Prof. Kazimierz Ożóg, językoznawca: Nie cierpię słowa „zajebisty” [ROZMOWA]

Beata Terczyńska
Beata Terczyńska
prof. Kazimierz Ożóg, językoznawca z Uniwersytetu Rzeszowskiego
prof. Kazimierz Ożóg, językoznawca z Uniwersytetu Rzeszowskiego Mariusz Guzek
Jedyna pozytywna cecha używania wulgaryzmów to rozładowanie stresu, uciszenie emocji, ale to jest złudne – przekonuje prof. Kazimierz Ożóg, językoznawca z Uniwersytetu Rzeszowskiego

Niedawno ukazał się raport „Polskie miasta, w których najczęściej używa się przekleństw”. Prym wiedzie Gdynia, gdzie mieszkaniec klnie średnio 31 razy dziennie. Rzeszów wraz z Kielcami zajął 9. miejsce z 15 wulgaryzmami dziennie. Podchodzi Pan do tych wyliczeń z przymrużeniem oka?

To oczywiście są rzeczy względne, „pi razy oko”. Wiadomo przecież, że nikt tego dokładnie nie zbada. Są grupy ludzi, które używają setki wulgaryzmów dziennie, a inny człowiek w ogóle nie wypowie ani jednego słowa obelżywego. Faktem jest natomiast to, że wulgaryzmy i przekleństwa są obecne we wszystkich językach świata.

Dlaczego klniemy jak szewcy?
Wyjaśnienie jest bardzo proste. Wulgaryzmy służą do podkreślania, wyładowania bardzo silnych emocji związanych z życiem wewnętrznym. Stosują je grupy społeczne najsilniej narażone na stres, które muszą podejmować szybkie decyzje. Używane są one także w tzw. niskiej komunikacji oraz aby kogoś pognębić, odrzeć go z godności, mieć nad nim przewagę słowną. Każda typowa agresja fizyczna zwykle zaczyna się od agresji słownej, która dokonywana jest głównie przez wulgaryzmy i przekleństwa.

Jaka jest różnica między wulgaryzmami a przekleństwami? Dziś potocznie używamy tych nazw zamiennie.

Wulgaryzmy są słowami obscenicznymi, zakazanymi przez zwyczaj językowy, tabu językowe. Reprezentują tzw. niski pozom naszej komunikacji. Przekleństwa natomiast to potwornie złe życzenia. Są one dawnym śladem tzw. kultury magicznej. Nasi przodkowie wierzyli, że jeśli kogoś przeklną, to to się spełni. Typowym wulgaryzmem jest np. słowo „jeb...ć”, natomiast przekleństwem „niech cię szlag trafi” albo „niech cię diabli wezmą” (czyli niech cię spotka coś złego). Tłumacząc te różnice, muszę jeszcze zaznaczyć, że język odzwierciedla wszystko, co dzieje się w mówiącej społeczności. Cały świat jest zawarty w naszym języku. Polszczyzna ma kilka poziomów słownictwa. Pierwszy - wysoki, literacki.

Mówienie nim jest męczące. To jest poziom np. tekstów religijnych, poezji. Głównie używamy poziomu średniego, polszczyzny potocznej, codziennej. Trzeci poziom – najniższy - to dno językowe, brudy językowe, które są bardzo często używane w sytuacjach maksymalnego natężenia emocji, ale także jako przejaw agresji. Mamy piękne słowo: twarz, buzia albo literackie lico. Poziom średni zabrzmi: gęba, gębusia, a najniższy to będzie morda, ryj i pysk.

Można jakoś podzielić wulgaryzmy?

Skupiają się w czterech wielkich grupach semantycznych. Mówiąc inaczej, idą w cztery grupy wyrazów. Pierwsza z nich, skupiająca najbrudniejsze wyrazy, związana jest z wydalaniem. Dla przykładu „g… prawda”. Drugi, najbardziej „kuszący” poziom, związany jest z seksem, złym prowadzeniem się, miłością sprowadzoną do „je…ć” i „k…a”. Mamy fanatyków tejże grupy. Kolejne związane są z chorobą i śmiercią, np. „a żebyś zdechł”, „cholera jasna”. Tu warto dodać, że wyrazy wulgarne, które są często używane, dewulgaryzują się (odwulgarniają się). Tak się dzieje choćby z wyrazami „zajebisty”, którego bardzo nie lubię, czy „cholera jasna”. Dziś służą jako słowa zastępujące, przerywnik wypowiedzi.

Przeklinanie jest dziś powszechne?

