Dziewczynka urodziła się żywa, umarła od ran kłutych. Tak było według biegłych. Co mówi matka?

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Rozpoczął się proces o zabicie noworodka
Rozpoczął się proces o zabicie noworodka Andrzej Szkocki
Twierdzi, że w domu urodziła już martwe dziecko. Murem stoi za nią rodzina. Tylko czemu niemowlę miało rany cięte od noża?

Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie zaczął się w piątek mroczny proces o zabicie noworodka. Oskarżona to 37-letnia Anna R., mieszkanka Goleniowa. Nie przyznaje się do winy. Przekonuje, że nie wiedziała o ciąży, a dziecko - córeczkę - urodziła w domowej toalecie.

- Ona po prostu ze mnie wypadła na podłogę. Nie ratowałam jej, bo nie płakała, a to znaczy, że nie żyła - mówiła.

Skąd więc rany cięte na ciele dziecka?

- Nie wiem, może uderzyło się o miskę podczas upadku. Od kilku dni źle się czułam, brałam tabletki na ból kręgosłupa. To one mogły zbić dziecko - przekonuje.

Analiza jej telefonu wykazała, że w internecie szukała informacji związanych z ciążą, m.in. jak wygląda brzuch w tym okresie, czy można pić wtedy alkohol.

- Nie wiem czemu tego szukałam, do chwili porodu nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Nie chodziłam do lekarza. Nie planowaliśmy dziecka - mówi.

Ale według prokuratury było inaczej.

Anna R. urodziła dziecko siłami natury 20 stycznia 2021 r. w domu. Dziecięcymi nożyczkami i nożykiem z 6-centymetrowym ostrzem odcięła pępowinę oraz zadała trzy ciosy w brzuch córki.

- Co doprowadziło do wytrzewienia i krwotoku skutkujących śmiercią dziecka. Następnie pozbyła się łożyska i pępowiny, aby ukryć poród - oskarża prokurator.

Kobiecie grozi dożywocie. Ma wykształcenie podstawowe. Skończyła szkołę specjalną. Nigdy nie pracowała, bo jest na rencie socjalnej.

"Bardzo zamknięta w sobie, małomówna"

Mieszka z rodzicami w trzypokojowym mieszkaniu. Dwa lata temu wprowadził się do niej chłopak, Cezary. Rodzina zapewnia, że też nic nie wiedziała o ciąży oskarżonej. Rodzice, siostra i chłopak nie skorzystali z prawa do odmowy zeznań i bronią oskarżonej.

- Nic nie było widać, ona przytyła, ale jeszcze przed ciążą - mówiła Magdalena A., siostra Anny R.

Kilka dni przed porodem Anna R. źle się czuła. Bolały ją plecy, krwawiła. Taksówka miała ją zawieść do szpitala. Tuż przed wyjściem dostała krwotoku i poszła do toalety. Tam urodziła córkę. W tym czasie w mieszkaniu byli rodzice oskarżonej oraz jej chłopak.

- Ania zawołała mnie, że urodziła. To było ogromne zaskoczenie. Nikt nie wiedział o ciąży. Gdy weszłam do łazienki, widziałem, że dziecko leży. Nie dawało oznak życia. Zauważył to Cezary i zaczął dzwonić po karetkę. Mój mąż siedział w pokoju i nie reagował, bo on się nie przejmuje, taki ma charakter - mówiła Stanisława R., matka oskarżonej.

Też zapewnia, że nie widziała żadnych śladów przemocy na noworodku. Nie zgodziła się jednak na badanie wariografem. Twierdzi też, że ratownicy pogotowia i policjanci nie sprawdzali, czy dziecko żyje.

- Włożyli ją do miski i wynieśli - twierdzi.

Wczoraj przyznała, że wyrzuciła pępowiną do toalety podczas sprzątania łazienki. W śledztwie nic na ten temat nie mówiła.

- Niedawno to skojarzyłam - uzasadnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dziewczynka urodziła się żywa, umarła od ran kłutych. Tak było według biegłych. Co mówi matka? - Głos Szczeciński

Wróć na i.pl Portal i.pl