Ring Rodzinny

Wysłuchała Sonia Ross
Karina Kunkiewicz - Żona kontra Piotr Narożnik - Mąż

Karina Kunkiewicz - Żona
Aktorka i prezenterka związana z TVP 1 i TV 4. Grała między innymi w "Lokatorach", "Kryminalnych", "Facetach do wzięcia". W "Klanie" jest doktor Edytą. Lubi wielogodzinne rozmowy z przyjaciółkami przez telefon. Kocha warszawską Pragę.

Piotrek wnosi w moje życie dużo radości. Jest dowcipny i pogodny. Jak mam doła, potrafi mnie rozśmieszyć, tańcząc przede mną w wysoko podciągniętych skarpetkach. Rewelacyjnie gotuje. Zwłaszcza owoce morza. Na przykład krewetki a la Rosenthal w kremowym, śmietanowo-czosnkowym sosie. Albo krewetki z grilla. Albo zupę tajską, na ostro. Ugotowanie prozaicznego rosołu dla dziecka spada jednak już na mnie.

Mój mąż jest bardzo towarzyskim człowiekiem. Ma miliony znajomych. Wszędzie. Gdziekolwiek pójdziemy, natykamy się na kogoś, kto zna Piotra ze studiów, ogniska, imprezy, wycieczki itp. Nawet gdy wyjedziemy na weekend do jakiejś zapadłej dziury na drugim końcu Polski, w której są tylko baca, gaździna i dwie kozy, to okazuje się, że oprócz nas jest tam jeszcze jeden człowiek i że jest to znajomy mojego męża. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu pojechaliśmy do kameralnego hotelu koło Piszu. Stoimy przy recepcji. Podbiega do nas rozradowany mężczyzna: "Piotrek Narożnik?

Stary, pamiętasz, jak byliśmy razem w studium nauczycielskim?!". I już poznajemy jego żonę, dzieci, już gadamy, Piotrek w swoim żywiole. I tak jest zawsze. W samolocie na Kretę o szóstej rano też znajomi. Mają ten sam hotel co my. Nawet jak zamieszkaliśmy w nowym domu, okazało się, że naszym sąsiadem jest dobry kolega Piotrka. Jego towarzyskość przejawiała się również nieodejmowaniem słuchawki od ucha. Był prawie zrośnięty z komórką.

Strasznie mnie to wkurzało. Jesteśmy sami na wakacjach, ale on stale z kimś gada, komuś relacjonuje, gdzie idziemy, co robimy. Teraz jest lepiej, po licznych kłótniach trochę się poprawił. A czego ja nie zrobiłam, udało się Neli. Jest bardzo absorbująca i nie pozwala mu na pogawędki z kumplami. Zdarza mi się w czasie weekendu chodzić w piżamie do południa, zanim zabiorę się do śniadania. Jestem chaotyczną bałaganiarą. Piotrek przeciwnie. Już od rana planuje dzień: najpierw idziemy tu, później plac zabaw, potem kawa ze znajomymi, wspólnie robimy obiad, potem pojeździmy na rowerach, wieczorem kino, uff...

I zamiast odpoczynku jest gonitwa, żeby wypełnić te wszystkie ułożone przez niego punkty. To oczywiście jest niewykonalne, bo tu nie zdążymy, tam się spóźnimy, Nela zrobiła siku albo rozbolał ją brzuszek. I często kończy się wszystko awanturą. A Piotrek jest nieszczęśliwy, bo czuje niedosyt, kiedy nie wyrobimy stu procent normy. Jesteśmy kinomanami. Mój mąż ma słabość do filmów akcji: "Szklana pułapka" i "Zabójcza broń", wszystkie części. Katuje mnie tymi filmami w każde święta. Nie mogę już zdzierżyć Bruce'a Willisa. Ale kiedy widzę, jak mój mąż się wzrusza, gdy dobry Willis ratuje świat przed złymi terrorystami, robi mi się jakoś ciepło na sercu.

Piotr Narożnik - Mąż

Z wykształcenia socjolog. Prezes zarządu agencji reklamowej Media Star Kaj. Biega, gra w tenisa i squasha. Robi nalewki i przyrządza świetne owoce morza. 8 marca, razem z żoną, zawsze chodzi na manify. Kompletny brak orientacji Kariny w terenie bywa uroczy. Ale tylko wtedy, gdy nigdzie się nie spieszymy i możemy się z tego wspólnie pośmiać. Ale ona nęka mnie telefonami kilkanaście razy dziennie, jak dojechać z jednego miejsca do drugiego. I jeszcze nieuważnie słucha, kiedy jej wyjaśniam, gdzie skręcić.

Przerywa mi, krzyczy, że się spieszy i żebym jej tłumaczył jaśniej. Traktuje mnie jak żywą mapę miasta. To bywa denerwujące, zwłaszcza gdy mam ważne spotkanie, a ona dzwoni co pięć minut. Gdy kiedyś umówiliśmy się na Ochocie, wylądowała w Rembertowie, 20 km dalej. Dodam, że jest warszawianką. Ale ponieważ mama Kariny cierpi na kliniczną wersję tego przypadku, powoli się przyzwyczajam. Moja żona nie zna się też na samochodach. Nie oczekuję, żeby interesowała się motoryzacją, ale dobrze byłoby, żeby chociaż rozpoznawała nasze auto.

Na parkingu podchodzi zawsze do innego samochodu i czeka, aż go otworzę. Kiedy po trzech latach w końcu nauczyła się odróżniać, który to nasz, musiałem go sprzedać. Kupiłem nowy. Inna marka, kolor. Podjechałem, zatrąbiłem. Karina wyjrzała przez okno. Dumny pytam: "No i co?". Ona zdziwiona: "I co co?". Jak w kiepskiej komedii. "Samochód - mówię. - Nowy. Nasz". W końcu załapała. "O, a ja myślałam, że to ojca". Było mi przykro. Jak to? Inna marka, inny kolor.

Wyszukany, wypolerowany. A ona nic. Moja żona to prawdziwa dama. Jest najbardziej taktowną osobą, jaką znam. Uczciwa w stosunku do siebie i innych. To czasem bywa trudne do zaakceptowania dla otoczenia. Nie jest konformistką. I to mi się w niej podoba. Jest świetną mamą i jak Nigella Lawson "domową boginką", choć kiedyś nic na to nie wskazywało. Zanim urodziła się nasza córka, Karina niezbyt lubiła dzieci. Rozważaliśmy nawet ewentualność ich nieposiadania. Ona się bała, że nie będzie dobrą mamą, że obowiązki ją przytłoczą. Ale się myliła. Świetnie sobie radzi. I choć jest zdeklarowaną feministką, zupę gotuje w domu bez grymasów. To może nie jest jej hobby, ale rozumie, że ponieważ pracuję do późna, większość domowych obowiązków spada na nią. Ale niedzielny obiad robię ja. Chwaliła moje krewetki?

Wróć na i.pl Portal i.pl