Drugie polskie złoto w historii
To był rok 2010. Przed igrzyskami odbywającymi się w Kanadzie Polska mogła pochwalić się tylko jednym w historii wywalczonym złotym krążkiem zimowych igrzysk (Wojciech Fortuna w 1972 r.). Po cichu liczyliśmy na przełamanie - mijały jednak kolejne dni, a upragnionego złota wciąż brakowało.
Wreszcie nadszedł przedostatni dzień zmagań w Vancouver i ostatni kobiecy bieg podczas powoli kończących się igrzysk. Trasa liczyła 30 km, a najlepiej na niej radziły sobie Justyna i Marit. Obydwie zawodniczki biegły przez ostatnie kilkadziesiąt metrów ramię w ramię, a przez moment wydawało się, że rywalka jest nieco szybsza. Kowalczyk jednak nie odpuszczała i ostatecznie to ona o ułamek sekundy wyprzedziła przeciwniczkę.
- Jest! Wyrwała to złoto! Mamy drugi złoty medal w historii polskiego narciarstwa! Zrobiła to, zrobiła! - emocjonalny komentarz Marka Jóźwika towarzyszący wspomnianemu podniosłemu wydarzeniu zostanie już chyba zapamiętany na zawsze.
- Żeby wygrać z Marit Bjoergen, trzeba było się namęczyć - komentowała na gorąco szczęśliwa mistrzyni olimpijska.
Mistrzostwo olimpijskie z poważną kontuzją
Łącznie w swojej karierze Kowalczyk uzyskała aż pięć olimpijskich medali (żaden inny sportowiec z naszego kraju nie uzyskał ich podczas ZIO aż tyle). Po pierwszy sięgnęła w 2006 roku w Turynie (brąz w biegu na 30 km), ostatni wywalczyła w Soczi w biegu na 10 km. Niewiele jednak zabrakło, by w ogóle nie wzięła udziału we wspomnianej rywalizacji. Już przed zawodami biegaczka informowała, iż odczuwa ból w stopie, a po pierwszym starcie w Rosji zrobiono prześwietlenie, które wykazało złamanie. Blokada, specjalne wkładki, a przede wszystkim upór i silna wola zawodniczki sprawiły, że nie tylko wystartowała, ale też zdobyła złoty krążek.
- Przyszłam na start i powiedziałam sobie, że biegnę od początku, że mam w nosie wszystkie taktyki, techniki. Albo wygram, albo zdechnę i rzeczywiście, gdyby było tam jeszcze ze sto metrów, to bym chyba usiadła na tej trasie. Było bardzo ciężko, ale złota olimpijskiego nie zdobywa się z uśmiechem na ustach - mówiła przed laty szczęśliwa biegaczka.
Szacunek do pracy, miłość do gór
Osiem medali mistrzostw świata czy cztery Kryształowe Kule za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata to tylko niektóre dokonania, jakimi może pochwalić znakomita była biegaczka. Co ciekawe, w dzieciństwie od ruchu wolała śledzenie sportowych wydarzeń w telewizji. Nie oznacza to jednak, że była leniwa. Rodzice mieli gospodarstwo, jej ojciec pracował też w schronisku górskim, Jak to często w takich sytuacjach bywało, Justyna i jej rodzeństwo służyło w pracach pomocą.
- Dzięki temu dziś mam duży szacunek dla pracy. Nigdy nie myślałam, że będę zawodową biegaczką. Ale zaczęłam biegać i fajnie mi to wychodziło - wspominała po największych sukcesach Kowalczyk
Od kilku lat utytułowana, urodzona w 1983 roku biegaczka, nie bierze już udziału w najważniejszych światowych zawodach. W 2020 roku wyszła za mąż, urodziła dziecko, przeżyła też tragedię - jej mąż, alpinista Kacper Tekieli, zginął w maju 2023 roku w lawinie w Szwajcarii. Obiecała mu w pożegnalnej mowie, iż zadba o to, by także ich syn Hugo, kochał góry. Robi wszystko, by spełnić tę obietnicę.
