Wojna na Bałkanach? Serbski bojkot, kłopot Kosowa i trudna misja Polaków

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
W Kosowie służbę w ramach unijnej misji pełni około setki polskich policjantów
W Kosowie służbę w ramach unijnej misji pełni około setki polskich policjantów AA/ABACA/Abaca/East News
Serbowie masowo porzucają pracę i służbę w instytucjach państwowych Kosowa. To reakcja narodowej mniejszości na dążenie władz w Prisztinie do pozbycia się reszty symboliki dawnych rządów serbskich w prowincji, która dziś jest niepodległa. To nie pierwszy kryzys na linii Kosowo-Serbia/Serbowie, ale wygląda na najpoważniejszy od blisko dekady.

Spis treści

Kosowo to historyczna kolebka serbskiej państwowości i miejsce jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Serbów, bitwy na Kosowym Polu (1389). To po nim zaczęła się powolna kolonizacja tych ziem przez Albańczyków i islamizacja regionu. Kosowo było jednak częścią Serbii aż do 1999 roku. Belgrad stracił kontrolę nad nim po wojnie z dominującymi w prowincji Albańczykami i przede wszystkim w wyniku interwencji zbrojnej NATO. W 2008 roku Kosowo ogłosiło formalnie niepodległość, ale wiele krajów na świecie, w tym oczywiście Serbia, nie uznało tego faktu. Jednak na terenie Kosowa pozostała mniejszość serbska – to tylko ok. 7 proc. populacji kraju, ale skoncentrowana w kilku gminach na północy Kosowa, przy granicy z Serbią. Dopiero pięć lat po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo, tamtejsi Serbowie zdecydowali się zaangażować w życie polityczne i administrację republiki – po długich i trudnych rozmowach Prisztiny z Belgradem. Dziś widzimy ruch w drugą stronę: kompletne porzucenie przez Serbów bolesnego dla nich kompromisu z 2013 roku.

Nowa tablica albo konfiskata auta

Choć Kosowo jest niezależne od Serbii od ponad dwóch dekad, miejscowi Serbowie starają się zachować resztki pamięci o dawnym miejscu w państwie rządzonym z Belgradu. Od dawna taką kwestią, budzącą też duże emocje i spór z Prisztiną, są tablice rejestracyjne samochodów na północy Kosowa. Serbowie wciąż używają tablic wydanych przez serbskie instytucje do 1999 roku, na których widnieją akronimy kosowskich miast, takich jak KM (Kosovska Mitrovica), PR (Pristina) czy UR (Urosevac). Rząd Kosowa uważa te tablice za nielegalne, ale do tej pory tolerował je w czterech północnych gminach z większością serbską.

W tym roku zaczął w końcu podejmować próby zmiany tablic. Co jednak napotkało na silny opór Serbów. 31 lipca i 1 sierpnia ustawiali oni nawet w proteście barykady, a Belgrad groził interwencją. Pod presją Zachodu, który nie chce otwartego konfliktu na Bałkanach, Prisztina odroczyła sprawę do 1 listopada, kiedy to około 10 tys. właścicieli miało zmienić swoje stare rejestracje samochodów. Jednak znów interweniował Zachód, więc premier Albin Kurti 28 października ogłosił złagodzone, stopniowe wycofanie starych tablic. Co przewiduje plan rządu?

1 listopada zaczął się pierwszy, trzytygodniowy etap wymiany tablic. W tym okresie kierowcy, którzy wciąż jeżdżą na serbskich „blachach”, otrzymują jedynie od policjantów ostrzeżenie. Drugi etap ma trwać dwa miesiące. Wtedy będą wystawiane mandaty w wysokości 150 euro. Potem nastąpi kolejny dwumiesięczny okres, w którym obowiązywać będą tymczasowe tablice rejestracyjne. Jeśli kierowcy nie zmienią tablic do 21 kwietnia 2023 roku, ich pojazdy zostaną skonfiskowane. Od tej daty legalne będzie korzystanie wyłącznie z kosowskich tablic.

Serbscy policjanci mówią „nie”

Oczywiście ten plan może być skuteczny tylko wtedy, gdy będą jego realizacji pilnować policjanci. Sęk w tym, że zdecydowana większość funkcjonariuszy w gminach zdominowanych przez Serbów to też Serbowie. Z ich szefem na czele. Nenad Djuric został mianowany regionalnym komendantem policji na północy Kosowa w czerwcu 2013 roku po tym, jak Kosowo i Serbia osiągnęły pierwsze porozumienie o normalizacji stosunków, w którym pośredniczyła Unia Europejska. Porozumienie stanowiło, że regionalny komendant w czterech gminach z serbską większością ma być mianowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Republiki Kosowa.

Djuric odmówił wykonywania rządowej polityki wymiany tablic samochodów. Został zawieszony, a potem pożegnał się ze stanowiskiem po tym, jak 3 listopada Inspektorat Policji w Kosowie ogłosił, że jest on podejrzany o naruszenie prawa w związku z odmową egzekwowania przepisów dotyczących wymiany tablic rejestracyjnych – na razie miało to być wydawanie ostrzeżeń kierowcom jeżdżącym na starych „blachach”. Minister spraw wewnętrznych Xhelal Svecla powiedział, że odmowa wykonania decyzji rządu stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności Kosowa.

Etniczny bojkot

Na reakcję Serbów nie trzeba było czekać długo. 5 listopada w miejscowości Zvecan doszło do narady liderów politycznych mniejszości. Po jej zakończeniu minister społeczności i powrotów Goran Rakic powiedział, że rezygnuje ze swojego stanowiska w rządzie Kosowa. Przywódca największego serbskiego ugrupowania Srpska Lista ogłosił masowy bojkot stanowisk w kosowskiej administracji i instytucjach przez Serbów i zapowiedział, że wrócą do pracy i służby, jeśli Prisztina zniesie nakaz zmiany starych tablic rejestracyjnych samochodów i zgodzi się w końcu na powołanie Stowarzyszenia Serbskich Samorządów.

Już następnego dnia trzystu policjantów, etnicznych Serbów, którzy pracowali na posterunkach granicznych Jarinje i Brnjak na północy Kosowa, odeszło ze służby. To był tylko początek szeroko zakrojonej akcji. W sumie w ciągu dwóch dni zrezygnowało wszystkich dziesięciu serbskich członków parlamentu Kosowa, jedyny minister-Serb w kosowskim rządzie, czterech burmistrzów, ponad pół tysiąca policjantów, 150 sędziów, prokuratorów i urzędników, setki pracowników administracji lokalnej.

- Jeszcze raz zachęcam wszystkich serbskich obywateli naszego kraju, aby nie opuszczali instytucji, nie podawali się do dymisji, nie opuszczali swoich miejsc pracy – to reakcja premiera Kurtiego. Szef dyplomacji UE Josep Borrell powiedział, że wycofanie kosowskich Serbów z instytucji tego kraju "nie jest rozwiązaniem obecnych sporów" i ma potencjał do dalszej eskalacji napięć. Stany Zjednoczone zgodziły się z Unią Europejską. „Wycofanie się kosowskich Serbów z kosowskich instytucji nie jest rozwiązaniem obecnych sporów i ma potencjał do dalszej eskalacji napięć na miejscu" - napisano w oświadczeniu ambasady USA.

Miejsce policjantów Serbów na razie zajmą funkcjonariusze z rezerwy unijnej jednostki policyjnej działającej w Kosowie, czyli EULEX. Ale to zaledwie dodatkowych 23 włoskich karabinierów i żandarmów z EUROGENDFOR, czyli unijnych sił żandarmerii. Należy też pamiętać, że w Mitrovicy stacjonuje stale regularna jednostka złożona ze 105 policjantów z Polski.

Serbia grozi

Prezydent Serbii Aleksandar Vucić powiedział, że "jeśli Amerykanie są wystarczająco mądrzy i sprawiedliwi, to powiedzą KFOR i EULEX, aby wykonywały pracę policyjną na północy, i myślę, że to może przyczynić się do zachowania pokoju". - Jeśli myślą, że kosowscy Albańczycy przyjdą organizować życie na północy, a nie mają do tego prawa, ani zgodnie z porozumieniem brukselskim, ani zgodnie z wolą narodu, obawiam się, że doprowadzi to do katastrofy - powiedział Vucić. To wyraźna groźba możliwej interwencji zbrojnej Serbii. Po raz kolejny Belgrad eskaluje napięcie militarne na granicy z Kosowem.

Dzień po wprowadzeniu dekretu rządu w Prisztinie o zmianie tablic rejestracyjnych aut, Serbia podniosła stopień gotowości bojowej swojej armii. Powód? Strona serbska mówiła, że przez kilka dni wrogie drony latały wzdłuż granicy z Kosowem. - Zdarzało się też, że wlatywały na samo terytorium centralnej Serbii, by obserwować położenie naszych wojsk” – mówił minister obrony Milosz Vuczević. - Wojsko będzie bronić wszystkich obywateli Serbii, w tym Serbów zamieszkujących Kosowo – takie słowa ministra były już jednoznacznie groźbą pod adresem Kosowa, które jest nieporównanie słabsze militarnie do północnego sąsiada wzmacniającego się w ostatnich latach bronią z Rosji i Chin.

Geopolityczna gra

Belgrad zarzuca Prisztinie, że Kosowo „brutalnie narusza porozumienie z Brukseli” poprzez zawieszenie regionalnego szefa policji na północy Kosowa, łamiąc ustalenia ws. tablic rejestracyjnych i odmawiając zgody na utworzenie związku samorządów serbskich. To właśnie kwestia powołania takiej koalicji gmin zdominowanych przez ludność serbską jest teraz jedną z głównych przeszkód dla unijnych dyplomatów naciskających na postępy w dialogu Serbii z Kosowem. Powstanie takiego związku samorządów było jednym z porozumień osiągniętych przez obie strony w ramach dialogu na temat normalizacji stosunków. Władze Kosowa odrzucają teraz jednak realizację tego porozumienia, ponieważ uważają, że byłoby ono szkodliwe dla Kosowa.

Rosyjskie MSZ ogłosiło 7 listopada, że z niepokojem patrzy na sytuację w Kosowie i oskarżyło Zachód o "popychanie sytuacji w kierunku bezpośredniego konfliktu." Ministerstwo stwierdziło w oświadczeniu, że Belgrad wykazał "konstruktywne podejście" do najnowszego kryzysu i zaatakował "ekstremistów" w Prisztinie za to, co według niego było serią prowokacji, które zaostrzyły długotrwałe napięcia etniczne. Zachód obawia się, że Rosja może próbować zdestabilizować Bałkany, aby przynajmniej trochę odwrócić uwagę od swojej inwazji na Ukrainę.

Międzynarodowe siły pokojowe NATO w Kosowie, KFOR, ogłosiły, że są gotowe do interwencji w przypadku dalszej eskalacji. Sekretarz generalny Sojuszu wezwał liderów Serbii i Kosowa do powstrzymania się od jednostronnych działań, które mogą prowadzić do dalszej eskalacji napięć. W poniedziałek Jens Stoltenberg rozmawiał telefonicznie z prezydentem Aleksandarem Vuciciem i premierem Albinem Kurtim.

Systemowy kryzys w Kosowie?

Masowa rezygnacja serbskich funkcjonariuszy, sędziów, prokuratorów, urzędników to poważne wyzwanie dla działania państwa kosowskiego, w którego prawie zapisana jest specjalna rola dla mniejszości serbskiej. Lukę po policjantach przynajmniej częściowo wypełnią funkcjonariusze i żołnierze z misji UE i NATO – o czym była mowa wcześniej. Ale co zrobić z wakatami w parlamencie? Trzeba zastąpić kimś 10 deputowanych z partii Srpska Lista, którzy zrezygnowali z mandatu. Sytuacja jest skomplikowana, bo prawo przewiduje, że deputowanych, którzy zrezygnowali, zastąpić muszą przedstawiciele tej samej listy, a w ostateczności innej listy, ale reprezentującej serbską mniejszość, która ma gwarantowane 10 miejsc w 120-osobowym parlamencie.

Prezydent Vjosa Osmani musi zwrócić się do Centralnej Komisji Wyborczej o "zarekomendowanie nazwiska osoby, która wypełni wakat" na każdym miejscu. W tym przypadku CKW musi zarekomendować dziesięć nazwisk "w ciągu pięciu dni roboczych od otrzymania prośby o to". Prawo wymaga, by rekomendowane nazwiska należały – w pierwszej kolejności - do "kolejnego uprawnionego kandydata tej samej płci, który zdobył największą liczbę głosów" w ostatnich wyborach 14 lutego, w ramach listy podmiotu politycznego, w tym przypadku Srpskiej Listy. W przypadku braku uprawnionego kandydata tej samej płci prawo, ustępującego posła powinien zastąpić "następny uprawniony kandydat, który zdobył największą liczbę głosów z listy kandydatów".

Sęk w tym, że na liście Srpskiej Listy jest tylko dziewięciu innych kandydatów, którzy mogą być rekomendowani przez CKW jako następcy ustępujących deputowanych. Otóż bowiem w lutowych wyborach Srpska Lista miała na swojej liście tylko 20 kandydatów. Dziesięciu znalazło się w parlamencie Kosowa. Ale potem jeden z nich został skazany za podżeganie do nienawiści etnicznej za stwierdzenie, że masakra kosowskich Albańczyków dokonana przez siły serbskie w 1999 r. została "sfabrykowana" przez "terrorystów". Ivan Todosijević został zastąpiony przez innego kandydata z Srpskiej Listy.

To jednak oznacza, że dziś jest tylko dziewięciu potencjalnych kandydatów do zastąpienia dziesiątki, która zrezygnowała. Co więcej, nawet oni mogą odmówić przyjęcia mandatu – i tak najpewniej zrobią. W takiej sytuacji CKW musi zarekomendować prezydentowi inną dziesiątkę, już nie z Srpskiej Listy, ale z innej partii reprezentującej społeczność Serbów. A i to może okazać się trudne… Wydaje się, że najbardziej prawdopodobne będzie utrzymanie wakatów w parlamencie Kosowa, który będzie musiał działać bez przedstawicieli serbskiej mniejszości, co niewątpliwie osłabi jego legitymację.

Jest też jeszcze jeden problem dla Prisztiny. Prezydent Vjosa Osmani spotkała się już z przedstawicielami m.in. Centralnej Komisji Wyborczej, aby omówić kwestię przedterminowych wyborów w czterech gminach, gdzie ze stanowisk zrezygnowali burmistrzowie i radni serbscy. To Północna Mitrovica, Leposavic, Zubin Potok i Zvecan. Problem w tym, że do dymisji podali się też serbscy szefowie lokalnych komisji wyborczych. I jak w takiej sytuacji organizować wybory?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl