W środę, 14 września odbyła się kolejna rozprawa w sprawie zatrucia Warty. Sąd szczegółowo przesłuchał Filipa R., ówczesnego magazyniera firmy Bros. Mężczyźnie i trzem innym pracownikom postawiono zarzuty, które później wycofano.
Świadek niewiele pamiętał z sytuacji sprzed 7 lat. Sędzia Marta Michałek i obrońca oskarżonego wypytywały o szczegóły, ale Filip R., nie był w stanie ich sobie przypomnieć. Mówił jedynie, że pamięta pojemniki, które miały być przeznaczone na utylizację. Niewiele był w stanie przypomnieć sobie też z policyjnej interwencji.
– Pamiętam, że policja była na magazynie. Było to dla mnie dramatyczne wydarzenie, które odbiło się na moim zdrowiu psychicznym. Pamiętam też, że zostałem zatrzymany
– powiedział świadek.
Sędzia odczytała zeznania, jakie Filip R., składał w toku śledztwa. Mężczyzna podtrzymał je.
– Pracuję w firmie Bros od 9 miesięcy, do moich obowiązków należy wykonywanie poleceń kierownika. 22 października 2015 r. otrzymaliśmy polecenie, że mają być wywożone pojemniki z odpadami na utylizacji. Pojemniki te woziliśmy z magazynu z tyłu do głównego magazyny, pod bramą wjazdową. Po zwiezieniu pojemników skończyliśmy pracę. Następnego dnia przyszedłem do pracy o 14. Kierownik nakazał ustawienie pojemników do utylizacji tak, aby mogła wjechać cysterna. Łącznie było 100 pojemników po 1000 l. W środku była substancja koloru ciemnego i bardzo śmierdziała
– wyjaśniał w 2015 r. Filip R.
Dodał wówczas, że kiedy przyszedł do pracy 26 października 2015 r. pojemniki te były już puste. Jeden z pracowników zapytał go, czy wie, co się stało z ich zawartością.
– Mówił, że czytał artykuł o śniętych rybach w Warcie i zasugerował, nie wprost, iż te śnięte ryby mogłyby być od zawartości tych pojemników –
tłumaczył świadek i podkreślał, że nie wie, co to była za substancja.
Śledztwo w sprawie zatrucia Warty trwało ponad 6 lat. Wówczas w wodzie znalazły się co najmniej 24 kilogramy szkodliwej transflutryny. Z Warty wyłowiono później około trzech ton śniętych ryb. Ustalono, że trucizna wypływała z rury prowadzącej do studzienki kanalizacyjnej, a wlew do studzienki był na terenie poznańskiej firmy Bros.
Początkowo śledczy uznali, że zarzuty należy postawić czterem pracownikom firmy. W kwietniu 2016 r. trzech z nich zostało zatrzymanych. Ich zachowanie wskazywało, że zostali uprzedzeni o akcji policji. Jeden z mężczyzn przyznał, że o planowanym zatrzymaniu został ostrzeżony przez szefa firmy. Wszczęto śledztwo w sprawie wycieku informacji, ale sprawcy nie ustalono.
Zarzuty dla szefa Brosa
Z czasem poznańska prokuratura wycofała zarzuty wobec czterech pracowników, a zarzuty usłyszał Piotr M., szef Brosa. Według śledczych to Piotr M. kazał innym osobom pozbyć się trucizny, wylewając ją do kanalizacji. W 2018 r. skierowano akt oskarżenia do sądu. Ten go jednak zakwestionował.
Drugi akt oskarżenia został skierowany w ubiegłym roku. Zmienił się zarzut dla Piotra M. ze sprawstwa polecającego na podżeganie nieustalonych pracowników firmy do wylania trucizny. Oskarżonemu grozi do pięciu lat więzienia.
Proces w tej sprawie ruszył w lutym tego roku, ale szybko się nie zakończy, bowiem do przesłuchania jest kilkuset świadków.
Następne rozprawa zaplanowana jest na 12 października. Wówczas mają zostać przesłuchane kolejne osoby, które w czasie zatrucia Wary, pracowały w firmie Bros.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Rewolucyjne zmiany dla wędkarzy - lista. Zlikwidowana ma być...
