W przyszłym roku władze miasta planują, że wydadzą o 22,3 mln zł więcej niż wpłynie do miejskiej kasy. Wiemy to, bo jest już projekt budżetu Słupska na przyszły rok. Zanim trafi pod obrady nowej rady miejskiej i zostanie zatwierdzony, przyjrzeliśmy się jemu. Miasto wyda w 2019 roku, w przeliczeniu na mieszkańca - 6 716 zł, a do miejskiej kasy wpłynie o 258 zł za mało, by zrównoważyć wydatki z dochodami.
To miejskie wyliczenie, ale że tak naprawdę to do końca nie wiadomo, ilu jest słupszczan w mieście, więc traktujmy je z przymrużeniem oka. Poważnie, to dług miasta wzrośnie z 236 mln zł na koniec tego roku do 258,3 mln na koniec 2019. A miasto pożyczy w bankach 46,7 mln, spłaci ponad 24 mln kapitału i jakieś 8 mln samych odsetek. I widać, że mimo spłaty długów w zakończonej kadencji, czym tak się chwalono, mamy do spłacania niewiele mniej niż na jej początku. Ale nie w wielkości długów czy w przeliczeniach na głowę mieszkańca problem, a w tym, że miasto wróciło do życia na kredyt. Tak więc mamy kolejne potwierdzenie, że poprzednia ekipa zarządzająca ratuszem, zadbała tylko, by na „papierze” wyglądało na zmianę, a chodziło tylko o przeczekanie, by wskaźnik zadłużenia pozwalał na branie nowych kredytów. I tak wydamy te pożyczone pieniądze na inwestycje za środki unijne. A potem będziemy je spłacać. Przypomnę, że rok 2017 miasto zamknęło na plusie - 17-milionowym. Choć dochody miało sporo niższe niż w tym roku i planuje mieć w kolejnym.
Ale to bardziej wynikało z polityki rządzących i ich nieudolności, skutkiem czego było wstrzymanie wielu koniecznych i zaplanowanych wcześniej wydatków, np. na inwestycje, niż konieczności, bo już bieżący rok (2018) zamknie się deficytem w wysokości niemal 29 mln zł. I w to wliczana jest emisja obligacji na kwotę 32 mln zł, na co, na wniosek prezydenta Roberta Biedronia, zgodzili się miejscy radni minionej kadencji. Tak więc już żyjemy na kredyt, a na 2019 rok planowane są kolejne pożyczki i wielki deficyt budżetu.
Tymczasem dochody miasta z tytułu wpływających podatków, np. z PIT mieszkańców mają wzrosnąć rok do roku. Podobnież planuje się wyższe wpływy z podatku od nieruchomości i od środków transportu. Urzędnicy tłumaczą, że nie z podwyżki, a z „uwzględnienia zwiększenia podstawy opodatkowania o nowe nieruchomości i środki transportowe oraz wzrost stopnia ściągalności”. To skąd ten planowany deficyt? A no z rozdmuchanych wydatków, głównie na inwestycje związane ze środkami unijnymi. Na 2019 przypadnie - 19,8 mln zł z Unii, do czego trzeba dołożyć 17,9 mln własnych.
Od rządu z dotacji planowane jest tylko - 1,6 mln zł. I jak się przegląda plany na przyszłość, to miasto wcale nie ma zaklepanych państwowych środków. Tak więc zapomnijmy o nowej hali widowiskowo-sportowej, której projekt opłaciliśmy, kwotą ponad 800 tys. zł. Na przyszły rok hala to jedynie 50 tys. zł w budżecie! Planowane na przyszły rok inwestycje drogowe też nie zachwycają. Ot, ulice Władysława IV za milion, Legionów Polskich i Zaborowskiej za 4 mln zł. Do tego kończenie dróg rewitalizowanych w centrum. A na Stary Rynek jest jednak tylko 400 tys. zł. Ale dalszych etapów ringu brak!
Władza zadbała o urzędników, bo mowa o planowanej podwyżce wynagrodzeń oraz kwotach na dwa różne remonty w ratuszu. I na koniec, jest to pierwszy budżet miasta, który musi zakładać otwarcie akwaparku i dodatkowe koszty. Zobaczmy, jak to wyjdzie w praktyce.
ZOBACZ TAKŻE: Robert Biedroń o budżecie Słupska na 2018 rok
