- Tak – pytani przez sąd o to, czy jako osoby najbliższe Pawłowi Adamowiczowi odmawiają składania zeznań odpowiadali zgodnie żona prezydenta Gdańska, Magdalena Adamowicz oraz jego teściowie. Jako, że cała trójka miała do tego prawo - na tym zakończył się udział pierwszej trójki świadków w procesie gdańskiego włodarza.
Po trwającym niespełna kwadrans posiedzeniu poświęconemu niemal wyłącznie sprawom formalnym oraz wypraszaniu z sali mężczyzny, który je zakłócał, żądaj udziału w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy, sędzia Karolina Kozłowska przerwała na 5 godzin w oczekiwaniu na czwartego świadka drugie posiedzenie ws. oświadczeń majątkowych prezydenta Gdańska z lat 2010-2012. Według śledczych polityk miał wówczas nie wpisywać w dokumentach dwóch mieszkań, a dane dotyczące wykazywanych przez niego i rzeczywiście posiadanych oszczędności nie zgadzały się (rozbieżności sięgały od kilkudziesięciu do 320 tys. zł). Sam Adamowicz przekonywał, że wypełniając dokumenty zwyczajnie pomylił się, a później „powielił błąd w paru kolejnych oświadczeniach”.
Na pierwszej rozprawie również sam prezydent odmówił składania wyjaśnień - więcej czytaj>
Wiele wskazuje na to, że wyrok w głośnej i skrajnie kontrowersyjnej sprawie wyrok zapadnie jeszcze w tym roku – w niewiele ponad 3 miesiące. To zaskakujące o tyle, że samo śledztwo toczyło się latami, a opóźnienia spowodowane różnego rodzaju formalnymi wnioskami dodatkowo opóźniły jego rozpoczęcie o wiele miesięcy. Bardzo prawdopodobny scenariusz to ten, o którym w „Dzienniku Bałtyckim” napisaliśmy już na początku października: obrońca prezydenta - adwokat Jerzy Glanc oraz sam oskarżony polityk są tak głęboko przekonani o niewielkiej mocy obciążającej materiałów zgromadzonych przez oskarżenie, że postanowili właściwie niemal w ogóle zaniechać... obrony i pozwolić sądowi orzekać wyłącznie na podstawie materiałów zgromadzonych przez prokuraturę.
Zobacz także: Prezydent Gdańska przed komisją śledczą ds. Amber Gold
Źródło:TVN24