Ks. Mariusz G. “za karę" został wysłany przez poznańską kurię do klasztoru pod Ostrów Wlkp. Obecnie, jak ustaliliśmy, pracuje wśród polskich księży we wsi Pnikut na Ukrainie. Znajduje się blisko granicy w Medyce.
Księdza Mariusza G. w Pnikucie odwiedziła Iwona Poreda, dziennikarka programu "Po prostu" emitowanego przez TVP. Podała się za doktorantkę interesująca się duszpasterstwem polskich księży na Ukrainie.
Czytaj także:
Poród na plebanii: Ksiądz Mariusz naucza na Ukrainie o dojrzałości
Jak mówi, ksiądz opowiedział jej o swoich kontaktach z kobietami, które miał nawiązywać jeszcze w trakcie pobytu w seminarium.
- Zapytałam go czy w związku z tym, że romansuje i robi to konsekwentnie, nie uważa, że to sygnał, by zrzucił sutannę. Jego zdaniem odejście byłoby słabością. Nie uważa także, żeby hipokryzją było mówienie innym jak żyć, po tym wszystkim, co się stało - mówi reporterka programu “Po prostu". - Ale najbardziej zaskoczyło mnie, gdy zapytałam czy nie uważa, że ksiądz powinien żyć moralnie. Usłyszałam: co ty mówisz, nauczyłem się brać życie takim, jakim ono jest.
Duchowny powiedział także, że ma związek z opisywaną przez nas sprawą śmierci dziecka, ale nie musi się z niczego tłumaczyć.
- Mówił, że matka jego dziecka, Agnieszka D., mu wybaczyła. Dodał też, że wciąż mają ze sobą kontakt, by potem się z tego wycofać. Był bardzo luźny w rozmowie i sposobie bycia. Stwierdził, że jest niewinny - mówi Iwona Poreda.
Tymczasem śledztwo poznańskiej prokuratury wciąż trwa. Wydział Nadzoru poznańskiej Prokuratury Okręgowej zażądał niedawno powołania innych biegłych, tym razem spoza Poznania.
- Nowymi biegłymi zostali lekarze z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Mają ocenić cały przebieg porodu oraz odpowiedzieć, jak duże szanse na przeżycie miałoby dziecko księdza, gdyby rodziło się w szpitalu. Na ich opinię będziemy czekać ok. 9 miesięcy, bo tyle czasu wyznaczyli na sporządzenie swojej ekspertyzy - mówi Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
W lipcu 2012 roku “Głos Wielkopolski" ujawnił bulwersującą historię porodu na plebanii na poznańskim Junikowie. Ojcem chłopca był ks. Mariusz G. Matką jego młoda kochanka, która wcześniej mieszkała na plebanii.
Ksiądz najpierw kłamał w rozmowie z policjantami, że nie zna ojca dziecka. Potem, podczas przesłuchania, przyznał się do ojcostwa. Zeznał też, że nie chciał dziecka, a kiedy jego kochanka zaczęła mieć skurcze, przygotował jej posłanie na podłodze i poszedł do drugiego pokoju słuchać muzyki. Zasnął i wrócił po kilku godzinach. Jak zeznał, nie zareagował na jej słowa o wezwaniu karetki.
Po lekarzy zadzwonił dopiero, gdy Agnieszka D. urodziła jego martwego syna. Do tragicznego porodu doszło w lutym 2011 r.
Prokuratura Rejonowa Poznań Grunwald po kilku miesiącach umorzyła sprawę twierdząc, że ksiądz nie popełnił przestępstwa polegającego na nieudzieleniu pomocy matce i dziecku. Oparła się na opinii dr Krzysztofa Kordela, medyka sądowego.
Najpierw stwierdził, że niewezwanie karetki stanowiło bezpośrednie zagrożenie życia. Ale podczas drugiego przesłuchania zeznał, że jego zdaniem dziecko miałoby nikłe szanse na uratowanie w szpitalu, bo pojawił się węzeł pępowiny.
Po naszej publikacji z lipca ubiegłego roku śledczy wznowili sprawę. Powołali w końcu eksperta od ginekologii - prof. Tomasza Opalę. Ten stwierdził, że w szpitalu dziecko miało szansę na przeżycie. Teraz prokuratura uznała, że trzeba powołać nowych biegłych. Dlaczego? Prokurator Danuta Siwińska, która podjęła taką decyzję, nie chciała z nami rozmawiać.
Rozmowa z księdzem Mariuszem G. w dzisiejszym programie “Po prostu" Tomasza Sekielskiego w TVP1 o godzinie 20.20.