- Syn krzyczał, zwijał się z bólu, mówił, że tego nie wytrzyma, że umiera - relacjonuje pani Jolanta. - Pierwszy raz po pogotowie zadzwoniliśmy około godziny 17. Wtedy syn usłyszał, że ma iść do lekarza.
Ból brzucha był nie do wytrzymania. Pan Piotr przyznał, że wcześniej miewał ataki bólu, ale do tej pory nie przebiegały one tak dramatycznie. To wystarczyło, żeby dyspozytor odmówił wysłania karetki. - Pierwszy telefon od tego mężczyzny zarejestrowaliśmy ok. godz. 18 - mówi Robert Judek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. - Podczas zbierania wywiadu mężczyzna rozłączył się. Po chwili zadzwonił ponownie, wtedy okazało się, że problemy z bólem brzucha ma od sześciu miesięcy. My nie jeździmy do przewlekłych przypadków, dlatego dyspozytor zalecił wizytę u lekarza.
Mama pana Piotra próbowała umówić wizytę domową. Udała się do pobliskiego szpitala im. Krysiewicza, ale lekarz dyżurny na pomocy doraźnej oświadczył, że może przyjechać najszybciej za cztery godziny. - Lekarz w końcu wypisał mi dla syna skierowanie do szpitala.
Kiedy pani Jolanta wróciła do domu i zobaczyła, jak syn wyje z bólu, ponownie zadzwoniła po karetkę. Była godzina 20.20. Usłyszała, że zespół za chwilę będzie. Karetki nie było, więc matka z synem zeszli do taksówki. Kiedy byli w bramie, nadjechało pogotowie. - W dokumentacji ratownicy zanotowali brak pacjenta w miejscu wezwania - mówi Robert Udek. - Z tego powodu nie mogła mu zostać udzielona pomoc.
To tylko fragment artykułu. Zobacz całość w serwisie Plus:
Poznań: Pacjent w stanie zagrożenia życia do szpitala pojechał taksówką. Pogotowie odmówiło mu pomocy
W dalszej części tekstu przeczytasz:
- Dlaczego karetka nie zabrała mężczyzny?
- Co dolegało Piotrowi?
- Jakie kroki chce podjąć matka Piotra?
POLECAMY:
Zobacz też: Jak udzielić pierwszej pomocy?