Rosja planuje doholować pływającą elektrownię jądrową do Arktyki, by zasilała w prąd tamtejsze miejscowości. Krytycy bija na alarm, nazywając ją „pływającym Czarnobylem”.
Konwój ruszy w sierpniu, budowana od prawie dwóch dekad pływająca elektrownia jądrowa “Akademik Łomonosow” ma zacumować w rejonie portu Pewek, oddalonego 6 tys. km od Moskwy. Dostarczy energię elektryczną do osiedli i firm wydobywających m.in. kamienie szlachetne w regionie Czukotki.
144-metrowej długości platforma pomalowana w barwy rosyjskiej flagi będzie najdalej na północ działającą elektrownią jądrową na świecie. Prawie dwa miliony Rosjan mieszkają w pobliżu wybrzeża Arktyki w wioskach i miastach podobnych do Peweku. Są one osiągalne tylko samolotami lub statkami, jeśli pozwala na to pogoda. Ale generują nawet 20 proc. krajowego PKB i są kluczowe dla planów wykorzystania ukrytego pod lodami bogactwa Arktyki, ropy i gazu.
Ale pomysł reaktora jądrowego bazującego na Morzu Arktycznym spotkał się z krytyką ekologów. Rosatom, państwowa firma odpowiedzialna za rosyjskie projekty jądrowe, przekonuje, iż platforma jest w pełni bezpieczna.
- Porównanie naszej konstrukcji z Czarnobylem jest całkowicie nieuzasadnione- przekonuje Władimir Iriminku, główny inżynier ds. ochrony środowiska, który zaangażowany był w budowę pływającej elektrowni.
Sam pomysł budowy takiej konstrukcji nie jest nowy - armia USA używała reaktora jądrowego zainstalowanego na statku w Kanale Panamskim przez dekadę w latach sześćdziesiątych. Dla celów cywilnych amerykańska firma PSE & G zleciła taką instalację pływającą u wybrzeży New Jersey, ale projekt wstrzymano w latach 70. ze względu na sprzeciw opinii publicznej i problemy środowiskowe.
Rosyjski cywilny przemysł nuklearny do dziś krytykuje się za niedoróbki, które mogły przyczynić się do katastrofy w Czarnobylu. Budowę kilkudziesięciu elektrowni jądrowych wstrzymano, co spowolniło wykorzystanie reaktorów o niskiej mocy, takich jak ten, który jest na platformie.
