Sierpień 80. Kazimierz Masiak, więzień polityczny w PRL: Tamta władza była bardziej groźna, a jednak nie zrezygnowaliśmy

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Archiwum prywatne
40 lat temu walczyłem o demokrację. Dziś międzynarodowy indeks określa Polskę jako "demokrację wadliwą", a mnie pomawia się o brak patriotyzmu - mówi Kazimierz Masiak, uczestnikk strajków w grudniu 1970, w sierpniu 1980, działacz podziemnej Solidarności, więzień polityczny w PRL.

Co w nas zostało z ludzkiej solidarności lat 80?
Niestety,  w gronie byłych więźniów politycznych stanu wojennego podziały są bardzo duże. Niektórzy  koledzy mają zdecydowanie inną wizję Polski, niż ja. Z kolei większość młodych ma mikrą wiedzę o tamtych czasach. Inaczej podchodzą do życia, ale nie ganię ich za to.

Skąd takie podziały w waszym pokoleniu?

Niektórym tak się życie ułożyło. Wiele osób, z którymi działałem w podziemiu, tak naprawdę nie poznało świata poza Polską. Obecna władza, która preferuje powrót do czasów ich młodości umiała tę grupę do siebie przekonać. Nie widzą oni, że wizja pseudopatriotyzmu narzucona przez dzisiejszą propagandę jest archaiczna. To są jednak nadal moi przyjaciele. Dyskutuję z nimi, próbując ich przekonać, ale niewiele to daje.

Jaki powinien być nowoczesny patriotyzm?

Trzeba widzieć możliwości Polski w obecnej sytuacji światowej i europejskiej. I dbać o to, by nasz kraj był w demokratycznej czołówce Europy. Ta nowoczesność oznacza także tolerancję wobec innych ludzi bez względu na rasę, orientację seksualną, poglądy. I tego nam dziś brakuje.

Co robił pan przed czterdziestoma  laty?
Pracowałem w  Centrum Techniki Wytwarzania Przemysłu Okrętowego Promor w Gdańsku. Dziesięć lat wcześniej,  jako  młody inżynier zatrudniony w Stoczni Gdańskiej brałem udział w strajku i w wydarzeniach grudniowych 1970 roku. W sierpniu 1980 r. coś wisiało w powietrzu, strajki szykowały się od wielu miesięcy, ale w najśmielszych marzeniach nie spodziewałem się takiego wybuchu wolności i takiej eskalacji żądań. Tamtego sierpnia poczułem, że jest to ogromna szansa na walkę z systemem. Na zmianę, nie na jego obalenie. Komuniści mieli rację - był to ruch polityczny. Postulat powołania wolnych związków zawodowych oznaczał stworzenie enklawy wolności w komunistycznej dyktaturze.

Nie mieliście wrażenia, że rzucacie się z motyką na słońce?

W żadnym wypadku. Do Sierpnia dochodziliśmy małymi krokami. Najpierw był 1968 r. z demonstracjami  studenckimi. Wówczas studenci czuli żal, że robotnicy nie stanęli po ich stronie. Potem nadszedł grudzień 70, z protestem stricte ekonomicznym. Pamiętam, jak podszedłem pod budynek dyrekcji w momencie rozpoczęcia strajku. Byłem pracownikiem technicznym, można mnie było poznać po kasku. Usłyszałem wówczas: jesteś tym, który nas gnębi, dając wysokie normy. Odparłem, że z normami nie mam nic wspólnego, a jestem na strajku, bo protestuję przeciwko temu samemu, co oni. Dopiero  w 1980 r. doszło do połączenia wszystkich środowisk, co dało szansę na półtora roku wolności. I mimo represji stanu wojennego tej wolności nie dało się zatrzymać. Powtarzałem wówczas często, że komunizm w Polsce się zawali. Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko.

Zanim system się zawalił, panu  i wielu innym ludziom pierwszej Solidarności zawaliło się życie.
To przewróciło życie nie tylko mnie, ale także całej mojej rodzinie. Miałem 47 lat, gdy wyjechałem z żoną i najmłodszym synem do Stanów Zjednoczonych, pozostawiając w kraju dwóch dorosłych synów. Końcowym efektem tego jest rozrzucenie mojej rodziny po całym świecie. Dziś wraz żoną znów mieszkamy w Polsce, w Stanach pozostało dwóch synów, wnuki, prawnuki. To jest  najsmutniejszy efekt tej walki.

Kiedy zdecydował się pan na emigrację?

W 1986 roku. Wcześniej było więzienie - w 1982 zostałem skazany wyrokiem Sądu Marynarki Wojennej w Gdyni na 4,5 roku więzienia i osadzony w ZK w Potulicach. Ułaskawiono mnie w maju 1983 r., straciłem od razu pracę i zacząłem działać w podziemiu, współpracując m.in.  z Bogdanem Borusewiczem. Cały czas balansowałem na granicy kolejnego aresztowania. Widziałem, jak kolejni koledzy trafiali powtórnie do więzienia. Nigdy nie ukrywałem, że bardzo źle przechodziłem pobyt w zakładzie karnym i bałem się powrotu za kraty. To przesądziło o decyzji o wyjeździe.

Nie był pan młodym emigrantem.
Pierwsze dwa lata w USA były bardzo trudne, m.in.ze względu na nasz wiek. Mnie udało się przynajmniej wrócić do zawodu inżyniera mechanika i projektowania, ale żona musiała wykonywać najprostsze, choć oczywiście ważne prace, takie jak opieka nad dziećmi i starszymi ludźmi. W końcu, jeśli chodzi o warunki ekonomiczne, powiodło się nam w Stanach, ale efekt rozbicia rodziny trwa do dziś.

Ciężko było patrzeć zza oceanu na to, co działo się w Polsce?
W czasie pobytu w USA współpracowałem z Janem Nowakiem Jeziorańskim i z Kazimierzem Łukomskim (wiceprzewodniczącym Kongresu Polonii Amerykańskiej), organizując pomoc dla opozycji w kraju. Po czterech latach nadszedł ważny moment w moim życiu, który do dziś wspominam z ogromnym sentymentem. Podczas częściowo wolnych wyborów w czerwcu 1989  r., wraz Hubertem Romanowskim,  byliśmy tzw.  mężami zaufania z ramienia Solidarności, w konsulacie polskim w Chicago. To było niesamowite przeżycie, dziesiątki tysięcy Polaków, czekających godzinami przed konsulatem, by oddać głos. Wśród nich rodacy, którzy od wojny nie byli w kraju, w tym konsul przedwojennej RP, sędziwy pan, który powiedział, że do urny może go doprowadzić tylko członek Solidarności. Byłem dumny, trzymając go za ramię. Pod konsulatem zrobił się piknik, pojawili się właściciele polskich restauracji i sklepów. Kiedy o godzinie  21 wybory miały się zakończyć, na ulicy stała jeszcze kilkusetmetrowa  kolejka. Wtedy konsul  wystawił głośnik i oznajmił, że głosowanie będzie trwać, aż nie  zagłosuje ostatni z końca kolejki. Okazało się, że na listy Solidarności glosy oddało ponad 90 procent ludzi. Wyjątkową satysfakcją było widzieć miny pracowników konsulatu, członków komisji wyborczej, kiedy otwarto urny i zaczęliśmy liczyć głosy.

Kiedy zapadła decyzja o powrocie do kraju?
Póki panował poprzedni ustrój, nie wchodziło to w rachubę. Pierwszy raz przylecieliśmy tu w 1990 r. Postanowiliśmy wrócić  w 2004 r., gdy oboje przeszliśmy na emerytury. Bywaliśmy potem w USA ze względu na rodziny, czasem nawet przez pół roku, ale od 4 lat już nie wyjeżdżamy. I na miejscu z uwagą obserwujemy, co dzieje się z polskim społeczeństwem.

Dziś kłócą się nie tylko dawni koledzy z opozycji, ale podzielił się cały naród. Wrogiem politycznym może być sąsiad, brat, dawny kolega z komunistycznego więzienia...
I to jest najsmutniejsze. Poczułem się, jakby mnie uderzono w twarz,  gdy Jarosław Kaczyński powiedział w Stoczni Gdańskiej: "My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO". Pierwszy raz ktoś odmówił mi bycia „prawdziwym” Polakiem! Takich powiedzeń było później wiele, chociażby "komuniści i złodzieje". Nie wiem, co miałbym mieć wspólnego z komunistami? Nie zrozumiem, jak można traktować ludzi o innych poglądach nie tylko jako przeciwników politycznych, ale także jak niepatriotów? Tego nie mogę podarować obecnej władzy, a imiennie Jarosławowi Kaczyńskiemu, odpowiedzialnemu za to, co się dzieje. Współpracowałem z Lechem Kaczyńskim, byłem bardzo blisko niego , współdziałając w podziemiu. Powtarzam - gdyby żył Lech, nie pozwoliłby swojemu bratu na to, co stało się w kraju. Niestety, po wygraniu ostatnich wyborów władzy wydaje się, że ma legitymację do tego, by utożsamiać prawa Polaków z tym, co podoba się rządzącej partii. Tymczasem jesteśmy niemal równo podzieleni po połowie.

Przypominam sobie, że w latach 90. weterani opozycji jeszcze ze sobą rozmawiali.
Oczywiście. Podczas pierwszych moich wizyt w Polsce spotykałem się z kolegami, tworzącymi stowarzyszenie Godność. Czesław Nowak jest moim sąsiadem, wspólnym działaczem podziemia. Wiele nas łączyło, teraz jesteśmy po przeciwnych stronach poglądów. Tłumaczyłem im wówczas, że w USA związki zawodowe są źle widziane jako organizację zwalniające ekonomię. I że podstawowym błędem polskich władz po transformacji, było dopuszczenie, by działacz Solidarności mógł być równocześnie działaczem politycznym.

Dziś też rozmawiacie?

 Nadal rozmawiam ze wszystkimi. Nie jesteśmy przeciwnikami, tylko ludźmi o zdecydowanie różnych poglądach. Spotykamy się, dyskutujemy. Uważam, że nie jesteśmy wrogami  i myślę, że Czesław  by to samo powiedział. Próbuję przekonywać dawnych kolegów, przyznam, że ze zdecydowanie marnym skutkiem. Po zamordowaniu Pawła Adamowicza zwróciłem się listownie do Czesława, który wcześniej publicznie i bardzo ostro oskarżał prezydenta Gdańska o proniemieckość, z prośbą o spotkanie. Urodziłem się na Pomorzu i dobrze wiem, jak ludzi stąd,  brutalnie doświadczonych wojną, bolą takie oskarżenia. Liczyłem na pojednanie i wystąpienie ze stosownym oświadczeniem. Jednoznacznie mi wówczas odmówiono,  potem usłyszałem, że członkowie stowarzyszenia modlili się za Adamowicza. Trudno, nie udało się. Jednak nadal ci, którzy mnie znają i są w obozie władzy, niektórzy na wysokich stanowiskach, nigdy nie zarzucą mi braku patriotyzmu.

Nikt nie odmawia spotkań?

Są nieliczni, którzy odmawiają. Ale to wyjątki. Uważam, że część tej władzy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, zachowuje się w absolutnie cyniczny sposób, mając tak naprawdę zupełnie inne zdanie, niż prezentowane publicznie. Osoby te wykorzystują rozpętaną, światopoglądową walkę do utrzymania władzy. Poglądy prezesa PiS zatrzymały się w drugiej połowie XX wieku. On nie rozumie nowoczesnego świata, nie widzi i nie rozumie zmian, jakie tam zachodzą i wydaje mu się, że może zatrzymać bieg historii. Nic jednak z tego nie wyjdzie.

Co będzie dalej?
Młodzi prędzej czy później nie wytrzymają. A będzie ich przy każdych kolejnych wyborach więcej. Na tę władzę głosowali głównie ludzie starsi, z mniejszych miejscowości i wsi. Sam jestem osobą starszą, ale liczę na młodych.

Czy kiedyś jeszcze uda się skleić Polskę?

To jest najtrudniejsze. Tworzenie podziałów jest najgorszym, co obecna władza robi. Można odrobić straty ekonomiczne, naprawić system nauczania, ale nie można zasypać łatwo przepaści między ludźmi. Jestem w tej kwestii pesymistą. Moim zdaniem wymaga to wymiany może nawet dwóch pokoleń. Przy czym dobrze rozumiem postawy ludzi, poddanych jednoznacznej propagandzie telewizji państwowej, żyjących w miejscach, gdzie żadna inna telewizja nie dociera. Ci ludzie nie są winni, to jest wina władzy. I choć zmiana władzy może nastąpić nawet w najbliższych wyborach, to mentalność tych osób się tak szybko nie zmieni.

Po 1990 roku także przyrównywano Polaków do ludu wybranego, prowadzonego przez Mojżesza przez pustynię. Mówiono, że musi umrzeć ostatnie pokolenie indoktrynowane w czasach komuny, by wreszcie zapanował u nas kapitalizm. Okazało się,że jest inaczej?

Choć minęło już 30 lat, to ludzie, którzy odczuli na własnej skórze upadek komuny, nie do końca przekonali się do nowoczesności. Nadal widzą wszelkie zło w równości, w prawie do własnych poglądów, do wyboru orientacji seksualnej. Mogą w ogóle nie zrozumieć nowoczesności.

Pół Polski nie wyprowadzi się na inny kontynent. Musimy razem jakoś żyć.

To bardzo trudne, jeśli przez zasłonę, stworzoną przez prymitywną propagandę, nie zechcemy dojrzeć drugiego człowieka. Niedawno wraz z żoną byłem w sanatorium w Wieńcu koło Włocławka, gdzie doświadczyłem nienawiści wynikającej jedynie z faktu, że mieszkam w konkretnym mieście. Leżałem rozebrany w kąpieli, gdy wszedł kąpielowy. Spytał, czy wszystko w porządku, a zaraz potem, skąd jestem. Odparłem, że z Gdańska. -Tak myślałem - powiedział  i szybko rzucił: - Niech mi pan powie, co Gdańsk ma wspólnego z Polską? Kiedy stwierdziłem, że nie rozumiem pytania, zaczął je powtarzać jak mantrę i dodał że jestem z innego zaboru Powiedziałem, że Gdańsk jest polski, proszę o danie mi spokoju i wyjście. Nie chciał tego zrobić.  Doszło do awantury. Kąpielowy krzyczał, że Gdańsk jest już niemiecki. Poprosiłem o telefon jego przełożonej, kazał mi go "sprawdzić operacyjnie". Pomyślałem, że używa języka dawnych służb.

Jak to się skończyło?

W końcu wyszedł, a ja złożyłem skargę. Niestety, nawet jego przełożona w pierwszej chwili stwierdziła że jest to tylko różnica poglądów.Wiem,że ów człowiek powtarzał tezy, które mu wbito - że Gdańsk, który nie akceptuje obecnej władzy, już nie jest polski. Udało się doprowadzić do tego, że jest grupa Polaków uważająca brak akceptacji działań Prawa i Sprawiedliwości za brak patriotyzmu.

