SPIS TREŚCI
Już po propozycji Putina, żeby spotkać się 15 maja, jego doradca Jurij Uszakow oświadczył, że Rosja wkrótce ogłosi skład delegacji, która weźmie udział w wznowionych negocjacjach w Stambule, i że negocjacje te powinny uwzględniać „rozwój sytuacji w rozmowach z 2022 r.”.
Od Białorusi do Turcji
Wtedy, kilka tygodni po rozpoczęciu przez Rosję pełnej inwazji na terytorium Ukrainy, delegacje Rosji i Ukrainy spotkały się najpierw na Białorusi, a potem w Stambule. Rosja nalegała wówczas na rezygnację Ukrainy z przystąpienia do NATO i zgodę Kijowa na status państwa bezbronnego i niezaangażowanego w żadne sojusze, na co Ukraina była gotowa przystąpić pod warunkiem zapisania w umowach gwarancji jej bezpieczeństwa. Zakładano, że kwestia anektowanego przez Rosję Krymu i Donbasu będzie omawiana oddzielnie na szczeblu prezydentów obu krajów. Kijów oświadczył, że podpisanie umowy jest możliwe tylko po całkowitym zawieszeniu broni.
- Tamte negocjacje były ślepą uliczką. Moskwa trwałego pokoju nie chciała - tak o kulisach ówczesnych negocjacji mówił w rozmowie z „Polska Times” Jakub Kumoch. Dziś jest ambasadorem RP w Chinach, w 2022 roku pełnił funkcję sekretarza stanu prezydenta Andrzeja Dudy i odpowiadał za kreowanie polityki polskiej wobec Ukrainy.
To władze ukraińskie poprosiły polską stronę wiosną 2022 roku o przetransportowanie jej delegacji na Białoruś, gdzie odbywały się spotkania negocjatorów rosyjskich i ukraińskich. Później rozmowy przeniosły się do Turcji. Ambasador Kumoch podkreśla, że nieprawdą jest, jakoby w tamtym czasie blisko było już do zawarcia pokoju, tylko strona ukraińska zerwała negocjacje. Według Kumocha, to Moskwa od początku nie zamierzała doprowadzić do pokoju, jedyne czego chciała to kapitulacji Ukrainy.
Co mówił komunikat stambulski
Efektem ówczesnego dialogu był tzw. komunikat stambulski – projekt dokumentu, który zakładał, że Ukraina w zamian za gwarancje bezpieczeństwa może zgodzić się na neutralny status, a kwestia zajętych terytoriów zostanie omówiona osobiście przez Putina i Zełenskiego. Kijów twierdzi, że szef ukraińskiej delegacji Dawid Arachamija nie parafował w 2022 r. żadnych dokumentów – choćby dlatego, że nie miał do tego odpowiednich uprawnień.
Ówczesne projekty traktatów pokojowych zostały opublikowane przez media i są dziś całkowicie nie do przyjęcia dla Ukrainy, choćby ze względu na uznanie tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej w granicach administracyjnych. Ponadto Rosja już wtedy domagała się zakazu członkostwa Ukrainy w NATO, zaprzestania zagranicznej pomocy wojskowej dla Kijowa, ograniczenia liczebności sił zbrojnych i mocnego statusu języka rosyjskiego.
Rokowania poszły w piach
Wyniki negocjacji zostały zapisane w tak zwanym komunikacie stambulskim, ale konkretne umowy w jego sprawie nigdy nie zostały zawarte. W połowie czerwca 2022, jak poinformował doradca Putina Jurij Uszakow, „wszystko utknęło w martwym punkcie”. Źródło BBC wyjaśniło wówczas przyczynę fiaska negocjacji: „Negocjacje dotyczyły dokumentów, które zostaną podpisane, jeśli przywódcy dojdą do porozumienia w sprawie pokoju. Obecnie jest już jasne, że pokój nie jest możliwy”.
W tym czasie ujawniono już fakty dotyczące zbrodni wojennych rosyjskich żołnierzy w Buczy, a Rosja straciła okręt flagowy Floty Czarnomorskiej, krążownik Moskwa, co skomplikowało negocjacje wbrew oświadczeniom Zełenskiego o gotowości do ich kontynuowania. Jesienią tego samego roku, po aneksji przez Rosję czterech regionów Ukrainy, prezydent Ukrainy podpisał dekret, który faktycznie zakazywał prowadzenia bezpośrednich negocjacji z Władimirem Putinem.
Stambulska historia wraca
O komunikacie stambulskim jako punkcie wyjścia dla nowych negocjacji ponownie zaczęto mówić wiosną 2025 roku. W szczególności specjalny wysłannik Donalda Trumpa na Bliski Wschód, uczestniczący również w procesie organizacji negocjacji w sprawie Ukrainy, Steve Witkoff, nazwał negocjacje w Stambule „wyraźnymi i merytorycznymi” i powiedział, że jego zdaniem mogą one służyć jako „punkt odniesienia dla zawarcia porozumienia pokojowego”. Nie zgodził się z nim jednak Keith Kellogg, specjalny przedstawiciel Trumpa ds. Ukrainy, który stwierdził, że teraz strony „muszą opracować coś zupełnie nowego”.
Teraz, jak twierdzi doradca Putina Jurij Uszakow, negocjacje powinny zostać wznowione „od momentu, w którym zatrzymaliśmy się w 2022 roku, oczywiście z uwzględnieniem rzeczywistej sytuacji”.
Rosja chce spętać ręce Ukrainie
Negocjacje, które toczyły się w pierwszych tygodniach po rosyjskiej inwazji, są w Ukrainie postrzegane jako nic innego jak dyskusja nad warunkami kapitulacji Kijowa postawionymi przez Rosję. Punkty dokumentu, wokół którego ostatecznie toczyły się dyskusje, przewidywały na przykład ograniczenie liczebności i asortymentu uzbrojenia armii ukraińskiej lub dobrowolną rezygnację Kijowa z wszelkiej współpracy wojskowej z Zachodem. Te punkty – podobnie jak inne żądania Moskwy, które wpisują się w sformułowanie Putina „usunięcie pierwotnych przyczyn konfliktu” – były wtedy, a tym bardziej teraz, uważane w Kijowie za całkowicie nie do przyjęcia.
Żądanie od Kijowa powrotu do rozmów stambulskich „bez warunków wstępnych” oznacza w rzeczywistości wezwanie Ukrainy do dyskusji nad tym, jakim dokładnie sznurem zostaną spętane jej ręce, aby nie mogła bronić się przed nowym atakiem Rosji.
Ukraina silniejsza, a Putin swoje
„Wall Street Journal” i „New York Times” poinformowały w marcu i czerwcu 2024 r., że uzyskały kilka wersji projektu protokołów z ukraińsko-rosyjskich negocjacji pokojowych w Stambule w kwietniu 2022 r. Projekt wymagał od Ukrainy zrzeczenia się dążeń do członkostwa w NATO i zmiany konstytucji poprzez dodanie klauzuli neutralności, która zakazywałaby Ukrainie przystępowania do jakichkolwiek sojuszy wojskowych, zawierania umów wojskowych lub przyjmowania na swoim terytorium zagranicznego personelu wojskowego, instruktorów lub systemów uzbrojenia. Rosja zażądała również, aby ona sama, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Chińska Republika Ludowa, Francja i Białoruś pełniły rolę gwarantów bezpieczeństwa porozumienia. Rosja zażądała, aby państwa gwarantujące „wypowiedziały międzynarodowe traktaty i umowy niezgodne z trwałą neutralnością Ukrainy”, w tym umowy o pomocy wojskowej. Rosja zażądała ograniczenia wielkości ukraińskich sił zbrojnych do 85 000 żołnierzy, 342 czołgów i 519 systemów. Rosja zażądała dodatkowo ograniczenia zasięgu ukraińskich rakiet do 40 kilometrów, co pozwoliłoby siłom rosyjskim na rozmieszczenie kluczowych systemów i sprzętu w pobliżu Ukrainy bez obawy o ataki przeciwnika.
Rosja nalegała na te warunki w pierwszym i drugim miesiącu wojny, kiedy wojska rosyjskie nacierały na Kijów, na cały północny wschód Ukrainy, na Charków, w Donbasie i na południu kraju, wkraczając do Chersonia i zajmując duże przyczółki na prawym brzegu Dniepru. Zełenski miał wtedy przysłowiowy nóż na gardle, dlatego negocjował. Ale teraz sytuacja jest zupełnie inna, po trzech latach wojny. Tymczasem Rosja próbuje powtórzyć te same żądania, mimo że siły ukraińskie zmusiły agresora do wycofania się z północnej Ukrainy, wyzwoliły znaczne obszary w obwodach charkowskim i chersońskim oraz spowolniły tempo rosyjskiego natarcia na całym teatrze działań wojennych. Tymczasem Putin odrzuca wspólną propozycję USA, Ukrainy i Europy dotyczącą zawieszenia broni i zamiast tego nadal de facto domaga się kapitulacji Ukrainy, próbując osiągnąć swoje cele strategiczne poprzez przedłużanie negocjacji i kontynuowanie działań wojennych.

źr. BBC, i.pl, ISW