Najgorsze jest to, co się stało we współczesnej cywilizacji, czyli po 1989 roku, a na zachodzie wcześniej. Dawniej wulgaryzmy w kulturze polskiej pojawiały się tylko w sferze prywatnej, intymnej, a nie publicznej. Gdy nam się wymsknęło przekleństwo, czuliśmy zażenowanie, dyskomfort, bo naruszyliśmy silne tabu. Teraz ono zostało zniesione w imię tendencji, że każdy człowiek jest wolny, a wobec tego może mówić, jak mu się podoba. Badając w latach 70. grzeczność w języku polskim, zwróciłem uwagę, że wulgaryzmy na ulicach pojawiały się tylko w dwóch przypadkach: albo ktoś był pijany, albo niespełna rozumu.

CZYTAJ TEŻ: Szybki quiz. 5 trudnych wyrazów w języku polskim. Potrafisz poprawnie napisać wszystkie?

Dziś młodzi ludzie klną w miejscach publicznych okrutnie. Czują się przy tym naturalnie, nieskrępowani, bez wstydu czy zażenowania.

Wulgaryzmy stały się u nich przerywnikiem wypowiedzi, czyli tzw. pauzą wypełnioną. Stąd w komunikacie młodego człowieka słowa na „k” i „ch”, bo to mu pomaga budować wypowiedź. Jest to straszne. Taki człowiek pokazuje negatywny obraz chamstwa językowego, niskiego poziomu kultury. Ndst z komunikacji. Szkoła musi mocniej o tym mówić.

Wynika to z ubogiego słownictwa, nieczytania książek?

Myślę, że powodów jest kilka. Pierwszy to pokazanie, jakim to ja jestem chojrakiem, wyzwolonym człowiekiem.

Nie zauważyłam, żeby obecnie starsza osoba zdecydowała się np. w autobusie zwrócić uwagę klnącej młodzieży.

To prawda. Jest to rzadkość. Mnie parę razy zdarzyło się, że zwróciłem komuś uwagę, ale spotkałem się z odpowiedzią: „k…a, ja do ciebie nie mówię”. Nie dość, że pojawiło się słowo na „k”, to jeszcze forma „ty”. Ustawa o języku polskim, która zakazuje publicznego stosowania przekleństw, jest martwa.

Studenci też używają niecenzuralnego słownictwa?

Niestety. Kiedyś wypadłem z pokoju na korytarz po tym, jak usłyszałem „k…a, ten cham przeniósł nam egzamin”. Pytam, jaki cham, jaka „k…a”? „O, panie profesorze, mleko się rozlało, nie będę przepraszać’. Najgorsze jest, że młodzi - tak jak żule pod kioskiem z piwem - stosują te przerywniki, żeby budować wypowiedź.

Kiedyś mówiło się, że kobiecie nie przystoi kląć.

Tu mamy stereotypy języka kobiet i mężczyzn. Wulgaryzmy i przekleństwa były domeną mężczyzn, ich twardego języka. Uważano, że kobieta, kojarzona jako delikatność, kwiat, zwiewny duch, z natury nie powinna przeklinać. Teraz panie klną na równo z panami. Za każdym razem jestem zdumiony słysząc rynsztokowe słownictwo z ust licealistek czy studentek.

Panie profesorze, a Panu też zdarzyło się „rzucić mięsem”?

Staram się nie przeklinać publicznie. Zdarza mi się to bardzo rzadko, wyłącznie, kiedy jestem sam lub w tzw. kręgu zaufania. Natomiast pamiętam dwie takie sytuacje, kiedy użyłem dosadnie słowa na „k”. Przyznaję się jak na spowiedzi (śmiech). Pierwsza sytuacja: wieś, potężna zima, mróz. Nabierałem wody ze studni i przelewałem ją do wiadra. Zamiast do wiadra, wlałem sobie lodowaty strumień za cholewki gumiaków. Krzyknąłem „k…a” i mi pomogło. Druga historia. Wyrzucam to sobie, ale efekt był dobry. Ktoś zwlekał długo, rozdrabniał się, bawił się habilitacją. W końcu dorwałem go i mówię „k…a, skończ tę habilitację”. I pomogło.

Są „eksperci”, którzy próbują udowadniać, że stosowanie wulgaryzmów służy kreatywności i że to oznaka inteligencji. Powstają książki typu „Bluzgaj zdrowo. O pożytkach przeklinania”.

Różni są fantaści i różne książki piszą. Jedyna pozytywna cecha używania wulgaryzmów to rozładowanie stresu, uciszenie emocji, ale to jest złudne. Przekleństwa godzą bowiem w drugiego człowieka i kulturę języka polskiego, wystawiają złe świadectwo o używających.

Niektórzy stosują zamienniki typu „motyla noga”, „kurka wodna”, „kurczę pieczone”, „kurna chata”...

To są tzw. eufemizmy. Jako wysublimowanego znawcę polszczyzny denerwuje mnie słowo „wkurzać”, bo to dawne „wk..ć”, tylko delikatnie powiedziane. Wulgaryzmy bywały też powiązane ze zwierzętami. Mówiło się „ty świnio”, „ty krowo”. Pies był negatywnie widziany. Cała seria przekleństw wiązała się z tym czworonogiem: „psia mać”, „psia kość”, „psia krew”. Zostały paskudne wulgaryzmy z tej grupy: „ty s...synu”. Nie używajmy tego! Obrażamy i zwierzę, i człowieka.

Czy ktoś kiedyś podliczył, ile mamy w języku polskim tych brzydkich, obscenicznych, rynsztokowych, obelżywych słów?

Jako badacz języka polskiego w 1981 roku napisałem jeden z pierwszych artykułów o współczesnych polskich wyrazach obraźliwych. Było tam ponad 200 zbadanych przeze mnie słów, z tego poziomu średniego. Dziś pewnie dałoby się naliczyć ponad 400 słów wulgarnych.

Powstają nowe?

Tak, związane z językiem młodzieży. Jak choćby to nieszczęsne, drażniące „zajebisty” o proweniencji seksualnej, a dziś stosowane zamiennie jako coś doskonałego. Na litość boską!

Zdaje się, że najczęściej używanym w Polsce wulgaryzmem jest to słowo na „k”?

Kiedy prowadziłem zajęcia z cudzoziemcami, pytali mnie właśnie o nie, bo wychodząc na ulice wszędzie je słyszeli. Ono jest najczęściej stosowane, ponieważ artykulacyjnie jest ciekawe. Mamy tam dwie samogłoski „u”, „a” i mocne, jędrne „r”.

Da się zupełnie wyplenić przekleństwa z języka polskiego?

Nie. To jednak jest zjawisko uniwersalne. Mamy jakieś mechanizmy psychiczne, które nas kuszą do używania wulgaryzmów. Jest natomiast szansa, żeby ograniczyć stosowanie tych niskich, czasem niegodnych człowieka, uderzających w niego wyrazów. Protestuję przeciw używaniu wulgaryzmów w oficjalnej komunikacji, zaczynaniu i kończeniu zdania na „k”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Kazimierz Ożóg, językoznawca: Nie cierpię słowa „zajebisty” [ROZMOWA] - Nowiny

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Kazimierz52
BARDZO mądre słowa Pana profesora. Wulgaryzacja języka polskiego to TRAGEDIA dla Kultury i tzw. wychowania. Brutalizacja języka jest jednoznaczna z brutalizacją relacji społecznych - kiedyś za wulgaryzmy były kary, był za nie ostracyzm społeczny... teraz wchodzą one w słownictwo/obyczaje jak nowotwór, sprowadzając poziom relacji międzyludzkich do szamba...
D
Dumny Polak
Jakoś nie widzę wpisów ludzi którzy używają kwiecistego języka? Przekleństwa i wulgaryzmy to norma.Tutaj na forum jest ich sporo.
D
Dumny Polak
18 marca, 7:46, Adam T.:

Mnie na równi z wulgaryzmami irytują "ekania". Czasem ludzie i osoby pracujące w mediach (bo trudno je nazwać dziennikarzami) potrafią dosłownie przed każdym wyrazem wypowiedzieć samogłoskę "e". Zasada jest prosta masz coś do powiedzenia - mówisz. To ekanie zostaw pijanemu chłopu którego na tę okoliczność wypytuje dzielnicowy

Warsztat niektórych,,dziennikarzy" poraża. Zamiast być przykładem dobrej erudycji to celowo wprowadzają wulgaryzmy i niechlujną aby poczytność blogów i oglądalność programów była duża.

A
Adam T.
Mnie na równi z wulgaryzmami irytują "ekania". Czasem ludzie i osoby pracujące w mediach (bo trudno je nazwać dziennikarzami) potrafią dosłownie przed każdym wyrazem wypowiedzieć samogłoskę "e". Zasada jest prosta masz coś do powiedzenia - mówisz. To ekanie zostaw pijanemu chłopu którego na tę okoliczność wypytuje dzielnicowy
D
Dumny Polak
Bardzo nie lubię przekleństw i wulgaryzmów w przestrzeni publicznej, a szczególnie w mediach. Co mnie martwi i przeraża że przekleństwa wchodzą do polskiego języka to coś normalnego. Wszelkiej maści celebryci plugawią piękny język polski, chcąc zaznaczyć swoją ważność. Na wielu forach i tutaj też przekleństw sporo. Spodziewam że będzie tylko gorzej...
Wróć na i.pl Portal i.pl