Rosjanie zachowywali się jak po narkotykach. "Co oni tutaj wyprawiali!"

OPRAC.:
Hubert Rabiega
Hubert Rabiega
Rosyjskie wojska stały we wsi od 1 kwietnia do 10 września. Ich główną bazą była szkoła. „A szkoła?! Cała zniszczona, szkoda gadać. Porozrzucane książki, połamane meble, zawalony dach. Na pewno już nigdy jej nie odbudują, tam nie ma czego odbudowywać”
Rosyjskie wojska stały we wsi od 1 kwietnia do 10 września. Ich główną bazą była szkoła. „A szkoła?! Cała zniszczona, szkoda gadać. Porozrzucane książki, połamane meble, zawalony dach. Na pewno już nigdy jej nie odbudują, tam nie ma czego odbudowywać” Fot. facebook.com/MinistryofDefence.UA (zdjęcie ilustracyjne)
Zniszczyli cerkiew, rozwalili szkołę, splądrowali domy. Krążyli wokół wsi czołgami i głośno rechotali. Zachowywali się jak pijani albo po narkotykach – mówi PAP o rosyjskich żołnierzach Tamara, mieszkanka wyzwolonej niedawno wsi Mała Komyszuwacha na wschodzie Ukrainy.

Przed wojną ta miejscowość w obwodzie charkowskim liczyła ponad 200 ludzi. Obecnie mieszka w niej 15 osób. Na ulicach nie widać nikogo. Żaden dom przy głównej wiejskiej drodze nie nadaje się do życia. To, czego nie zniszczyły pociski, zrujnowali mieszkający w nich okupanci. Tamara pojawia się nieoczekiwanie obok cerkwi.

- Mój Boże, co oni tutaj wyprawiali! Nie wyobrażacie sobie tego. Zajechali czołgami, było ich chyba ze 300 sztuk i tak krążyli na nich wokół wioski przez cały dzień. Śmiali się głośno i krzyczeli, że robią nam helikopter, zabawa taka. Byli albo pijani, albo po narkotykach. Myśleliśmy, że tu zwariujemy – opowiada.

Niczego świętego dla nich nie było, niczego

Około 60-letnia kobieta mieszka przy cerkwi, którą Rosjanie wykorzystywali jako szpital polowy. Teren wokół świątyni zryty jest gąsienicami. Tuż przy niej wykopano stanowiska czołgowe. Obok porozrzucano fragmenty umundurowania, puste słoiki i konserwy.

Wewnątrz cerkwi zakrwawione nosze i łóżka dla rannych, narzędzia chirurgiczne i bandaże, szmaty i gnijące warzywa. Z podziurawionego sufitu kapie woda, tworząc w części budynku ogromną kałużę. Przed obrazami świętych, umieszczonych w ikonostasie, stoją wypełnione piaskiem skrzynie na amunicję. Zastawione są nimi także okna.

Wieś Komyszuwacha położona jest na wschodzie Ukrainy

- To straszne, co oni tu narobili, nie tylko w cerkwi. Cerkiew to miejsce święte, ale oni wszędzie zachowywali się tak samo. Chodziliście już po domach? Wszystko z nich powyciągali, porozrzucali, podeptali. Niczego świętego dla nich nie było, niczego – relacjonuje rozmówczyni PAP.

A szkoła?! Cała zniszczona, szkoda gadać

Rosyjskie wojska stały we wsi od 1 kwietnia do 10 września. Ich główną bazą była szkoła. - A szkoła?! Cała zniszczona, szkoda gadać. Porozrzucane książki, połamane meble, zawalony dach. Na pewno już nigdy jej nie odbudują, tam nie ma czego odbudowywać – mówi.

- Idźcie do szkoły, tylko patrzcie pod nogi, bo choć saperzy już tam byli, to nigdy nie wiadomo, czy nie natkniesz się na minę. Najgroźniejsze są te motylkowe – ostrzega kobieta.

W szkole gąszcz zwisających z sufitów kabli, a na podłogach tysiące porozrzucanych naboi. W klasach ludzkie ekskrementy. Na ścianach okupanci pozostawili napisy: „Śmierć banderom!”, „Rosja”, „DRL” czyli Doniecka Republika Ludowa, oraz „Putin naszym prezydentem!”.

Tamara wspomina, że Rosjanie, którzy okupowali jej wieś, raczej nie zaczepiali miejscowych. Raz jednak przyszli do jej męża, gdyż sąsiad, który zawsze był prorosyjski, „coś im na niego nagadał”. Męża po przesłuchaniu wypuszczono. Sąsiad w końcu zginął.

- Cała jego rodzina zawsze była za Rosją. Mówili zresztą po rosyjsku, a my tu po wsiach rozmawiamy po ukraińsku. Swołocz taka, ale go dopadli. Znaleźli go martwego w samochodzie z trzema rosyjskimi oficerami. Pewnie go nasi partyzanci spalili – wzdycha 60-latka.

Jak mówi, na jej oczach zginęło dwóch mieszkańców Małej Komyszuwachy. - Jeden zginął od bomby kasetowej z samolotu, a drugi 3 maja, jak poszedł po siano. Rosjanie myśleli, że on z moździerzem idzie i zaczęli strzelać. Może gdyby dłużej poleżał, to by żył, a on wstał i go trafili – opowiada.

Rosyjskie zbrodnie wojenne nie mogą zostać zapomniane [WIDEO]

od 16 lat

- Ludzie w ogóle patrzą na wojnę jak na film. Moja sąsiadka, Hala, wróciła, bo nie mogła wytrzymać u rodziny w mieście. Ona nie mogła wytrzymać z rodziną! Wróciła głupia, bo myślała, że tu wszystko jak w telewizorze, nic do nich nie dociera! – oburza się kobieta.

Tamara wyjaśnia, że ona sama nie wyjechała na początku okupacji, gdyż wraz z mężem nie chcieli porzucać dobytku, a przede wszystkim zwierząt. - Mieliśmy dziewięć krów, więc zostaliśmy. Krowy w końcu pozabijano, zostały nam tylko cielęta. Mamy też kury i kaczki, to zimę jakoś przeżyjemy. Szkoda tylko tych psów i kotów, które wałęsają się po wiosce. Nikt ich nie potrzebuje i nie wiem, co poczną zimą – mówi.

Kobieta wciąż obawia się, że mimo zapewnień ukraińskich wojskowych, okupanci mogą jeszcze powrócić do jej wsi.

- Ja cały czas mam w uszach wybuchy. Rosjanie bombardowali nas z samolotów w dzień i w nocy. Nasi chociaż po nocach spać dawali, nie strzelali. Ja nawet teraz, kiedy słyszę wystrzały, czuję strach, że oni jeszcze mogą wrócić. Nie daj Boże, żeby was coś takiego spotkało – wyznaje w rozmowie z PAP.

lena

Źródło:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl