Jaworzno w szoku po śmierci 2-letniego Filipka
Twierdzą, że zostali odesłani z dzieckiem w ciężkim stanie do szpitala w katowickiej Ligocie. Na dodatek musieli pojechać tam własnym autem. Lecznica w Jaworznie nie udostępniła bowiem karetki. Po drodze do szpitala w Katowicach pan Bartomiej i pani Natasza wstąpili jeszcze do domu po rzeczy synka. To właśnie wtedy dziecko przestało oddychać. Z nieprzytomnym malcem popędzili więc z powrotem do najbliższego szpitala, czyli tego w Jaworznie. Tam reanimacja trwała godzinę. Filipka nie udało się uratować. Sprawa trafiła do jaworznickiej prokuratury.
- Zgadza się, dostaliśmy zgłoszenie od rodziców chłopca. O całej sytuacji poinformował nas też szpital, który ma taki obowiązek - informuje prokurator Jacek Nowicki z Prokuratury Rejonowej w Jaworznie. - Wszczęliśmy śledztwo. Obecnie trwa postępowanie w sprawie. Każda ze stron przedstawia swoją wersję wydarzeń. Obie się wykluczają - dodaje.
Co się stało Filipkowi?
W niedzielę rano dziecko zaczęło wymiotować czarną substancją, a jego brzuszek urósł jak balon. Przerażeni rodzice wzięli malca do samochodu i pojechali z nim do przychodni, która przyjmuje pacjentów w weekendy.
- Tam lekarz dyżurny stwierdził ostrą niedrożność przewodu pokarmowego. Powiedział, że musimy natychmiast jechać z dzieckiem do szpitala. Tak więc zrobiliśmy - podkreśla pani Natasza. - W szpitalu czekaliśmy na chirurga dziecięcego 20 minut. W końcu się pojawił. Badanie trwało niespełna cztery minuty i polegało jedynie na osłuchaniu brzuszka - dodaje.
Rodzice Filipka twierdzą ponadto, że ów lekarz nie zaproponował też przyjęcia ich synka na oddział szpitalny.
- Powiedział, że takich zabiegów w tym szpitalu nie da się przeprowadzić, a gdy usłyszał, że jutro w Ligocie nasz synek ma mieć inny zabieg, spuszczenie jąderka, to stwierdził, żebyśmy pojechali tam już dzisiaj - opowiada pan Bartłomiej. - Ja tego nie rozumiem. Jak można wysłać rodziców prywatnym autem do innego miasta, gdy dziecko jest w tak ciężkim stanie? - pyta.
Dyrekcja szpitala zaprzecza oskarżeniom Nataszy Bober i Bartłomieja Wyczesanego. Lekarze twierdzą, że stan dziecka nie zagrażał jego życiu. Poza tym badanie zostało przeprowadzone prawidłowo, a lekarz, który badał malca miał poinformować rodziców, że dziecko powinno trafić na oddział właśnie w jaworznickim szpitalu. Lecznica w Jaworznie jest bowiem w pełni zaopatrzona w odpowiedni sprzęt i ma wykwalifikowanych specjalistów.
- Rodzice nie zgodzili się jednak na to. Poinformowali, że jutro ich syn ma zabieg w szpitalu w Katowicach i właśnie tam pojadą - relacjonuje Wiesław Więckowski, lekarz naczelny Szpitala Wielospecjalistycznego w Jaworznie. - Wtedy chirurg zasugerował, aby udali się tam od razu - dodaje.
Rodzice Filipka są zaskoczeni takim postawieniem sprawy.
- Skoro rzekomo odmówiliśmy przyjęcia synka do szpitala w Jaworznie, to po co tam w ogóle pojechaliśmy? Przecież mogliśmy od razu skierować się do Ligoty. To jest bez sensu - podkreśla pan Bartłomiej.
Dlaczego więc Filip umarł? To wykaże zlecona przez prokuraturę sekcja zwłok. - Ale chłopiec mógł się na przykład zachłysnąć i to mogło być przyczyną tragedii - zaznacza Wiesław Więckowski. Dyrekcja szpitala powołała specjalną komisję, która wyjaśnia tę sprawę.
*Wybieramy Dziewczynę Lata 2015 ZGŁOŚ SIĘ i ZAGŁOSUJ NA KANDYDATKĘ
*Nowy sklep IKEA powstanie w Zabrzu
*Burza na Śląsku i Zagłębiu. Po burzy Rydułtowy wyglądają jak po wojnie ZDJĘCIA + WIDEO
*Przepis na leczo SPRAWDZONY I NAJSZYBSZY
*Program Rolnik szuka żony 2: Rolniczka Anna będzie gwiazdą
*Plebiscyt Fotolato 2015 WYGRAJ FANTASTYCZNE NAGRODY
*Erotyczna bielizna i gadżety z Zabrza podbijają rynek w Arabii Saudyjskiej