Śląsk Wrocław - Korona Kielce 0:0
W zimny grudniowy sobotni wieczór mecz lidera PKO Ekstraklasy przyciągnął na trybuny Tarczyński Arena Wrocław kilkanaście tysięcy widzów. Poza sympatykami WKS-u pojawiła się kilkusetosobowa delegacja fanów z Kielc.
Śląsk Wrocław przed pierwszym gwizdkiem mógł pochwalić się serią 14. meczów z rzędu bez porażki w lidze i miał ponad dwa razy więcej punktów, niż będąca oczko nad strefą spadkową Korona Kielce. Naturalnie więc ciężar faworyta spoczywał na barkach podopiecznych Jacka Magiery.
Po ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa pod ogromnym znakiem zapytania stały występy Łukasza Bejgera i Petera Pokornego. Obaj kończyli tamto spotkanie przedwcześnie z powodu kontuzji. O ile pierwsze badania wykluczyły u obu poważne urazy, o tyle żaden z nich nie przepracował pełnego mikrocyklu przed starciem z Koroną. Bejger na przestrzeni kilku dni wznowił treningi z drużyną, ale Pokorný do piątku chodził po gabinetach lekarskich.
Ostatecznie młodzieżowy reprezentant Polski wydobrzał na tyle, by pojawić się nie tylko w kadrze meczowej, ale wręcz w wyjściowym składzie. Pokorný spotkanie z Koroną oglądał z trybun.
Pierwsza połowa to okres dominacji Śląska, z której jednak kompletnie nic nie wynikało. WKS utrzymywał się przy piłce i był zmuszony budować ataki pozycyjne, ale nie jest to jego mocna strona i było to widać. Jeśli ktoś wyróżnił się na plus, to zdecydowanie Piotr Samiec-Talar, który nie bał się wchodzić w pojedynki i dryblingiem potrafił ogrywać po dwóch rywali na raz.
Raz powinien mieć asystę, bo znakomicie obsłużył pozostawionego bez krycia w polu karnym Korony Erika Expósito, ale Hiszpan złym przyjęciem popsuł tę akcję. Kielczanie kiedy już byli przy piłce nie mieli pomysłu na zagrożenie bramce Rafała Leszczyńskiego. Goręcej w polu karnym WKS-u robiło się tylko przy stałych fragmentach gry, ale nawet wtedy nie było większego zagrożenia. Do przerwy bramkarze solidnie się wynudzili.
Po zmianie stron gospodarze atakowali z większym animuszem, ale niełatwo grało im się przeciwko broniącym się całą jedenastką gościom. W 61 min po strzale głową znakomitą paradą popisał się Konrad Forenc, ratując swój zespół. To była pierwsza naprawdę dobra okazja w tym spotkaniu.
Dopiero ostatnie 15 min nabrało rumieńców. Śląsk postanowił pójść po pełną pulę i co rusz robiło się gorąco pod bramką Forenca, ale brakowało albo precyzji, albo lepszego ostatniego podania. Magiera desygnował do gry m.in. Buraka İnce i Kennetha Zohorè, ale Korona broniła się mądrze, kompaktowo i za wszelką cenę chciała dowieźć bezbramkowy remis do końcowego gwizdka.
W doliczonym czasie gry Śląsk miał jeszcze rzut rożny, lecz nie zdołał oddać nawet celnego strzału. Mecz zakończył się remisem, który zdecydowanie bardziej cieszy gości z Kielc. Za tydzień Śląsk jedzie do Lubina na derby z KGHM Zagłębiem.
