Ratownicy medyczni PCPM poinformowali w czwartek rano o śmierci rocznego dziecka migrantów w przygranicznym lesie. Informacja ta natychmiast wywołała lawinę komentarzy w mediach społecznościowych. Wielu internautów natychmiast winą za śmierć dziecka obarczyło polskie służby.
Informację podaną przez medyków weryfikowaliśmy u rzeczników prasowych policji podlaskiej i lubelskiej, województw graniczących z Białorusią. Usłyszeliśmy, że ani policja, ani prokuratura, ani Straż Graniczna nie mają informacji o takim zdarzeniu.
Do sprawy odniósł się dziś prezydent Andrzej Duda, który podkreślił, że nie ma żadnych dowodów na to, że do śmierci dziecka doszło.
O szczegóły sprawy postanowiliśmy zwrócić się więc do samego PCPM. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że podczas opatrywania trzech osób, jedna z nich – kobieta – powiedziała medykom, że ponad miesiąc temu straciła dziecko. Jak usłyszeliśmy, miało ono umrzeć w wyniku wychłodzenia po białoruskiej stronie granicy. Jedna z przedstawicielek organizacji w rozmowie z PolskaTimes.pl podkreśliła, że nie podano wcześniej niniejszych szczegółów, ponieważ nie ma jakiejkolwiek możliwości ich potwierdzenia. Przyznała, że cała relacja o śmierci dziecka opiera się jedynie na słowach spotkanej kobiety.
Żadne inne szczegóły sprawy nie są znane. W PCPM dowiedzieliśmy się, że o śmierci dziecka organizacja nie poinformowała żadnych służb, gdyż – jak usłyszeliśmy – nie ma takich uprawnień.
