Sprawa budynku przy ul. Fredry 13 toczyła się od lat. Odzyskać go chcieli spadkobiercy rodziny Mirowskich, dawnych właścicieli. Kupili oni pięć kamienic w Poznaniu w latach 20. XX w. Dziś mieszkają oni w Ameryce. Wcześniej udało im się odzyskać cztery inne kamienice w Poznaniu (przy ulicach Kościelnej, Matejki, Mielżyńskiego i Szewskiej).
Wyrok Sądu Rejonowego był dla miasta niekorzystny, więc urzędnicy złożyli apelację. W piątek stanowisko w sprawie zajęli sędziowie poznańskiego Sądu Okręgowego. Przypomnijmy, że władze Poznania starały się wykazać zasiedzenie i prawo do własności budynku.
- Sąd Okręgowy powiela ustalenia Sądu Rejonowego. Nie ulega wątpliwości fakt zawarcia umowy o odbudowę i użytkowanie budynku po wojnie - usłyszeliśmy w uzasadnieniu wyroku.
Chodzi o porozumienie zawarte między rodziną Mirowskich, czyli właścicielami kamienicy a PKP. Kamienica przy Fredry po wojnie uległa bowiem zniszczeniu i w zamian za jej odbudowę na koszt państwa koleje miały przez 25 lat bezczynszowo użytkować budynek.
- Jednak w roku 1979, gdy umowny okres użytkowania już minął, a kilkoro członków rodziny Mirowskich już nie żyło, państwo kontynuowało użytkowanie nieruchomości tak, jak to miało miejsce wcześniej - wyjaśniał w rozmowie z nami Robert B. Rosenberg, jeden z przedstawicieli spadkobierców.
Pożar autobusu miejskiego w Gnieźnie - zobacz wideo:
Sąd Okręgowy tłumaczył, że kiedy wygasła umowa o posiadanie zależne, a budynek nadal był użytkowany jako siedziba szkoły, to i tak nie zmienia się charakter posiadania. Miasto korzystało wtedy z budynku bezumownie. Co więcej, termin niezbędny do orzeczenia zasiedzenia nie upłynął.
- Sąd ma swoje racje, jednak dla mnie są one niezrozumiałe. Z dotychczasowego przebiegu postępowania wynika, że uznał, iż przez 17 lat budynek, w którym siedzibę miała szkoła, był pustostanem - komentuje Ryszard Pyssa, dyrektor Zespołu Szkół Komunikacji.
Zapytany o dalsze losy szkoły powiedział, że ona sama nie jest stroną sporu. Prowadzi ją bowiem miasto. To do niego należy decyzja, czy będzie składać skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
- Jest kilka dróg. Wniosek o kasację, próba porozumienia ze spadkobiercami w sprawie wykupu budynku, a może to już czas na budowę nowej siedziby szkoły - zastanawia się Pyssa.
Przedstawiciel spadkobierców deklarował już w rozmowie z naszymi dziennikarzami, że jest gotowy w każdej chwili usiąść do rozmów z urzędnikami i spróbować porozumieć się na preferencyjnych warunkach.