Serbia i Kosowo na krawędzi wojny. Na konflikcie skorzysta Rosja, straci Zachód

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
fot. Serbian Defense Ministry Press Service/Associated Press/East News
Armie Serbii i Kosowa postawione w stan gotowości bojowej, blokada dróg w serbskich gminach na północy Kosowa, przejścia graniczne z Serbią zamknięte, a oświadczenia obu stron coraz mocniej pachną regularną wojną. Popycha do niej sojusznika z Belgradu Rosja, zaś Zachód bezskutecznie próbuje znaleźć drogę do kompromisu między Serbią a Kosowem.

Spis treści

Eskalacja konfliktu to zasługa głównie Serbii, choć i Kosowo nie jest bez winy. Rząd w Prisztinie nie chce się bowiem zgodzić na powstanie organizacji zrzeszającej gminy z serbską większością, choć kiedyś przyjął na siebie takie zobowiązanie. Jednak to Belgrad jest niewątpliwie stroną bardziej agresywną.

To ściśle powiązana z serbskim rządem największa partia kosowskich Serbów, czyli Srpska Lista, najpierw wycofała swych ludzi z rządu i parlamentu Kosowa, za czym poszło masowe porzucanie pracy i służby przez kosowskich Serbów w policji czy administracji. Na wezwanie Srpskiej Listy na drogach w północnym Kosowie stanęły barykady. Zaczęto też atakować policjantów, etnicznych Albańczyków, którzy musieli zająć miejsce funkcjonariuszy serbskiej narodowości, którzy porzucili służbę.

Serbia pręży militarne muskuły przy granicy z Kosowem, ale swoje siły zbrojne w stan gotowości bojowej postawił też rząd w Prisztinie. Unijna misja policyjna EULEX i natowska wojskowa misja KFOR – w których służy wielu Polaków - zwiększyły w ostatnich miesiącach swoje siły i poszerzyły obecność, ale póki co - nie interweniują.

Konflikt Serbii z Kosowem

Serbia (wtedy jeszcze Jugosławia) utraciła kontrolę nad Kosowem w 1999 roku, po tym, jak na próby siłowej pacyfikacji zamieszkujących prowincję Albańczyków zareagowało powietrzną kampanią zbrojną NATO.

W 2008 roku Republika Kosowa jednostronnie ogłosiła niepodległość. Zostało ono uznane przez wiele krajów UE i USA, a także większość państw członkowskich ONZ, ale dziesiątki państw, w tym Rosja, Ukraina, Chiny, Indie i kilka krajów UE, nadal odmawiają uznania Kosowa. Oczywiście nie uznaje go również Serbia.

W liczącym około 1,8 mln mieszańców Kosowie mieszka blisko 120 tys. Serbów. Skupiają się w czterech gminach na północy kraju, gdzie stanowią większość. Od 2013 roku Belgrad i Prisztina próbują rozwiązać spory poprzez mediację UE. Na początku listopada Srpska Lista wycofała swoich przedstawicieli z kosowskiego parlamentu i rządu, zaś w zamieszkiwanych przez Serbów gminach rezygnacje złożyli przewodniczący i członkowie rad gmin oraz sędziowie, prokuratorzy i policjanci (łącznie ponad pół tysiąca osób). Doszło do eskalacji napięcia między Prisztiną a mniejszością serbską i popierającym ją Belgradem.

Gorący grudzień w Kosowie

Na początku grudnia politycy i dyplomaci, znający problemy relacji kosowsko-serbskich, odetchnęli jednak z ulgą, bo Prisztina i Belgrad osiągnęły kompromisy otwierające drogę do długotrwałego pokoju: pod koniec listopada, przy mediacji UE, Kosowo i Serbia rozstrzygnęły spór o tablice rejestracyjne, zaś wybory lokalne przełożono z grudnia br. na kwiecień 2024. Kosowo złożyło do Brukseli wniosek o członkostwo w UE i dostało zgodę na liberalizację wizową od 2024 r.

Minęły zaledwie trzy tygodnie, a prezydent Aleksandar Vucić zarządził, aby serbska armia była na najwyższym poziomie gotowości bojowej, czyli na poziomie użycia siły zbrojnej. Generał Milan Mojsilovic, dowódca armii, poinformował w poniedziałek wieczorem, że został wysłany przez prezydenta do przygranicznego miasta Raška. Sytuację określił jako skomplikowaną i wymagającą obecności serbskich wojskowych na granicy z Kosowem. W stan gotowości postawiono także wszystkie jednostki serbskiego MSW: zostały one podporządkowane szefowi sztabu armii. Tego samego dnia w pełną gotowość bojową postawiły też swe siły zbrojne władze Kosowa.

Serbowie we wtorek wznieśli barykady w ostatniej z czterech zamieszkiwanych głównie przez nich gmin na północy kraju. Postawione ciężarówki zablokowały drogi łączące serbską Północną Mitrowicę z południową częścią miasta, zdominowaną przez albańską większość Kosowa. Dlaczego znów doszło do eskalacji konfliktu?

Sprawa policjanta-Serba

Sytuacja w północnym Kosowie zaostrzyła się po zatrzymaniu byłego serbskiego policjanta Dejana Pantica, który został oskarżony przez władze o stosowanie przemocy wobec urzędników, którzy m.in. przygotowywali się do wyborów lokalnych. Do incydentu miało dojść 6 grudnia.

Wielu kosowskich Serbów sprzeciwia się tym wyborom, ogłoszonym po tym, jak około 600 przedstawicieli serbskiej mniejszości opuściło administrację i organy wybieralne Kosowa na tle konfliktu o tablice rejestracyjne.

10 grudnia setki Serbów, oburzonych aresztowaniem Panticia, ustawiły blokady dróg w północnym Kosowie i sparaliżowały ruch na dwóch przejściach granicznych. Szef MSW Kosowa powiedział, że zwrócono się do „międzynarodowych partnerów z prośbą o przeniesienie Pantica do odpowiedniego ośrodka zatrzymań”. Reuters podawał, że wymagało to transportu helikopterem, ponieważ barykady uniemożliwiały przewiezienia Serba drogą lądową.

Serbowie w Kosowie

Goran Rakić, przewodniczący partii Srpska Lista, przedstawił 22 grudnia władzom Kosowa trzy warunki. Oprócz uwolnienia współtowarzyszy Serbów z Panticiem na czele, żąda wycofania specjalnych jednostek kosowskiej policji oraz „wycofania tajnych list Serbów przeznaczonych do aresztowania i zabijania”. Bez spełnienia tych warunków nie będzie demontażu barykad. Minister spraw wewnętrznych Kosowa Xhelal Svecla zaprzeczył, że policja posiada jakieś czarne listy, na których opiera się przy aresztowaniu byłych policjantów narodowości serbskiej. Żądanie Rakicia świadczą o dążeniu Belgradu do eskalacji konfliktu.

Warto przy tym wspomnieć, że Srpska Lista nie jest wyłącznym reprezentantem kosowskich Serbów. Większość z nich odnalazła się w rzeczywistości państwa Kosowa. Zdecydowana mniejszość stawia barykady i dąży do konfrontacji. Jednocześnie są Serbowie, którzy nadal działają w ramach państwa kosowskiego. Są szczególnie znienawidzeni przez Belgrad.

16 grudnia zatrzymana została podczas próby wjazdu z Kosowa do Serbii Rada Trajković. To kosowska Serbka, krytyczka Srpskiej Listy, niedawno nominowana na doradcę jedynego serbskiego ministra w rządzie Kosowa Nenada Rasicia. Spędziła noc na posterunku granicznym policji Serbii. Twierdzi, że funkcjonariusz BIA (serbski wywiad) zabrał jej dokumenty syna. Następnie ją wypuszczono. Prezydent Vucić już wcześniej określił Trajković i Rasicia „serbskimi szumowinami z samego dna beczki”.

Prowokacja Vucicia

Za radykalnymi działaniami Srpskiej Listy stoi Belgrad, który swoje agresywne działania tłumaczy koniecznością ochrony interesów, a nawet zdrowia i życia rodaków, także tych poza granicami Serbii.

Szef Dyrektoriatu Biura ds. Kosowa i Metochji w serbskim rządzie Petar Petković oskarżył władze kosowskie o „siłowe” przejęcie władzy w Kosowskiej Mitrovicy. A chodzi o to, że w radzie gminy pojawiło się 16 nowych deputowanych, w tym tylko jeden Serb. Ale wynikało to z porzucenia przez serbskich deputowanych, urzędników i policjantów swojej pracy. Musiano więc wprowadzić kosowskich funkcjonariuszy policji i zorganizować wybory uzupełniające.

Tymczasem prezydent Aleksandar Vucić zwrócił się do dowództwa KFOR o zgodę na wprowadzenie do północnych gmin Kosowa tysiąca serbskich policjantów i żołnierzy. Powołuje się na ustalenia z 1999 roku, gdy zapisano, że w razie konieczności ochrony prawosławnych obiektów serbskich w Kosowie Belgrad miałby prawo wysłać tam 1000 mundurowych. Tyle że dotyczyło to Cerkwi. Po drugie, Kosowo było jeszcze wtedy częścią Serbii. Po trzecie, nie ma żadnych technicznych wytycznych odnośnie takiego „powrotu Serbów”.

