotowie jednej z osób, a następnie przekazywała przez owego pana informacje dyspozytorowi – przedstawia rodzic.
Tak o sprawie mówią poznańscy policjanci
Źródło: tvn24/x-news
POLECAMY:
Najnowsze wiadomości z Wielkopolski
Wszystko o Lechu Poznań [NEWSY, TRANSFERY]
Studniówki 2018 [ZDJĘCIA]
Strefa biznesu
Quizy - Sprawdź się!
Kryminalna Wielkopolska