Brutalny atak kijem bejsbolowym na ratownika medycznego we Wrocławiu. Jego życie zawaliło się w jednej chwili

Konrad Bałajewicz
Na co dzień Mateusz był ratownikiem medycznym. Jego życie zawaliło się momentalnie, gdy wracając od kolegi został zaatakowany kijem bejsbolowym.
Na co dzień Mateusz był ratownikiem medycznym. Jego życie zawaliło się momentalnie, gdy wracając od kolegi został zaatakowany kijem bejsbolowym. Mateusz Walkowiak
Mateusz ma 38 lat. Większą część życia spędził na pracy w karetce pogotowia, w szpitalu wojewódzkim przy Kamieńskiego we Wrocławiu. Był ratownikiem medycznym. Zawsze pierwszy do pomocy, pierwszy do działania. Ratowanie innych stało się jego misją i czymś, co nadawało sens codzienności. Wszystko runęło po brutalnym ataku, do którego doszło w klatce schodowej.

- To było równo trzy lata temu. 18 kwietnia 2022 roku, Poniedziałek Wielkanocny, w okolicach Grabiszyńskiej. Celebrowałem oświadczyny kolegi z pracy, byłem w stanie po spożyciu alkoholu, nie byłem już na służbie. Wracałem od niego i pomyślałem, że zejdę z 8. piętra schodami i nie pojadę windą, jak mi radził. Taksówka czekała już na dole. Zadzwoniłem do żony, powiedziałem jej, że będę za 20 minut – opowiada nam Mateusz Walkowiak.

Na 4. piętrze spotkał grupkę 5 osób. Widział, że „robili jakieś interesy”. Chodziło o handel narkotykami.

- Nie obchodziło mnie to, nikogo nie zaczepiałem, nic nie potrąciłem, po prostu poszedłem dalej – mówi.

Cios kijem bejsbolowym padł z tyłu, kiedy Mateusz ich minął. Nie miał szans się obronić. W uszach miał słuchawki, niczego się nie spodziewał. Potem tylko ciemność. Ratownik obudził się w szpitalu.

- Najpierw winę zrzucono na upojenie, jednakże po czasie znalazł się świadek. Pan, który mnie znalazł na klatce schodowej, wracał ze spaceru z psem. Ten człowiek wezwał karetkę i widział te osoby wybiegające z bramy z kijem w reklamówce. Jedyny świadek, który po czasie wycofał zeznania, gdyż został zastraszony – opisuje Mateusz.

CZYTAJ TEŻ:

Diagnoza po brutalnym ataku brzmiała jak wyrok: złamanie kości czaszki z przemieszczeniem, złamanie szczęki, krwiak mózgu, utrata 17 zębów. Życie Mateusza zawisło na włosku. Lekarze cudem go uratowali, przeprowadzając skomplikowaną operację usunięcia krwiaka i stabilizacji czaszki metalową płytką.

Ale to był dopiero początek koszmaru. Podczas hospitalizacji doszło do zakażenia gronkowcem. Rozpoczęła się dramatyczna walka. Kolejne operacje, kolejne tygodnie w bólu. Ostatecznie konieczne było usunięcie części kości skroniowej, przez co mózg Mateusza pozostał bez kostnej osłony.

- Kolejna, druga operacja bez skutku. Infekcja postępowała. Okazało się, że zrobiła się przetoka i ropień na oponach mózgowych. Następna trzecia operacja, wraz z przeszczepem skóry. W szpitalu spędziłem 47 dni i wyszedłem bez gronkowca, ale po usunięciu kości skroniowej. Mózg pozostał bez naturalnej osłony – mówi Mateusz.

Póki mógł, pracował z zabezpieczeniem głowy. Ale ciało zaczęło się buntować. Były ataki padaczki, silne bóle, stany lękowe, bezsenność. W końcu musiał zrezygnować. ZUS odmówił świadczeń, a odszkodowania nie przyznano. Dlaczego? W trakcie zdarzenia we krwi miał alkohol, choć nie miał on żadnego wpływu na przebieg tragedii.

ZOBACZ:

- ZUS robi problemy, ponieważ wróciłem do pracy, a w międzyczasie często chodziłem na dłuższe lub krótsze zwolnienia. Więc od lutego zostałem bez środków do życia. Pożyczanie od znajomych, bo do lombardu nie ma co już oddać, a do tego jestem w stanie upadłości konsumenckiej po spłacie zadłużenia po chorobie żony i nie mogę wziąć pożyczki na leczenie – przyznaje.

Do teraz złapany został jeden sprawca brutalnego pobicia.

- Później dowiedziałem się od kolegi, który mieszka w bezpośredniej okolicy, że gorzej trafić nie mogłem. Tam, gdzie dostałem, jest wylęgarnia dopalaczy, najgorsza klatka schodowa w okolicy – mówi.

Dziś Mateusz żyje dzięki wsparciu bliskich i ludzi dobrej woli. Jego żona, choć sama po przejściach, stara się utrzymać dom. Ale rachunki, kredyty, konieczność leczenia. To wszystko ich przerasta. A jeszcze nie tak dawno temu sam poświęcił się pomocy innym, ratując życie jako pracownik szpitala. Prowadził też szkolenia z pierwszej pomocy, był wolontariuszem u Salezjanów, gdzie w parafii Chrystusa Króla pracował z dziećmi, odrabiając z nimi lekcje, organizując gry i zabawy.

- To było takie dobro po godzinach – mówi nam Mateusz.

Przeszedł już cztery operacje, przed nim kolejne: rekonstrukcja czaszki, wstawienie sztucznej szczęki, rehabilitacja. Jego marzeniem jest znowu pracować w karetce pogotowia i wrócić do misji ratowania ludzkiego życia. Choć, jak sam przyznaje, szanse na to są nikłe.

- Może jakaś przychodnia? Cokolwiek, aby pracować z ludźmi i im pomagać. Chcę być pośród ludzi, nie chcę siedzieć na socjalu - marzy w rozmowie z nami.

Jeśli ty chcesz pomóc Mateuszowi stanąć na nogi, możesz to zrobić wspierając jego zbiórkę „Normalne Życie” na portalu pomagam.pl. Jest dostępna pod tym linkiem: NORMALNE ŻYCIE - ZBIÓRKA DLA RATOWNIKA MEDYCZNEGO.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świat żegna Franciszka. Tłumy wiernych na Placu św. Piotra

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl