- W innych krajach wydatki na ochronę zdrowia wahają się od 6 do nawet 11 proc. U nas to 4,7 proc., co powoduje upokarzające pacjentów, ale też lekarzy, kolejki. Na pilną wizytę u kardiologa dziecięcego trzeba czekać 4 miesiące, a na diagnozę raka piersi 37 tygodni – twierdzi Krzysztof Kowalski, organizator sobotniej pikiety.
– To wszystko przez braki personelu medycznego. Na 1000 Polaków przypadają 24 osoby zatrudnione w sektorze służby zdrowia, w tym tylko 2 lekarzy, którzy według przepisów więcej czasu muszą poświęcać na biurokrację i wypełnianie kwitów niż leczenie – dodaje.
Przypomnijmy, że po czwartkowej debacie w Sejmie, dyskusja dotycząca młodych lekarzy przeniosła się na komisję zdrowia. Posłowie obradowali w szpitalu przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie, gdzie od prawie dwóch tygodni protestują rezydenci. W półtoragodzinnym spotkaniu wzięli udział również przedstawiciele rezydentów.
Młodzi lekarze w trakcie debaty ponownie podkreślali, że oczekują konkretnych rozwiązań, które zostaną wprowadzone wcześniej, niż proponuje rząd. Rezydenci mówili o „ograniczonym zaufaniu” do rządu, przywołując przy tym protesty służby zdrowia z przeszłości i niespełnione deklaracje rządzących.
W trakcie piątkowej komisji nie padły żadne nowe propozycje ze strony ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła. Z tego powodu młodzi lekarze zapowiedzieli, że w sobotę, w samo południe spotkają się przed kancelarią premiera.