Obstrukcja Kurtiego

Prisztina na agresywne zachowanie Belgradu reaguje w sposób, który pogłębia kryzys. Na przykład premier Kosowa Albin Kurti stwierdził, że rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1244 i porozumienia brukselskie, które są kluczowe dla normalizacji stosunków między dwoma krajami, nie są już ważne. Kurti zapewne zdaje sobie sprawę ze znaczenia takiego stwierdzenia, gdyż podważa ono architekturę bezpieczeństwa w regionie.

Władze Kosowa podkreślają, że akcja bojkotu instytucji państwowych przez Serbów przypomina wydarzenia w Bośni i Hercegowinie, kiedy to Serbowie na wezwanie Milorada Dodika wycofali się z centralnego rządu i parlamentu, doprowadzając do głębokiego kryzysu federacyjnego państwa. Dlatego Kurti nie zgadza się na utworzenie zrzeszenia gmin serbskich w Kosowie, bo widzi w tym ryzyko destrukcji ze strony Serbów, jak ta w Bośni i Hercegowinie.

Serbowie uzależniają swój powrót do instytucji Kosowa m.in. od powołania Związku Gmin Serbskich z szeroką autonomią terytorialną i osobnym budżetem, do czego zresztą zobowiązuje władze Kosowa tzw. porozumienie kwietniowe z 2013 r. Według strony kosowskiej utworzenie takiej jednostki jedynie wzmocniłoby wpływy Serbii w Kosowie i uniemożliwiło sprawne zarządzanie państwem. Na powołanie Związku Gmin Serbskich naciskają też USA i UE, ale Kurti odpowiada, że przecież Serbia także nie przestrzega zawartych wcześniej porozumień.

Pole walki Rosji z Zachodem

Kosowskie władze zapewniły, że posiadają zdolności umożliwiające usunięcie serbskich blokad, jednak poczekają na decyzję i działania sił pokojowych NATO w Kosowie (KFOR) – to około 3700 żołnierzy Sojuszu. Tymczasem w nocy 26 grudnia doszło do incydentu z użyciem broni palnej w pobliżu patrolu NATO niedaleko miejscowości Zubin Potok na granicy serbsko-kosowskiej; nikt nie został ranny.

Do obecnej eskalacji doszło w momencie, gdy Francja i Niemcy przy wsparciu USA przekazały Belgradowi i Prisztinie propozycję normalizacji stosunków powiązaną z przyspieszeniem procesu integracji i znacznym wsparciem finansowym dla Belgradu. W zamian Serbia zgodziłaby się na przyjęcie Kosowa do organizacji międzynarodowych, w tym ONZ. Miałaby też uznać niepodległość Kosowa za 10 lat, w momencie przystępowania do UE.

Zachodowi zależy na stabilizacji regionu i unormowaniu konfliktu serbsko-kosowskiego. Na czymś zupełnie przeciwnym zależy Rosji. Zwłaszcza teraz, w czasie agresji na Ukrainę, nowa wojna w Europie byłaby dla Moskwy korzystna. Nic dziwnego, że rzecznik Kremla już zdążył oświadczyć, iż Rosja popiera „powrót” serbskich żołnierzy do Kosowa. Taki scenariusz zresztą ćwiczono na wspólnych ćwiczeniach sztabów generalnych Rosji i Serbii rok temu. Znamienne jest też, że niedawno nowym szefem Agencji Bezpieczeństwa i Wywiadu (BIA) został Aleksandar Vulin, były minister spraw wewnętrznych Serbii oskarżany o podsłuchiwanie w trakcie swoich rządów w MSW rozmów rosyjskich opozycjonistów i przekazywanie ich zapisów Moskwie. Vulin znany jest też ze ścisłej współpracy z Nikołajem Patruszewem, sekretarzem generalnym Rady Bezpieczeństwa Rosji.

Moskwa będzie zapewne zachęcać Serbię do wprowadzenia swych sił do Kosowa. Tyle że rząd w Belgradzie, choć przyjazny Rosji, też musi brać pod uwagę skalę ryzyka. Na ewentualne wsparcie militarne Moskwy raczej nie powinien liczyć, tymczasem stanowisko Zachodu jest jasne. Specjalny wysłannik USA na Bałkany Zachodnie Gabriel Escobar zapowiedział, że Stany Zjednoczone "kategorycznie" sprzeciwiają się powrotowi sił serbskich do Kosowa i przypomniał, że Kosowo jest "strategicznym partnerem" USA, które wraz z NATO będą bronić jego niepodległości i integralności terytorialnej.

od 16 lat

mm

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl