Mężczyzna z Belgii sfingował swoją śmierć, a potem pojawił się helikopterem na własnym pogrzebie, aby dać swej rodzinie lekcję.
Żona i córki mu pomogły
45-letni David Baerten wtajemniczył w swój niecodzienny plan żonę i córki, a te pomogły mu go zrealizować.
Jedna z jego córek napisała w mediach społecznościowych: "Spoczywaj w pokoju, tatusiu. Nigdy nie przestanę o tobie myśleć.
Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego ty? Miałeś zostać dziadkiem, a przed tobą było całe życie. Kocham cię! Kochamy Cię! Nigdy cię nie zapomnimy".
Wielkie wejście na własny pogrzeb
Pogrzeb mężczyzny odbył się niedaleko Liege, a kiedy byli już wszyscy żałobnicy, Baerten przyleciał na cmentarz helikopterem i dokonał wielkiego wejścia w towarzystwie ekipy filmowej.
Jak podaje The Times, Baerten sfingował swoją śmierć, ponieważ zobaczyć reakcję dalszej rodziny i pokazać im, że warto utrzymywać stały kontakt.
- To, co widzę w mojej rodzinie, rani mnie – mówił. - Nie jestem przez nich zapraszany. Nikt mnie nie widzi. Wszyscy się od siebie oddaliliśmy. Dlatego chciałem dać im lekcję życia i pokazać, że nie należy czekać, aż ktoś umrze, aby się z nimi spotkać - mówił po wszystkim.
Cenna lekcja czy okrutny żart?
Baerten nie opublikował jeszcze pełnego filmu, na którym przybywa helikopterem. Urywki, które upublicznił, pokazują jednak, jak część krewnych pobiega do niego i ściska go z wielką ulgą.
Część z nich przyznała, że była to dla nich cenna lekcja, inni uznali to, co zrobił Baerten, za głupi i okrutny żart.
A co na to sam zainteresowany?
- Zobaczyłem, komu na mnie zależy – skwitował.- I choć na pogrzeb przyszła tylko połowa krewnych, inni też się odezwali - dodał

lena