Podczas gdy ceny energii w Europie gwałtownie rosną, rosyjska instalacja w Portowaja, znajdująca się w pobliżu granicy z Finlandią, codziennie spala gaz o wartości około 10 mln dolarów. Instalacja ta znajduje się na początkowym odcinku gazociągu Nord Stream 1, którym gaz jest transportowany do Niemiec.
Pierwsze doniesienia o spalaniu znacznych ilości gazu pochodziły od obywateli Finlandii zamieszkujących rejony przygraniczne, którzy zauważyli płomienie wznoszące się po rosyjskiej stronie granicy. Doniesienia te potwierdzili naukowcy, którzy odkryli znaczny wzrost ciepła dochodzący z obiektu.
Spalanie nadmiernych ilości gazu jest praktyką powszechnie stosowaną, głównie ze względów bezpieczeństwa, jednak skala tego procederu wprawiła w zakłopotanie ekspertów.
- Nigdy nie widziałam tak dużego rozbłysku w instalacji LNG – powiedziała dr Jessica McCarty, ekspert ds. danych satelitarnych z Uniwersytetu Miami w Ohio. – Od około czerwca obserwowaliśmy zwiększenie emisji, który nie zanikał. Pozostał anormalnie wysoki – dodała.
Naukowcy twierdzą, że koszty środowiskowe rosną z każdym dniem. Nie chodzi tylko o emisję dwutlenku węgla do atmosfery, który jest produktem spalania gazu, lecz przede wszystkim o cząsteczki sadzy powstające przy niecałkowitym spalaniu węglowodorów.
Cząsteczki te, przenoszone z wiatrem na wyższe szerokości geograficzne, osadzają się na lodowcach, przyspieszając ich topnienie.
- Niektóre szacunki już wskazują, że rozbłyski znad Portowoj są dominującym źródłem emisji sadzy odkładającej się w Arktyce, a jakikolwiek wzrost jej stężenia w tym regionie jest niepożądany – powiedział prof. Matthew Johnson z Carleton University w Kanadzie.
Dostawy gazu rurociągiem Nord Stream 1 zostały ograniczone w połowie lipca. Rosjanie uzasadniają swoją decyzję względami technicznymi, m.in. problemami z turbiną, której naprawy podjęła się Kanada. Jednak Niemcy twierdzą, że jest to ruch czysto polityczny, związany z rosyjską agresją na Ukrainę.
Źródło: BBC
