Szeryf Los Angeles poinformował, że śledztwo w sprawie katastrofy śmigłowca, w której zginął m.in. legendarny były koszykarz NBA Kobe Bryant, przejęła FBI.
Policja dodała, że warunki w niedzielę rano czasu Los Angeles, były złe i z powodu mgły uziemiono wszystkie należące do niej maszyny. Niewykluczone, że właśnie ona przyczyniła się do tragedii.
Według pierwszych ustaleń śledczych z powodu mgły śmigłowiec Sikorsky S-76 krążył nad zoo w Los Angeles czekając na poprawę warunków, co jednak nie nastąpiło. Po konsultacji z wieżą lotniska Burbank skierował się wzdłuż autostrady, a następnie w kierunku gór, gdzie nastąpił dramat. Od startu z Wayne Airport Orange County do pierwszej informacji o wypadku upłynęło 41 minut. Wyprodukowana w 1991 roku maszyna uderzyła w ziemię prawdopodobnie z szybkością około 250 km na godzinę, po czym stanęła w ogniu. Wszyscy na pokładzie zginęli na miejscu.
W katastrofie oprócz 41-letniego Bryanta zginęła także jego 13-letnia córka Gianna, trener akademicki baseballu John Altobelli z żoną Keri i córką Alyssą oraz Christian Mauser, asystentka trenera koszykówki w akademii należącej do Bryanta. Właśnie tam - na trening Gianny - kierował się śmigłowiec.
- Miejsce gdzie zdarzyła się katastrofa jest trudno dostępne. Jego badanie jest koszmarem dla służb - przyznał szeryf hrabstwa Los Angeles Alex Villanueva.
Na miejscu katastrofy pracowało 56 osób.
- Gaszenie było trudne, bo ze względu na konstrukcję śmigłowca, który zawiera magnez reagujący na mieszankę wody z tlenem - opowiadali strażacy.
Nie przegap
Zobacz koniecznie
Rozwiąż i poznaj wynik
Bądź na bieżąco i obserwuj
