W końcu grudnia zeszłego roku Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek, działaczki antyaborcyjnej, złożyła w Sejmie, wraz z ok. 150 tys. podpisów, obywatelski projekt ustawy o zmianie ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży oraz innych ustaw.
Za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu było 300 posłów, 99 było przeciwnego zdania, a 27 wstrzymało się od głosu.
Wniosek o odrzucenie projektu zgłosiły Koalicja Obywatelska, Lewica, Koalicja Polska i Polska2050.
Awantura w Sejmie
W czasie dyskusji projekt skrytykowała opozycja.
- Wspólnie z PiS pani Godek jest współautorką najbardziej restrykcyjnych przepisów aborcyjnych w Europie. Teraz Godek idzie za ciosem, chce jeszcze bardziej docisnąć i karać. Chce karać za mówienie o medycznym przerywaniu ciąży. Kim pani jest? Dlaczego z dręczenia kobiet zrobiła pani sobie misję swojego życia - pytała posłanka KO Monika Wielichowska. - To są pani siostry, przyjaciółki, może córki. Co kobiety wyrządziły pani złego? - dodawała.
Z kolei w imieniu klubu KO Barbara Nowacka oświadczyła, że wnosi o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.
- Od zakazu mówienia nie ubędzie zabiegów przerwania ciąży i dramatów ludzkich, na które skazaliście kobiety. Do was mówię politycy PiS, bo to wy ponosicie odpowiedzialność za piekło, które w ostatnich latach spotyka kobiety - mówiła Nowacka.
Za zaostrzeniem prawa do aborcji w Polsce byli posłowie Konfederacji. - Bardzo dobry projekt, jasny, zwięzły, wiadomo o co chodz - mówił Grzegorz Braun. - Gratuluję inicjatorom, szczęść Boże zbieraczom. Chodzi o to, żeby podżeganie do przestępstwa zostało napiętnowane - podkreślał.
Na mównicę wszedł także Dobromir Sośnierz. - Miałem nie przychodzić na tę debatę, żeby nie słuchać tych diabolicznych jęków powtarzanych z jednej debaty na drugą, ale jedna z kobiet mnie poprosiła żebym przeszedł i powiedział wam, feministkom, że nie mówicie w ich imieniu - rozpoczął swoją przemowę. - Czy wy macie coś nie po kolei w głowie? Problem jest gdzie indziej. Problem jest w tym, co krzyczała tutaj pani Tracz, że nie ma czegoś takiego jak instynkt macierzyński. To wy takie kobiety reprezentujecie - zwyrodniałe baby - mówił stanowczo.
A gdy schodził z mównicy, między nim, a posłanką KO Moniką Wielichowską doszło do spięcia. Poseł podszedł do Wielichowskiej i zaczął wskazywać na nią palcem. Potem doszło do kłótni.
- To jest debata o aborcji na życzenie, "bo tak", bo sobie chcę i teraz namówię jak najwięcej dziewczyn, które nie są jeszcze uformowane - mówiła sama Kaja Godek. - Jeśli Polska nie zrobi porządku z zabijaniem dzieci nienarodzonych, spłynie krwią - dodała.
Co zakładał projekt?
Projekt zakazuje publicznego propagowania jakichkolwiek działań dotyczących możliwości przerwania ciąży na terenie kraju i poza jego granicami.
Zgodnie z projektowanymi przepisami, w Kodeksie karnym miałby się znaleźć przepis, zgodnie, z którym osoba nakłaniająca kobietę do przerwania ciąży ma podlegać karze pozbawienia wolności do 3 lat. Od 6 miesięcy do lat 8 ma grozić osobie, która namawia do aborcji, "gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej". Jeśli kobieta w wyniku aborcji umrze, "sprawcy" groziłoby nawet 12 lat więzienia.
Zgodnie z projektem, zakazane miałoby być publiczne propagowanie jakichkolwiek działań dotyczących możliwości przerwania ciąży na terenie kraju i poza jego granicami.
Za publiczne propagowanie takich działań lub publiczne nawoływanie do przerwania ciąży groziłaby grzywna, ograniczenie wolności lub kara do 2 lat więzienia.
W uzasadnieniu zaznaczono, że "państwo nie może tolerować sytuacji, w której prawo do życia jest wprost naruszane albo obchodzone przy wykorzystaniu luk w przepisach". "Prowadzi to do sytuacji, w której, pomimo teoretycznych gwarancji ochrony określonej wartości, wartość ta jest lekceważona" - wskazali wnioskodawcy.
Źródło: WP.pl, PAP
rs
