Czy zmiany w rządzie Mateusza Morawieckiego to faktycznie realne „odchudzenie” rządowej administracji?
Winnym „napęcznienia rządu” był właśnie, m.in. premier Morawiecki. Pamiętam, że te resorty, którym przewodził od samego początku wiodły prym o ilość ministrów, czy wiceministrów. Zapowiadane odchudzanie rządu to absolutnie tylko pr-owska sztuczka.
Nie mniej jednak premier zapowiedział zmniejszenie liczby urzędników i to wysokiego szczebla.
Będę obserwował czy ci ludzie rzeczywiście odejdą, czy będą tworzone dla nich jakieś specjalne konstrukcje. Jestem pewien że przejdą na stanowiska w służbie cywilnej. Wtedy tak naprawdę tylko na papierze zmniejszy się ilość urzędników, a faktycznie ich nie ubędzie. Myślę że w przypadku rządu PiS skończy się to klasycznym efektem jojo, tzn. po szybkim, gwałtownym odchudzaniu wszystko wróci do normy za kilka tygodni lub kilka miesięcy. Ale poczekajmy na wyniki zapowiadanych zmian.
Wśród 86 pracujących w 18 ministerstwach wiceministrów aż 33 z nich to sekretarze stanu. Ustawa o Radzie Ministrów teoretycznie przewiduje, że w resorcie jest więcej niż jeden urzędnik tej najwyżej rangi. Jednak rząd jak dotąd zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Praktycznie w każdym resorcie jest kilku sekretarzy stanów. Za rządów PO był jeden sekretarz stanu na resort. Obecnie normą stało się, że jest ich więcej. Resor finansów miał ok. 12 zastępców ministra, a minister Morawiecki miał podajże 30 zastępców w trzech resortach. Są to wręcz niewiarygodne wartości. Rząd niemal się podwoił, to przekroczyło absolutnie wszelkie granice.
Czy to tylko problem obciążenia dla budżetu w związku wypłacaniem pensji?
Absolutnie nie, oprócz pieniędzy jest problem, ze ci ludzie dublują swoje zadania, tzn. dwie, czy trzy osoby zajmują się tym samym. To też nie służy elementarnemu zarządzaniu.
POLECAMY: