Ponad trzystu lekarzy, a dokładnie 336 - to dane z 29 grudnia 2017 roku - wypowiedziało w województwie umowy opt-out. Nie będą więc pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo, czyli - nie będą dyżurować.
Niebawem wypowiadających umowy może jeszcze przybyć, co oznacza większe niż do tej pory problemy z obsadą dyżurów, funkcjonowaniem izb przyjęć, szpitalnych oddziałów ratunkowych oraz nocnej i świątecznej opieki medycznej.
Braki lekarzy i tak są odczuwane w szpitalach już od kilku miesięcy. Problemy z dostępem do specjalisty to zresztą niezmienny element polskiej rzeczywistości. Tymczasem Śląski Urząd Wojewódzki codziennie monitoruje sytuację w regionie. Z danych urzędu wynika, że najwięcej lekarzy rezydentów i lekarzy specjalistów wypowiedziało umowy w Beskidzkim Centrum Onkologii w Bielsku-Białej (10 rezydentów i 43 specjalistów), w WSS nr 4 w Bytomiu (35 rezydentów i 37 specjalistów), Samodzielnym Publicznym Wojewódzkim Szpitalu Urazowym w Piekarach Śląskich (12 rezydentów i 48 specjalistów), Sosnowieckim Szpitalu Miejskim (8 rezydentów i 24 specjalistów), Szpitalu Powiatowym w Tarnowskich Górach (11 rezydentów i 3 specjalistów).
- Dane na temat liczby wypowiedzeń klauzuli opt-out, które codziennie raportują szpitale, przesyłamy do Ministerstwa Zdrowia - mówi Alina Kucharzewska, rzecznik prasowy wojewody. - O ile w pierwszych dwóch tygodniach listopada liczba wypowiedzeń gwałtownie rosła, o tyle w grudniu są to jednostkowe przypadki. Podkreślam, że za zapewnienie kadry lekarskiej w szpitalach odpowiedzialni są ich dyrektorzy oraz organy założycielskie, czyli w zależności od danej placówki - marszałek województwa, powiat bądź miasto - zaznacza.
Wiadomo jednak, że kolejne wypowiedzenia stają się faktem - np. w Siemianowicach Śląskich, gdzie zdecydowało się na to 20 lekarzy ze Szpitala Miejskiego. Z informacji Urzędu Miasta wynika jednak, że są z nimi prowadzone rozmowy.
W takich przypadkach dyrektorzy będą musieli podnieść stawki godzinowe, co może przekonać medyków do pracy powyżej 48 godzin, ale przecież budżety szpitali są ograniczone. Lekarzy z Beskidzkiego Centrum Onkologii nie przekonało 80 zł za godzinę. - To jest po prostu skandal. Nie może być tak, że początkujący lekarz chce za godzinę ponad sto złotych. Przecież splajtujemy - mówi nam anonimowo dyrektor jednego z największych szpitali w regionie.
Trwa zatem przepychanka, w której nie bierze udziału minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Wydał za to rozporządzenie, zgodnie z którym dyrektor będzie mógł „delegować” jednego lekarza do pracy na kilku oddziałach. Przeciwko temu rozporządzeniu jako pierwsi zaprotestowali anestezjolodzy - kluczowi specjaliści. Bez ich udziału nie odbędzie się żaden zabieg w znieczuleniu. Chcą w ramach protestu informować, w których szpitalach z powodu braku lekarzy może być zagrożone życie lub zdrowie pacjenta.
Dyrektorzy szpitali oficjalnie robią dobrą minę do złej gry, ale i tak obawiają się konsekwencji związanych z niezabezpieczeniem opieki nad pacjentami. Ważny jest też aspekt ekonomiczny.
- Ta sytuacja może doprowadzić do zadłużania się placówek, a długi spadną na właściciela, czyli samorząd wojewódzki - mówi rzecznik marszałka śląskiego, Maciej Gramatyka.
W Beskidzkim Centrum Onkologii znaleziono tymczasowe rozwiązanie. W trybie pilnym w szpitalu zostanie uruchomiony Dział Obsługi Pacjenta - DOP, którego zadaniem będzie przygotowywanie - segregowanie dostępnej dokumentacji medycznej każdego pacjenta, co ma umożliwić podjęcie decyzji lekarzom o ewentualnej hospitalizacji chorego we właściwym oddziale szpitalnym. Poradnie i oddziały szpitalne będą działać bez zmian, to znaczy tak jak w zeszłym roku.
Pozostaje pytanie, jak długo będzie trwać ta sytuacja w służbie zdrowia? Trzeba przy tym pamiętać, że wciąż wielu lekarzy chce przejść na kontrakty i rezygnuje z opt-out, co ma miejsce między innymi w Wojewódzkim Szpitalu nr 3 w Rybniku, gdzie z klauzuli zrezygnowało ponad 30 lekarzy, ale anestezjolodzy uczynili to, solidaryzując się z protestem lekarzy rezydentów.