"Ministerstwo budownictwa Donieckiej Republiki Ludowej wyjaśniło, że w celu otrzymania odszkodowania posiadacze zniszczonych nieruchomości muszą przedstawić oryginały dokumentów potwierdzających prawo własności. Nietrudno się domyślić, że wszystkie takie dokumenty obróciły się w popiół lub zostały pogrzebane na wieczne czasy pod gruzami" - napisał polityk.
Według jego relacji, nie jest możliwe, żeby znaleźć osobę decyzyjną w tej sprawie. "Administracja Mariupola wzrusza ramionami i kieruje do władz Donieckiej Republiki Ludowej. Oni też wzruszają ramionami i mówią, że to decyzja Rosji. Koło się zamyka" - opisywał.
Ile Rosja musiałaby zapłacić?
Już w połowie maja Andriuszczenko przekazał opinii publicznej, że mieszkańcy Mariupola są zmuszani do podpisywania oświadczeń, w których za zniszczenia w mieście obwiniają wojsko ukraińskie. W zamian dostawali obietnicę odszkodowań za zniszczone mienie i śmierć bliskich - 500 tys. rubli (ok. 6 tys. dolarów) za utracone mieszkanie, 3 mln rubli (ok. 33 tys. dol.) za śmierć bliskiej osoby. Jak obliczył doradca mera Mariupola, na takie odszkodowania Rosja musiałaby wydać nie mniej niż 2,5 mld dolarów.
Kadyrowcy w Mariupolu
Doradca mera Mariupola poinformował również, że do miasta przybyli kadyrowcy. "Nie będzie żadnej odbudowy, tylko grabież i terror" - napisał. Rosyjscy okupanci oddali miasto kadyrowcom. (...) Z pomocą czeczeńskich wojskowych najeźdźcy znaleźli miejscowych specjalistów do pracy w porcie w Mariupolu (załadunku wyrobów metalowych na statki - red.)" - przekazał.
