Werdykt jest tak niesprawiedliwy, że trudno nie odbierać tego - kolejnego już - afrontu wobec kapitana reprezentacji Polski jako personalnej niechęci redakcji i/lub elektorów „FF” do naszego rodaka. W ubiegłym roku, kiedy był bezdyskusyjnie najlepszym futbolistą świata – co potwierdziła nagroda FIFA – Francuzi złośliwie odwołali przecież plebiscyt.
Teraz, kiedy Messi co prawda wygrał Copa America, a Lewy nie triumfował w Euro, ale Polak zmiażdżył Argentyńczyka liczbami, w uprzywilejowanej roli postawili mimo wszystko piłkarza PSG. Nie bacząc nawet na to, że po letniej przeprowadzce do Paryża – przez cały okres objęty elekcją – Leo głównie kopał się w czoło…
Ktoś powie, że to tylko zabawa, a reguły – w założeniu w pełni demokratyczne, ale i takie które faworyzują od lat ugruntowane marki – są jednakowe dla wszystkich. A skoro najlepszym – najbardziej wypromowanym w skali globalnej (oczywiście oprócz Cristiano Ronaldo) piłkarzem minionej dekady (z okładem) był Messi, to nic dziwnego, że egzotyczni i leniwi elektorzy wskazali właśnie na Argentyńczyka. Nie siląc się nie tylko na analizę tegorocznych dokonań, ale nawet na obejrzenie wideo z Ligi Mistrzów, Bundesligi, o reprezentacji Polski nie wspominając… Tyle że w takiej sytuacji do zmiany są elektorzy i/lub formuła plebiscytu!
Owszem, piłka nożna jest grą zespołową, ale Złota Piłka to nagroda indywidualna. Ma być, i przez lata była, laurem dla najlepszego piłkarza świata. Takiego, który w swej specjalności jest niedościgniony i wyróżnia się na tle zawodników występujących na innych pozycjach. Przez lata podkreślano, jakie to kosmiczne rekordy bili Messi i Ronaldo, gdyż było to dowodem fantastycznej gry i doskonałej formy. I koronnym argumentem przy wręczaniu Złotej Piłki. W tym roku statystykami Lewandowski położył wszystkich konkurentów na łopatki. A jednak zdaniem elektorów zasłużył tylko drugą lokatę (czyli w tym przypadku dla pierwszego przegranego) i na nagrodę pocieszenia za wszystkie trafienia…
Nie zgadzam się, że wszyscy powinniśmy się cieszyć – i radość okazywać powinien także Robert – ponieważ Lewandowski okazał się najlepszym Polakiem w historii plebiscytu o Złotą Piłkę, wspinając się na wyższy stopień podium od Kazimierza Deyny oraz Zbigniewa Bońka. Gdyż to żaden argument. Tegoroczne głosowanie nie dotyczyło (to znaczy nie powinno) historii (nawet najnowszej), a Lewandowski nie startował w zawodach krajowych; te powygrywał już dawno temu i w sposób bezapelacyjny. Kapitan reprezentacji Polski stanął do globalnej rywalizacji, i w minionych 12 miesiącach był niedościgniony. Zdecydowanie najlepszy na świecie, podobnie jak w roku poprzednim. Obiektywnie, liczby przecież nie kłamią…
Owszem, Robertowi należą się gratulacje, zasłużył na brawa i szacunek niezależnie od werdyktu elektorów Złotej Piłki. Pewnie długo poczekamy na kolejnego rodaka, który dźwignie statuetkę dla najlepszego napastnika świata. I stanie na drugim stopniu głównego podium plebiscytu "France Football". Biorąc jednak pod uwagę tegoroczny rozpęd Lewandowskiego, fantastyczne strzeleckie rekordy (na czele z 41 golami w sezonie Bundesligi) i piłkarską maestrię - trudno ukryć niedosyt, rozgoryczenie, nawet złość. Bo nikt, na czele z Messim, nie zasłużył na to wyróżnienie przez dwa ostatnie lata tak bardzo, jak kapitan reprezentacji Polski. Koniec i kropka!
Adam Godlewski
Andruty na pocieszenie. MEMY po gali Złotej Piłki 2021
