Według oskarżenia było tak. Małżeństwo państwa S. miało podpisaną rozdzielność majątkową. Byli współwłaścicielami nieruchomości we Wrocławiu. W 2014 roku swoją część działki mężczyzna zapisał córce w testamencie, pomijając żonę. Z dokumentów wynika, że dwa lata później państwo S. pojawili się w kancelarii pani notariusz. Spisali majątkową umowę małżeńską. On przekazał jej swoją działkę we Wrocławiu.
Prokuratura twierdzi, że nie było możliwości, by taką umowę spisać. Bo mężczyzna był w takim stanie zdrowia, że z pewnością nie rozumiał co się dzieje, jakie umowy i z kim zawiera. Umierał na raka. Dzień po podpisaniu umowy trafił do szpitala z zanikami pamięci, problemami z orientacją i zachowaniem równowagi. Z dokumentacji medycznej miało wynikać, że problemy zaczęły się dzień przed wizytą u pani notariusz. Zmarł dwa miesiące później.
W sądzie Dominika G. tłumaczyła, że nie pamięta tej umowy. Z pewnością jednak wszystko przebiegało prawidłowo. Bo gdyby miała wątpliwość czy mężczyzna rozumie co się z nim dzieje, to na pewno nie przygotowałaby umowy. Zdarzało jej się odmawiać w podobnych sytuacjach. Jest więc pewna, że zmarły dziś mężczyzna rozumiał sens umów, jakie podpisał.
Warto przypomnieć, że to nie jedyna sprawa sądowa Dominiki G. Od kilku lat toczy się jej proces, w którym oskarżenie przekonuje, że przez jej zaniedbania dorobek życia straciły trzy osoby starsze, schorowane, bez kontaktu z rzeczywistością. Było już nawet wyznaczone ogłoszenie wyroku, ale sąd wznowił proces i wciąż przesłuchuje świadków.
Podczas procesu sąd będzie przesłuchiwał m. in. znajomych i członków rodziny państwa S. A także lekarza rodzinnego, u którego leczył się zmarły mężczyzna. Będzie ich pytał w jakim stanie był pan S. we wrześniu 2016 roku, kiedy powstał sporny akt notarialny.