Można znaleźć argumenty, odpowiadając na na takie zarzuty?
Zaczęło się od "dziadka z Wehrmachtu" Donalda Tuska. Osobiście próbowałem wyjaśnić kolegom,  jak zawikłane były losy Polaków na Pomorzu na przykładzie mojego wujka. Miał 16 lat, gdy wybuchła wojna. Niemcy zmuszali Pomorzan, pod groźbą wywiezienia na roboty, by jako autochtoni, uważani przez okupanta za osoby częściowo spolonizowane podpisywali listę eingedeutschte ("włączeni do Rzeszy") . Wujek,  choć listy nie podpisał, po ukończeniu 18 lat został siłą wcielony do Wermachtu. Nie miał nic do powiedzenia. Udało mu się jednak uciec i walczył w partyzantce w Borach Tucholskich. I co, można powiedzieć, że miałem wujka w Wehrmachcie? Można. Tłumaczyłem to moim kolegom, którzy to zrozumieli. Ilu jednak Polakom jeszcze trzeba będzie tłumaczyć?

Czuje się pan rozczarowany?
 Przed czterdziestu laty walczyłem wraz z wieloma innymi o demokrację i wolny rynek. Wśród postulatów politycznych były wolne związki zawodowe, a w marzeniach - życie takie, jak na Zachodzie i  wolność podróżowania. Jest taki indeks - Wskaźnik Demokracji - opisujący stan demokracji w 167 krajach świata. Opiera się on na 60 wskaźnikach w kategoriach: proces wyborczy i pluralizm, swobody obywatelskie, funkcjonowanie administracji publicznej, partycypacja polityczna oraz kultura polityczna. Do tzw. pełnej demokracji zalicza  się 25 państw. Nie ma wśród nich Polski.  Następna grupa to „demokracje wadliwe" i tam dopiero jest Polska. Kolejną rzeczą, o jaką walczyliśmy był wolny rynek. Rozumiem, że ma on swoje dobre i złe strony, ale nikt nie wymyślił do tej pory lepszego systemu gospodarczego. Okazuje się, że Polska do 2015 roku była prekursorem wolnego rynku. Od pięciu lat systematycznie się cofamy. Podobnie jest z demokracją, gdzie wskaźniki dotyczące np. wyborów mówią, że powinny być one wolne i uczciwe. Wolne były, ale uczciwe na pewno nie.

Ostatnie wydarzenia, w tym stłumienie protestów społeczności LGBT pokazuje, że legitymacja wyborcza może być bezwzględnie wykorzystana.
Myślę, że ludzie się nie przestraszą. Tamta, komunistyczna władza była dużo bardziej groźna, zdeterminowana i represyjna,  niż obecna. A jednak setki tysięcy Polaków działały w podziemiu, wychodziły na ulicę. Uważam, że i dziś ta część, która nie zgadza się z obecną władzą, nie  zrezygnuje. Jeśli władza nie zrozumie tego, może dojść do groźnych i niebezpiecznych sytuacji.

Kazimierz Masiak jest absolwentem Politechniki Gdańskiej.Pracował najpierw w Stoczni Gdańskiej, gdzie uczestniczył w strajkach w grudniu 1970, a   następnie w  Centrum Techniki i Wytwarzania Przemysłu Okrętowego Promor. Brał udział w strajkach sierpniowych, był przewodniczącym komitetu zakładowego Solidarności w Promorze. Po 13 grudnia strajkował najpierw w stoczni, potem organizował  strajk w swojej firmie. Aresztowany w styczniu 1982 r. został skazany przez Sąd Marynarki Wojennej na 4,5 roku więzienia. Objęła go amnestia dwa lata później. Działał nadal w podziemiu, wobec groźby ponownego aresztowania zdecydował się wyjechać do USA, gdzie współpracował m.in. z Janem Nowakiem Jeziorańskim przy organizowaniu pomocy dla opozycji w kraju. Do Polski wrócił w drugiej połowie lat  90. W roku 2011 odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu odrodzenia Polski, a przed czterema laty - Krzyżem Wolności i Solidarności.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl